Tak miało być?

55 6 1
                                    

Jestem w Meksyku, w moim starym pokoju na poddaszu. Bladoróżowe ściany, białe, drewniane meble, łóżko z białym baldachimem, a na nim różowa pościel i misie. Przy oknie stoi stoliczek do pikników z lalkami. Tak bardzo dziewczęco. W końcu jestem księżniczką w moim własnym, małym królestwie. Ciemnowłosy kwiatuszek o ognistym spojrzeniu i łagodnym charakterze. Tak mnie zawsze opisywali sąsiedzi, rodzina, a nawet pani w szkole. Zabawne to wszystko. Mimo tych wszystkich nowoczesnych sprzętów są indiańskie akcenty tak, jak w całym domu. Łapacze snów, indiańskie amulety, kości zwierząt - oczywiście niezabite przez nas, pamiątki rodzinne - róże maski, zdjęcia przodków w wigwamach i indiańskich strojach z piórami we włosach. Ta historia jest cały czas żywa w nas. Właśnie, dlatego siedzę wśród pluszaków i przeglądam album ze zdjęciami. Bardzo lubię oglądać fotografie naszej rodziny. Bardzo często zresztą to robimy wszyscy razem. Umacnia w nas tę całą więź. Jesteśmy dla siebie bardzo ważni. Wszyscy bez wyjątku. Nawet ja i Rico mamy ze sobą wiele wspólnego, chociaż jest między nam sześć lat różnicy. Więź między nami jest nierozerwalna. Bardzo często opiekował się mną, gdy rodzice byli w pracy. Opowiadał mi bajki na dobranoc, siadał ze mną przy stoliczku i "pił" herbatkę z porcelanowych filiżanek. Jest mi bardzo bliski. Jednak teraz trochę się pozmieniało, bo on się nieco zmienił. Nie mam mu tego za złe. W końcu jest ode mnie starszy i m swoje obowiązki, swoich znajomych, swój świat. Dużo ćwiczy i gra na komputerze, przez co nie ma dużo czasu dla mnie. Mam jednak nadzieję, że to chwilowe.

Z zamyślenia nad zdjęciem dziadków wyrywa mnie wołanie mamy na kolację. Wychodzę z pokoju i zbiegam na dół po schodach. Tata pomaga mamie z kolacją. Wrócił niedawno z pracy. Zabieram talerze i ustawiam je na stole. Po chwili przychodzi Rico i kładzie jedzenie na stół. Woda w czajniku już się zagotowała, herbata gotowe. Wszyscy siadamy do stołu i się modlimy. Moi rodzice są bardzo wierzący i starają się to również w nas zakorzenić, co im się udaje. Po prostu to już nasza tradycja, że gdy siadamy do posiłku, dziękujemy Bogu za kolejny dzień, za to, że jesteśmy razem, za życie. Po skończonej kolacji Rico i ja sprzątamy, po czym wychodzimy z domu. Taki jest piękny wieczór, idealny na spacer. Mama z tatą idą pod rękę, a my obok nich. Idziemy powoli ulicą Santa Fe. Mieszkamy blisko centrum miasta i właśnie tam prowadzi nasza droga. Tata zawsze opowiada nam ciekawe historie związane z Meksykiem, Santa Fe czy naszą rodziną. Wiele czasu przesiedział w archiwach, kronikach czy nad książkami. Jest znanym historykiem. Wielu nauczycieli bazuje na jego książkach. Ojciec odkrywa wiele tajemnic historycznych albo faktów, które zostały zatajone przed światem przez rząd. Wiele razy miał problemy przez to, ale nie przestał wciąż szukać i ujawniać światu swoich odkryć. Jest z tego, co robi bardzo dumy.

Dzięki tacie wiem, że moja rodzina mieszka tu od ponad sześciu wieków. W moich żyłach płynie czysta krew indiańskich przodów. Wiele rodzinnych pamiątek jest w naszym domu. Najważniejsze dla nas są zdjęcia, ponieważ pokazują jak daleko sięga nasza historia. Rysunki na pergaminie wiszą w korytarzu. Bardzo lubię się im przyglądać. A najbardziej uwielbiam wymykać się z domu i uciekać na polanę za domem. Siedzieć przy strumyku i słuchać odgłosu natury. Wtedy po prostu upodabniam się do przodków, których historia jest bardzo bogata, a ich kultura bardzo ciekawa. Uwielbiam słuchać historie o ich religii, o miłości do natury, o ich zwyczajach, wszystkim, co z nimi związane. 

Najbardziej jestem wdzięczna miastu, które nawiązuje do zwyczajów Indian. Można wtedy poczuć ten cudowny klimat. Dlatego co roku z rodziną wybieramy się do kaplicy Loretto, gdzie odbywa się Indiański Targ. Dzięki temu nabywam coraz więcej pamiątek. Uwielbiam tę kulturę. 

"Rico".

Spacer jak każdy spacer. Opowieści o przeszłości, o rodzinie, o historii to właśnie taty żywioł. Wtedy jest taki szczęśliwy. Chociaż, że większość tego już znam, lubię patrzeć, jak Vic jest szczęśliwa. Ona tym wszystkim żyje. Dla takiego widoku mogę słuchać tysiąc razy tych opowieści. Jednak w głębi duszy czuję, że coś złego wisi w powietrzu. Okolica była za spokojna. Na co dzień ta część miasta tętni życiem. A teraz widzę paru ludzi i to w dużych odstępach czasowych. Cały czas zachowuję ostrożność i jestem czujny. Przejąłem obowiązek ojca, gdyż on zagłębił się właśnie w opowieść o jutrzejszym targu Moje obawy się sprawdzają i w jednej chwili wszyscy słyszymy odgłos śmigieł helikoptera. Zatrzymał się dokładnie nad nami. Zauważam napis zboku maszyny, ale jest nieczytelny. Dla mnie oczywiście, ponieważ to język.. arabski? Terroryści? Ta sytuacja nie wydaje się wcale kolorowa. Tata przerywa opowieść. 

Dziewczyna z ulicy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz