Rico
To był cholerny maraton. Vic biegnie najszybciej, jak tylko umie. Sprawia mi to niezły problem, ale w końcu ją łapię i obejmuję ramionami, by mi już nie uciekła. Jednak nie przewidziałem tego, że nagle rzeźba terenu natychmiastowo się obniży. Oboje tracimy grunt spod nóg i spadamy ze wzgórza. Już nie mam jej w ramionach. Sami na własną rękę staramy się nie zderzyć z jakimś drzewem. Wydaje się to trwać wieczność. Cały świat wiruje, a my wraz z nim. W końcu zatrzymujemy się na miękkiej powierzchni, usłanej liśćmi. Daję sobie chwilę, by wrócić do rzeczywistości. Gdy odzyskuję równowagę, zauważam, że Vic chce się już zerwać i biec dalej. Szczerze to zapomniałem o mojej ranie, która teraz zapewne wygląda gorzej niż na samym początku. Jednak w tym momencie się tym nie przejmuję. Najważniejsza jest dla mnie Victoria i porozumienie się z nią. Spoglądam na nią i widzę obłęd w jej oczach. Tak, jakby zamieniła się w dzikie zwierzę. Schylam się i powoli idę w jej kierunku, uspokajając ją.
- Csii.. Vic to ja – mówię z wyciągniętą przed siebie ręką. – Jesteś bezpieczna. Nic ci ze mną nie grozi..
Widzę płomyki w jej oczach. Jest przestraszona, nieufna i poruszona gniewem. Muszę uważać na jej każdy ruch. Dzieli nas zaledwie metr, gdy zatrzymuje się przy drzewie, uprzednio się cofając. Czuje, że jest w pułapce. Jej źrenice znów się zwężają.
- Victoria! – krzyczę.- Wróć do mnie! Victoria!
Czekam na jakikolwiek znak. Póki, co ona wciąż jest gotowa do ataku. Jednak zauważam zmianę. Jej źrenice wracają do normalnego stanu. Ona rozpoznaje mnie i chowa głowę w dłoniach, zsuwając się po drzewie. Słyszę jej cichy płacz.
- Spokojnie. Jest już wszystko dobrze. – Bez wahania podchodzę do niej i ją przytulam, a ona płacze mi w pierś. Coś złego się z nią dzieje. – Co się stało z Tobą? Czułaś coś? Odpowiedz mi, jak już się uspokoisz. – kiwa lekko głową. Chwilę czekam, kołysząc się z nią, by się uspokoiła. W końcu podnosi głowę, wyciera twarz i próbuje coś powiedzieć.
- Nie wiem, co to było.. – mówi. – To tak, jakby coś wzięło nade mną władzę. Kazało mi zabijać, bez skrupułów. Nie chciałam Cię skrzywdzić.. – po jej policzkach spływają łzy. Od razu je wycieram opuszkami palców.
- Wszystko dobrze, mała. Jestem tu. Wiem, że nie chciałaś tego zrobić. Musimy się dowiedzieć, co wzięło nad tobą górę. Zdarzało ci się tak częściej?
- Nie. Nigdy wcześniej. To pierwszy raz, kiedy coś takiego się stało. Miałam wrażenie, że gdybym nie zrobiła tego, on by nas wszystkich skrzywdził.. Ach! Lena! Co z nią? – pyta, patrząc na mnie z przerażeniem w oczach.
- Luke pobiegł z nią od razu do Środkowego Budynku. Tam się nią zajmą.
- To wszystko moja wina, gdybym zareagowała szybciej i nie pozwoliła mu wbić tego sztyletu w jej ciało. To moja wina. – znów zalewa się łzami. Kręcę głową i znów wycieram jej łzy.
- Nawet tak nie mów. Nikt nie wiedział, co się stanie. Ten mężczyzna pojawił się znikąd i zaatakował w najmniej oczekiwanym momencie. Nie możesz się za to obwiniać. Jako jedyna miałaś możliwość podejścia do niego i to pozwoliło ci go zabić. To też jest zastanawiające. Musimy te sprawy wyjaśnić. Chodźmy. – pomału wstaję i podaję jej rękę. Ona mnie chwyta i wstaje. Postanawiam wziąć ją na swoje plecy. Ona wtula twarz w moje barki. Zastanawiam się, jak jej pomóc. Nie wiem jak. Mam nadzieję, że Alessia da radę.
W międzyczasie Luke zaniósł Lenę do Środkowego Budynku. Zawrzało w środku. Wielu zajęło się ratowaniem dziewczyny. Zabrano ją na salę ze szklanym stołem. Położono ją na nim. Luke został zmuszony do pozostania poza pomieszczeniem. Jednostki specjalne uruchomiły smugi światła, które od razu połączyły się z ciałem Leny. Fioletowa smuga owinęła się wokół noża, czyniąc z niego pył, który podążył za światłem. Wprowadzono ją w stan snu, który miał wspomóc walkę organizmu. Oczywiście nie zostawili rany otwartej. Srebrna smuga przybyła znikąd, zbliżyła się do szramy, zasklepiając ją swą mocą, jednocześnie kojąc cały ból. Oddział ratunkowy czuwał nad wszystkim, a Luke odchodził od zmysłów za drzwiami.
CZYTASZ
Dziewczyna z ulicy.
Fantasy• Wciąż szkic, więc proszę, nie patrz na literówki i błędy w spójności tekstu. Poprawię w najbliższej przyszłości. Santa Fe. Miasto na pozór spokojne, ale dochodzi do tragedii, która wywraca życie rodzeństwa do góry nogami. Od teraz muszą radzić sob...