Rozdział 10

1K 91 27
                                    

Od razu was przepraszam za to, że nie było długo rozdziału. Teraz jest ciężko. Wyjechałam z Quevertonu i wróciłam z namiotu oraz siedzę u babci, bo w domu jest remont i nie ma jak mieszkać 😢😢
Cały czas pamiętam o was, nawet, jak tak długo jest cisza
Dlatego zapraszam :D

Położyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Jednak, kiedy po chwili je otworzyłem, światło wschodzącego słońca mnie oślepiało. Łazienka aż tak nie lśniła, ładniejsza jest wieczorem. 

Moje stopy dotknęły szarego, miękkiego dywanu, a ja leniwie się przeciągnąłem. Spojrzałem na zegar. Za pół godziny miało być śniadanie w Wielkiej Sali. Mój brzuch na tą myśl zaburczał. 

Teczka ciągle walała się na podłodze przy biurku. Kto chciałby jeszcze się rozpakowywać? Na pewno nie ja, po prostu mi się nie chce. 

Podniosłem ją i wygrzebałem szatę z peleryną oraz krawat i logo Slytherinu zza czasów szkolnych.

Na biurku leżała paczuszka zawinięta sznurkiem z kokardą. Gdy tylko pociągnąłem za wystający koniec sznurka, paczka sama się otworzyła. Na wierzchu był list od Dumbledore'a, zaznaczony zielonym wężem.

Severusie, 

Przypomnę ci jeszcze raz, że śniadania są o dziewiątej, obiady o drugiej, a kolacje w pół do siódmej. Oczywiście, posiłki są nieobowiązkowe.

Serdecznie gratuluję posady opiekuna Slytherinu, domu węża.

Wysyłam egzemplarz podręcznika, w którym są wpisy i rady wszystkich opiekunów, począwszy od Salazara Slytherina. Notatki zaczynają się od 56 strony, początek to rady i polecenia, stworzone przez wszystkich założycieli Hogwartu. Każdy nowy opiekun ma taki sam egzemplarz swojego domu.  

Miłego dnia,

Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
A. Dumbledore

Odłożyłem list na stos jakiś starych ksiąg i znowu to. Jasne śnieżnobiałe światło dochodziło z łazienki. Teraz ona nie była ważna, no, ale jednak... Ta energia tak jakby pulsowała...

I w tym momencie zaczęła się moja rozterka. Czy pójść na śniadanie (a brzuch na prawdę dokazywał we znaki), czy z głodem przekroczyć jej progi...

Jednak brzuch zdecydował sam za siebie. Moje nogi zaczęły kierować się ku ciężkimi drzwiami z zamkami. Delikatnie zamknąłem za sobą te bramy i pokierowałem się ku Wielkiej Sali.

Na środku stał gigantyczny, okrężny stół, a wokół niego stoły. Na największym z nich, ozdobiony srebną sową siedział dyrektor, a po jego prawicy, na trochę mniejszym siedzeniu z brązową sową siedział zastępca. Zastępcą okazała się McGonagall, opiekunka Gryffindoru oraz nauczycielka transmutacji, której kiedyś uczył Dumbledore. Krzesła opiekunów domów posiadały ozdobniki w postaci zwierzęcia danego domu. Reszta krzeseł została przy dekorowana srebrnymi piórami.

Dyrektor zawsze powtarzał, że wszyscy są równi, a te krzesła tylko przypominają nam, kto jest opiekunem, kto dyrektorem a kto zastępcą. Siedzenia te zostały projektowane przez samych założycieli, ale nigdy ich nie używano w roku szkolnym. Dlaczego? A po jakiego grzyba mam wiedzieć?!

Usiadłem na srebnym krześle przyozdobionym zielonym wężem z prawie jak diament oczami. Dumbledore zawsze był pierwszy z McGonagall, a następnie psorowie dochodzili i zajmowali swoje miejsca. Albus uśmiechnął się do mnie, ale Minerwa tylko patrzyła na mnie z pogardą.

Zerknąłem na swój talerz, a on sam się uzupełnił. Widniał na nim biała jak wanna jajecznica i dwa plastry bekonu, które tak jakby były falą. Na mojej filiżance zgromadziło się kakao, który aromat unosił się nad salą.

Jednak coś, było między nami nieprzyjemnego. Jakaś nieprzyjemna energia niszczyła dobre więzi, nawet ten pulchny koleś od Hufflepuffu szybko ukrył swój uśmiech. Gdy Albus Persiwal Wulfryk Brian spojrzał w słoneczny sufit, słońce zakryły ciemne chmury.

Snape w wannieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz