Rozdział 27

430K 12K 20.2K
                                    

- Skacz! - Wołał do mnie z dołu Alan, który trzymał w górze swoje dłonie, żeby mnie złapać.

- Ja... Ja nie dam rady... - Cały czas wycofywałam się. 

Siedziałam na parapecie i trzymałam się mocno okna. Nie mam lęku wysokości, ale cholernie bałam się skoczyć z pięciu metrów w dół. Mimo tego, że Alan tam był, to się bałam.

- Pośpiesz się, nie mamy czasu! - Nalegał. 

- Ruszcie się! - Krzyknął Jesse, który stał przy swoim samochodzie. 

Wzięłam głęboki wdech i przysunęłam się bardziej do krawędzi parapetu. 

- Złapiesz mnie? - Przełknęłam głośno ślinę, spoglądając w dół.

- Nie kurwa, dam ci spaść na twarz. - Rzucił z sarkazmem. - Złapie cię, kretynko! 

Zamknęłam oczy i wyskoczyłam z okna, wpadając od razu w ramiona bruneta. Pisnęłam, gdy oboje upadliśmy na trawę, co było nawet śmieszne. 

- Ała... - Zaśmiałam się. 

- I co, tak trudno było to zrobić na samym początku? - Zapytał, leżąc pode mną.

- Tak. - Burknęłam i nachyliłam się nad nim, spoglądając prosto w brązowe tęczówki.

Między nami nastała cisza. Patrzymy w swoje oczy nie mówiąc nic. Zatracam się w brązowym kolorze tęczówek, które patrzą prosto na mnie. Rumienię się, zaczynam się rumienić i wyglądać jak burak, oddychając przy tym głośno. To była nagle chwila, gdy zaczęłam się nad nim nachylać.

- Ruchy! - Krzyknął Jesse.

Ocknęłam się. Gwałtownie wyprostowałam nogi i pomogłam wstać Alanowi, kierując się w stronę samochodu. 

- Dzięki za wieczór! - Uśmiechnęłam się do Jesse'a i Matta. 

- Nie ma sprawy. - Pomachał mi czarnowłosy i wsiadł do auta, odjeżdżając szybko razem z Mattem.

Moje serce prawie wyskoczyło z klatki piersiowej, gdy zobaczyłam policyjne światła zbliżające się do nas. Szybko znalazłam się w samochodzie, panikując przeraźliwie. 

- Kurwa... - Syknęłam, zapinając się pasem.

- Cicho. - Odpalił samochód i wjechał na drogę, oddalając się od policji. 

Jechał z bardzo dużą prędkością, a ja cały czas odwracałam się do tyłu, żeby sprawdzić czy policja za nami nie jedzie. Z pozostałą dwójką już się rozdzieliliśmy, a teraz kierowaliśmy się do domu. Po dłuższym czasie, zaczęło coś mi nie pasować...

- Umm, Alan... Gdzie my jedziemy? - Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.

- Chcesz pojeździć sobie autem? Bo ja mam ochotę. - Uśmiechnął się łobuzersko. 

- Nie boisz się dać mi auta? - Zapytałam zaskoczona.

- Będziemy w takim miejscu, że nie spowodujesz wypadku, spokojnie. - Zaśmiał się.

- No to chcę tą maszyną pojeździć. - Uśmiechnęłam się. 

Po chwili Alan kliknął jakiś guzik i dach w jego aucie zaczął się rozsuwać. Momentalnie poczułam zderzający się wiatr z moim ciałem. Włączył także jakąś piosenkę, a mój organizm doznał w tej chwili mieszanki euforii połączonej z czymś jeszcze przyjemnym. Jechałam właśnie z Alanem, sami, we dwoje.

Czułam się wolna razem z nim.

Uniosłam ręce w górze i spojrzałam na rozgwieżdżone niebo, po którym mieniło się miliony małych gwiazd, oświetlających całe New Jersey, a księżyc w postaci litery c odbijał się w wodzie, która znajdowała się obok. 

Mój mały chłopczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz