Rozdział 22

429K 12.8K 34K
                                    

Następnego dnia obudziłam się wykończona. Spałam z dwie godziny i nie miałam siły iść dzisiaj do szkoły albo robić cokolwiek. 

Tylko chcę go spotkać.

Czułam się okropnie... Dlaczego po tym gównie tak trudno jest później funkcjonować? Z trudem wstałam z łóżka i powędrowałam do toalety zrobić poranne czynności i doprowadzić się do porządku. Nie miałam siły nawet zrobić makijażu, ale musiałam zamaskować czymś tą zmęczoną twarz. W jakimś stopniu zrobiłam porządek i poszłam się ubrać. Nałożyłam czarne rurki i białą koszulkę na ramiączka, schodząc po tym na parter do kuchni.

Dzisiaj go zobaczę. 

O kurwa.

- Alan? - Zawołałam w połowie drogi, gdy poczułam unoszący się zapach jedzenia w powietrzu. 

- Tutaj. 

Przekroczyłam próg kuchni i ze zdziwieniem stanęłam w miejscu, spoglądając na bruneta, który kuchcił coś. Pomrugałam kilkukrotnie, nie dowierzając temu, jaki widok właśnie zastałam.

- Mam nadzieje, że się nie porzygasz. - Zaśmiał się.

- Nie wiem czy dam radę zjeść... - Usiadłam na wyspie kuchennej.

Alan odwrócił się w moją stronę, karcąc mnie ostrzegawczym spojrzeniem.

- Masz zjeść. - Rzucił stanowczo, powracając do smażenia.

- Wiesz, jak bardzo mam ochotę zwymiotować, ale nie mogę? - Zapytałam z kpiną.

- No widzisz. Licz się z tym, co później będzie z tobą, jak wciągniesz. - Zaczął nakładać omleta na talerz. 

Na sam widok, jakiego omleta mi nałożył, rzygać mi się zachciało. Nie miałam ochoty nic jeść, ale musiałam na siłę wpychać w siebie śniadanie, które mi zrobił.

Było to słodkie.

W ogóle Alan jest słodki.

- Smacznego. - Postawił przede mną talerz. 

- Dzięki, a ty nie jesz? - Spytałam, zabierając się za jedzenie. 

- Już zjadłem. - Wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia z kuchni.

- Alan! - Rzuciłam.

- Hmm? - Odwrócił się do mnie. 

- Dzięki... - Uniosłam delikatnie kąciki ust w górę, czując rumieniec na twarzy, gdy nasze spojrzenie spotkało się z sobą.

- Luz. - Powędrował przed siebie.

Wzięłam głęboki wdech i zabrałam się za jedzenie. Czułam, że naprawdę wyrzygam to prędzej czy później, ale nie mogłam tego wyrzucić, bo on zmarnował czas, żeby zrobić mi śniadanie. Z wielkim wysiłkiem jadłam w spokojnym tempie, bo tylko taki mogłam utrzymać. Po kilku minutach Alan znowu zszedł na dół, gwiżdżąc pod nosem, w dodatku trzymał ręce w kieszeni spodni i krążył po pomieszczeniu jak gdyby nigdy nic. 

- Przepraszam za wczoraj. - Rzuciłam.

- Przepraszałaś już tyle razy... - Powiedział rozbawiony.

- Ale ja naprawdę przepraszam! - Uniosłam się. - Musiałeś niańczyć mnie jak dziecko, co pewnie doprowadzało cię do szału.

- Nie wkurzałem się. - Uśmiechnął się i wyjął z lodówki sok pomarańczowy, upijając dużego łyka.

- Jasne... - Spojrzałam na niego z kpiną. - Znam cię na tyle, żeby wiedzieć, co cię już wkurza. 

- Nie wkurza mnie opiekowanie się tobą. - Spojrzał na mnie poważniej i wzruszył ramionami.

Mój mały chłopczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz