Rozdział 7

28 3 1
                                    

Lekcje minęły nadwyraz spokojnie. Tak jak powiedział profesor Smith, cały czas siedziałam koło Luke'a. Po lekcjach poszliśmy na parking przed szkołą. Strasznie się bałam spotkania z jego mamą, a nie byłam jeszcze jego dziewczyną. Czemu ja jestem taka głupia i nie potrafię mu powiedzieć jednego, małego słówka "tak". Ale nie, Anastacia musi wszystko komplikować. Musi prosić go o wiece czasu, bo dopiero co zerwała z jakimś dupkiem, który nie akceptował tego, kim jest. Jestem taka beznadziejna.

- Halo, Ziemia do Anastaci!

- Mówiłeś coś? - Luke westchnął głośno.

- Tak, mówiłem. Pytałem się czy jesteś gotowa.

- Yyy... Nie...

- Anastacio, jeśli nie chcesz, nie musisz iść.

- To przeze mnie dostało ci się. To ja prosiłam cię żebyś został dłużej.

- Dobrze, to daj rękę.

Podałam mu rękę. Lukey machnął ręką, wypowiedział kilka słów i po chwili byliśmy przed jego domem.

- To jak? Idziemy?

- Mhm.

- Poczekaj w korytarzu.

- Dobrze.

- Cześć mamo!

- Witaj synku. To co, masz to wytłumaczenie swojego późnego powrotu?

- Nie mam, ale przyprowadziłem ten powód.

- No to niech wejdzie. - powiedziała. Po jej głosie można było wywnioskować że się uśmiechnęła.

- Anastacio!

Wolnym krokiem weszłam do salonu. Mama Luka jest wysoką blondynką z niebieskimi oczami. Jest bardzo podobna do Luke'a.

- Dzień dobry. Nazywam się Anastacia Clark.

- Więc to przez ciebie mój syn wrócił tak późno?

- Tak i chciałam przeprosić za to że się spóźnił. Po prostu prosiłam go żeby został dłużej, a on się zgadzał. - w tym czasie poczułam jak czyjeś silne ramiona oplatają mnie w talii i przyciągają bliżej siebie. Spojżałam w górę i zobaczyłam szczerzącego się jak do sera, Luke'a.

- Teraz już wszystko rozumiem. Luke czemu mi nie powiedziałeś że masz dziewczynę?

- Anastacia nie jest jeszcze moją dziewczyną, bo musi się wykurować po tym jak zostawił ją chłopak.

- Dlaczego ją zostawił?

- Pochodze z Londynu. - wciełam się Luke'owi. - Tam ludzie są mało torelancyjni dla czarownic. Przez osiem lat, ukrywałam to, kim jestem. Gdy Ashton dowiedział się o mojej mocy, od razu ze mną zerwał.

- Rozumiem. Daj szanse Luke'owi. Widzę pałające między wami uczucie.

- Jak to pani widzi?

- Mama widzi aurę ludzi.

- Mogę się pani o coś zapytać?

- Słucham.

- Czy pani zawsze była blondynką? - kobieta westchnęła cicho.

- Nie, przefarbowałam się na blond gdy wyszłam za mąż. Normalnie moje włosy są niebieskie. Widzę że ty też masz dar.

- Tak, tylko jeszcze nie wiem jaki.

- Nie martw się. Wkródce się ujawni.

- Dziękuje za rozmowę ale muszę już iść. Miałam zadzwonić do rodziców.

- Dobrze. Mam nadzieje że kiedyś jeszcze do nas wpadniesz.

- Z przyjemnością. Do widzenia. - powiedziałam w pocałowałam Luke'a w policzek. Później wyszłam z domu państwa Morgan. Było nawet ciepło, więc postanowiłam się przejść. Zaczęło zachodzić słońce, gdy zaczęłam iść małym parkiem. Szłam w ciszy i nasłuchiwałam dźwięków przyrody. Usłyszałam trzaski. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam dwóch typków. Przyśpieszyłam, oni również. Gdy byli tak blisko że mogłam usłyszeć ich ciężkie oddechy, byłam tak przestraszona że prawie płakałam.

- Ooo, maleńka. Taka ładna dziewczynka nie może chodzić sama w takiej okolicy.

- Spadajcie, nie mam na was czasu.

- Stary, ślicznotka się rzuca.

Poczułam czyjąś dłoń na moim pośladku.

- Nie zagalopowałeś się troszeczkę? - zapytałam się z ironią.

- Mogę zrobić jeszcze więcej.

Jeden złapał mnie za nadgarstki z zaciągnął w krzaki.

- Puść mnie! - krzyknęłam jednak on nie spełnił mojej prośby.  Wyrwałam jedną rękę z uścisku i rzuciłam zaklęcie paraliżujące. Drugi podszedł do mnie i zrobił coś, czego bym się nie spodziewała. Rzucił zaklęcie lewitacji i zabrał swojego kolegę. Nie mogłam się oprzeć i potraktowałam go tym samym zaklęciem co poprzedniego. Po wszystkim przeteleportowałam się do domu.



Witam was moi czytelnicy. Jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach.


Do następnego Misiaki.

Jeden GestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz