Lekcje minęły nadwyraz spokojnie. Tak jak powiedział profesor Smith, cały czas siedziałam koło Luke'a. Po lekcjach poszliśmy na parking przed szkołą. Strasznie się bałam spotkania z jego mamą, a nie byłam jeszcze jego dziewczyną. Czemu ja jestem taka głupia i nie potrafię mu powiedzieć jednego, małego słówka "tak". Ale nie, Anastacia musi wszystko komplikować. Musi prosić go o wiece czasu, bo dopiero co zerwała z jakimś dupkiem, który nie akceptował tego, kim jest. Jestem taka beznadziejna.
- Halo, Ziemia do Anastaci!
- Mówiłeś coś? - Luke westchnął głośno.
- Tak, mówiłem. Pytałem się czy jesteś gotowa.
- Yyy... Nie...
- Anastacio, jeśli nie chcesz, nie musisz iść.
- To przeze mnie dostało ci się. To ja prosiłam cię żebyś został dłużej.
- Dobrze, to daj rękę.
Podałam mu rękę. Lukey machnął ręką, wypowiedział kilka słów i po chwili byliśmy przed jego domem.
- To jak? Idziemy?
- Mhm.
- Poczekaj w korytarzu.
- Dobrze.
- Cześć mamo!
- Witaj synku. To co, masz to wytłumaczenie swojego późnego powrotu?
- Nie mam, ale przyprowadziłem ten powód.
- No to niech wejdzie. - powiedziała. Po jej głosie można było wywnioskować że się uśmiechnęła.
- Anastacio!
Wolnym krokiem weszłam do salonu. Mama Luka jest wysoką blondynką z niebieskimi oczami. Jest bardzo podobna do Luke'a.
- Dzień dobry. Nazywam się Anastacia Clark.
- Więc to przez ciebie mój syn wrócił tak późno?
- Tak i chciałam przeprosić za to że się spóźnił. Po prostu prosiłam go żeby został dłużej, a on się zgadzał. - w tym czasie poczułam jak czyjeś silne ramiona oplatają mnie w talii i przyciągają bliżej siebie. Spojżałam w górę i zobaczyłam szczerzącego się jak do sera, Luke'a.
- Teraz już wszystko rozumiem. Luke czemu mi nie powiedziałeś że masz dziewczynę?
- Anastacia nie jest jeszcze moją dziewczyną, bo musi się wykurować po tym jak zostawił ją chłopak.
- Dlaczego ją zostawił?
- Pochodze z Londynu. - wciełam się Luke'owi. - Tam ludzie są mało torelancyjni dla czarownic. Przez osiem lat, ukrywałam to, kim jestem. Gdy Ashton dowiedział się o mojej mocy, od razu ze mną zerwał.
- Rozumiem. Daj szanse Luke'owi. Widzę pałające między wami uczucie.
- Jak to pani widzi?
- Mama widzi aurę ludzi.
- Mogę się pani o coś zapytać?
- Słucham.
- Czy pani zawsze była blondynką? - kobieta westchnęła cicho.
- Nie, przefarbowałam się na blond gdy wyszłam za mąż. Normalnie moje włosy są niebieskie. Widzę że ty też masz dar.
- Tak, tylko jeszcze nie wiem jaki.
- Nie martw się. Wkródce się ujawni.
- Dziękuje za rozmowę ale muszę już iść. Miałam zadzwonić do rodziców.
- Dobrze. Mam nadzieje że kiedyś jeszcze do nas wpadniesz.
- Z przyjemnością. Do widzenia. - powiedziałam w pocałowałam Luke'a w policzek. Później wyszłam z domu państwa Morgan. Było nawet ciepło, więc postanowiłam się przejść. Zaczęło zachodzić słońce, gdy zaczęłam iść małym parkiem. Szłam w ciszy i nasłuchiwałam dźwięków przyrody. Usłyszałam trzaski. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam dwóch typków. Przyśpieszyłam, oni również. Gdy byli tak blisko że mogłam usłyszeć ich ciężkie oddechy, byłam tak przestraszona że prawie płakałam.
- Ooo, maleńka. Taka ładna dziewczynka nie może chodzić sama w takiej okolicy.
- Spadajcie, nie mam na was czasu.
- Stary, ślicznotka się rzuca.
Poczułam czyjąś dłoń na moim pośladku.
- Nie zagalopowałeś się troszeczkę? - zapytałam się z ironią.
- Mogę zrobić jeszcze więcej.
Jeden złapał mnie za nadgarstki z zaciągnął w krzaki.
- Puść mnie! - krzyknęłam jednak on nie spełnił mojej prośby. Wyrwałam jedną rękę z uścisku i rzuciłam zaklęcie paraliżujące. Drugi podszedł do mnie i zrobił coś, czego bym się nie spodziewała. Rzucił zaklęcie lewitacji i zabrał swojego kolegę. Nie mogłam się oprzeć i potraktowałam go tym samym zaklęciem co poprzedniego. Po wszystkim przeteleportowałam się do domu.
Witam was moi czytelnicy. Jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach.
Do następnego Misiaki.
CZYTASZ
Jeden Gest
FantasíaNiektórzy myślą, że magia nie istnieje. Szkoła do której uczęszcza Anastacia Clark, udowadnia że są w błędzie. Szkoła dzieli się na dwie części: w pierwszej, normalnej uczą się ludzie. W drugiej, którą od pierwszej, oddziela niewidzialna bariera o...