Rozdział 4

12.2K 663 52
                                    

Stałam oparta plecami o zimną barierkę. Stałam, bo nie mogłam się ruszyć ze strachu. Czułam jak serce coraz szybciej uderza o żebra, ręce zrobiły się zimne i mokre od potu. Mój oddech przyspieszył, gdy patrzyłam przerażonymi oczami jak podchodzi do mnie wkurwiony Alfa. W momencie, w którym znalazł się na odległość centymetrów od mojej twarzy wręcz sparaliżował mnie strach.  Jego oczy były wypełnione furią, zimną i bezwzględną złością skierowaną w moją osobę. Zamknęłam oczy i cofnęłam się myślami do słów wiatru. To nie jest mój czas, jeszcze teraz nie umrę, mam zadanie do wykonania. Słysząc donośne warczenie otworzyłam powoli oczy. To, że nie umrę, wcale nie oznacza, że nie będę cierpieć.

- Oznaczę Cię w tej chwili, czy tego chcesz czy nie! - krzyknął mi w twarz Jared. Jego zaciśnięta pięść niebezpiecznie kierowała się w moją stronę. - Nie będziesz mi wydawała poleceń! To JA tutaj rządze, zrozumiano?! - w tym momencie poczułam ostry ból w okolicy policzka i przez siłę uderzenia upadłam na podłogę.

Na języku poczułam smak krwi, delikatnie przetarłam kącik ust zbierając czerwoną ciecz. Najlepiej moje odczucia oddawać bedą takie słowa jak ból i niedowierzanie. Wiedziałam, że Jared był zdenerwowany ale aby posunąć się do przemocy i to wobec partnerki? Cała moja wiedza o więzi opierała się o opowieści moich znajomych, jednak nikt nigdy nie wspominał o przemocy. Inne wilki zawsze mówiły, że sama myśl o skrzywdzeniu partnerki wywoływała w ich ciele fizyczny ból.

Moje przemyślenia zostały przerwane gdy zostałam brutalnie postawiona do pionu i pchnięta na ścianę. Jęknęłam z bólu, gdy moje plecy i potylica uderzyły w twardą ścianę. Ledwo stałam na trzęsących się nogach, a patrząc na nie, nie wiedziałam nawet dlaczego się trzęsą. To, że bałam się Alfy było oczywiste ale w mojej głowie panował absolutny chaos. Moja wilczyca schowała się gdzieś z podwiniętymi ogonem i wyła cicho w rozpaczy. Zostałam zmuszona żeby spojrzeć Jaredowi w oczy. Głęboka czerń, praktycznie puste spojrzenie. Lekko skrzywiłam się patrząc w jego bezduszne oczy. Mężczyźnie wyraźnie się to nie spodobało co spowodowało kolejne uderzenie tym razem z otwartej dłoni w policzek. Czując ten piekący ból, a przede wszystkim wstyd zamknęłam powieki i osunęłam się po ścianie na podłogę. Nie miałam siły walczyć, było mi wszystko jego co się ze mną stanie. Nie chciałam takiego partnera, ani takiego życia.

Pojedyncza łza wypłynęła spod moich przymkniętymi powiek. Nie byłam w stanie jej powstrzymać, ogarnął mnie tak ogromny smutek. Mój los nigdy nie był usiany różami ale nie spodziewałam się takiego potwora. Wiatr śpiewał o potężnym Alfie, którego muszę utrzymać przy życiu do pewnego momentu, nigdy nie było mowy o przemocy. Ja oraz wilczyce o moim statusie nie mamy łatwego życia. Wiele naszych decyzji i działań jest uwarunkowane tym czym się zajmujemy, nasza misją. Nie wiele możemy zrobić ze swoim losem, doskonale o tym wiedziałam. Moje życie nie było tak ważne jak moja misja.

Po raz kolejny wewnętrzna rozpacz została zaburzona, lecz tym razem mocnym kopniakiem w żebra. Ten cios wyparł całe powietrze z moich płuc, zmusił mnie i moją wilczyce do ostatecznego zawycia pełnego cierpienia. Moje myśli skierowałam ku wiatrowi, ale nieświadomie także pozostałym wilkom, o czym przekonałam się kilka sekund później. Pod naszym balkonem zebrało się wiele wilków, a także kilkanaście szczeniąt i każdy wył oraz warczał ostrzegawczo. Dopiero w tym momencie Jared jakby otrząsł się z amoku i wepchnął mnie po prostu do pokoju. Nie mogłam chodzić wiec wczołgałam się kawałek, podpierając rękoma i usiadłam pod ścianą.

- Już ja Cie nauczę pokory. - odezwał się do mnie złowieszczo. Głos który chciałam pokochać, a zaczęłam nienawidzić. Alfa przerzucił mnie sobie przez ramie nie zważając na obolałe żebra. Schodził szybko po schodach, gdy znalazł się na parterze zdałam sobie sprawę, ze on chce mnie wrzucić do lochu i torturować. Nie mogłam siedzieć bezczynnie i czekać na mój los, wiec zdecydowałam działać. Postawiłam wszystko na jedna kartę i zaczęłam wykrzykiwać.

- Ani mi się kurwa waż wrzucić mnie do lochów ty chory pojebie! Jeśli twoja ręka jeszcze raz dotknie mnie w niewłaściwy sposób obiecuje zrównać Ciebie i Twoje stado z ziemią! Każdy będzie wiedział co z Ciebie za bydlak i nikt, powtarzam nikt, nie odważy się robić z Tobą interesów! Sprawię, ze Twoje najbardziej zaufane wilki oszaleją, zostaniesz sam jak palec i spadniesz do pozycji Omegi! Nie zostanie z Ciebie nic! Za każdym razem gdy chociażby zbliżysz się do zieleni będzie prześladował Cie mój głos! Do końca Twoich dni będę Cie prześladować i nie odpuszczę nawet na sekundę! Ostatecznie i Ciebie doprowadzę do szaleństwa! Umrzesz samotnie, spętany przez wizje i głosy! Nikt nigdy nie zapamięta twojego imienia! - krzyczałam, aż zorientowałam się iż Jared stanął w pół kroku. Widziałam jak członkowie jego stada patrzą na mnie w szoku. Nie było sensu już ukrywać kim jestem, Jared z cała pewnością się zorientował.

Alfa nie powiedział ani słowa, zszedł do piwnicy, wrzucił mnie do lochu, zamknął kraty po czym wyszedł. W jego krokach widać jednak było konsternacje i niepewność. Czyżbym miała przewagę? Jednak jak wiele mi to da? Czy uda mi się osiągnąć takie efekt jaki chciałam? Było wiele pytań na które nie znałam odpowiedzi, więc pozostawało mi tylko czekać na reakcję z jego strony.

Szepcząc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz