Rozdział 2

38 6 0
                                    

Odwróciłam się. Przede mną stoi jakiś chłopak. Z tego co widzę, jest dobrze zbudowany i bardzo wysoki. Żeby zobaczyć jego twarz, musiałam spojrzeć w górę. Ja, jak to ja, musiałam mieć jakąś wtope pierwszego dnia.

- Prze-przepraszam. - udało mi się wyksztusić z ledwością. Blondyn spojrzał mi w oczy. Był widocznie rozbawiony całą tą sytuacją.

- Nic nie szkodzi mała. Widzę że jesteś nowa. - w odpowiedzi kiwnęłam głową. - Jestem Luke, a ty?

- Anastacia Clark.

- Skąd jesteś?

- Przeprowadziłam się z Londynu. Ludzie nie są tam zbyt tolerancyjni dla czarownic.

- Liverpool jest inne. - powiedział - Tutaj jak widzisz, mamy nawet wspólną szkołę. Nikt nie ukrywa tego, kim jest.

- Luke, to takie trochę dziwne pytanie, ale powiesz mi, w jakiej sali mam lekcje?

- Jasne, tylko daj mi swój plan. - podałam nieco wymiętą kartkę, blondynowi.

- Anastacio, nie chcę cię martwić, ale...

- Ale...?

- Jesteś na mnie skazana. Trafiłaś do klasy z największym debilem w szkole.

- Zgaduje że to ty?

- We własnej osobie. - uśmiechnął się łobuzersko. Spojrzałam w jego piękne niebieskie oczy.

- Lukey, może poszlibyśmy do sali.

- A tak! Chodź! - wyciągnął do mnie rękę, a ja, chwyciłam ją delikatnie. Szliśmy przez korytarz.

- Dlaczego różowy?

- Co różowy? - zapytałam zdezorientowana.

- Twoje włosy. - uśmiechnął się.

- Po prostu. Tak jakoś wyszło.

- Pierwszy raz widzę dziewczynę w różowych włosach. W Liverpool wszyscy są tacy sami, nikt się nie wyróżnia.

- Tylko że... Ja je mam od urodzenia.

- Jak to?

- Podobno zdarza się to jednej na tysiąc czarownic. To znaczy że ma ona jakieś ukryte zdolności, tylko ujawnią się one z czasem.

- To... Wow, nie wiem co mogę powiedzieć. Pierwszy raz spotkałem taką czarownice. --

-To masz ten zaszczyt i dowiedziałeś się o mojej tajemnicy. Prawdę zna tylko moja rodzina, a teraz również i ty.

- Czemu to ukrywasz?

- Człowieku, ja niedawno ujawniłam to kim jestem.

- Serio? Jak długo trzymałaś to w tajemnicy?

- Jakieś... Osiem lat. Tak, moje moce zaczęły działać osiem lat temu.

- Twoi rodzice to czarodzieje?

- Pochodzę z długiego rodu czarodziejów. Jestem w 150 pokoleniu.

- Ja w 20, byłbym w 120, ale jakiś mój przodek nie miał czarodziejskich mocy, ale jego dzieci owszem.

Nagle zaczął dzwonić dzwonek na lekcje.

- Cholera, przyjdziesz dziś do mnie? Pogadamy.

Koniec kolejnego rozdziału. Jak wam się podoba?

Piszcie komentarze i gwiezdkujcie, to dla mnie duża motywacja.

Do następnego Misiaki

Jeden GestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz