Rozdział 10

10.3K 513 12
                                    

Przez następne dni postanowiłam spełniać moje obowiązki jako Luny, choć technicznie nią nie byłam. Wilkinsonowie zgodzili się organizować coś, co ja nazywałam otwartym śniadaniem. Codziennie wystawialiśmy koce, stoły i krzesła, po czym każdy kto chciał mógł dołączyć do nas na trawie, lub jak ja lubiłam, na pomoście. Cieszyłam się pięknem natury, opalałam na słońcu a tym samym spędzałam mnóstwo czasu ze stadem. Każdego dnia na te śniadania przybywało więcej osób. Był to czas kiedy każdy rozmawiał z każdym, byliśmy jedną wielką rodziną. Gdy ktoś potrzebował rady lub pomocy starałam się mu doradzić jak najlepiej umiałam.

Właśnie trwał jeden z takich porannych posiłków, gdy zauważyłam młodą dziewczynę siedząca samą z dala od innych. Przeprosiłam moich towarzyszy, zgarnęłam miskę z owocami i postanowiłam do niej podejść. Gdy byłam już blisko zdałam sobie sprawę, że widzę ją po raz pierwszy. Usiadłam koło niej, miedzy nami postawiłam miskę.

- Hej, nie widziałam Cię tu wcześniej. - powiedziałam przyjaźnie, patrząc na nią. Dziewczyna dopiero po chwili zwróciła swoje spojrzenie na mnie.

- Witaj Luno, jeśli nie życzysz sobie mojej obecności to pójdę. - powiedziała cicho i spuściła głowę.

- Oczywiście, że sobie życzę! Wyraźnie mówiłam, że każdy wilk jest tu mile widziany. - uśmiechnęłam się do niej, ale ta niestety się skrzywiła.

- Wilk... No właśnie. - mruknęła smutno. - To ja już pójdę, nie będę Ci zawracać głowy takim nieudacznikiem. - powiedziała i już zbierała się, żeby wstać, gdy chwyciłam jej dłoń.

- Zostań. - Coś w jej zachowaniu nie dawało mi spokoju, musiałam się dowiedzieć co to było. - Opowiedz mi, proszę, co masz na myśli, mówiąc nieudacznik? - Ona spojrzała tylko na mnie smutno, po czym kiwnęła głową.

- Mam na imię Salma i nie potrafię zmienić się w wilka. - zaczęła jak na sesji terapeutycznej z goryczą w głosie. - Powiedziałam o tym Alfie, myślałam, że on mi pomoże, ale on powiedział tylko, że jeśli do osiemnastki się nie zmienię to pewnie nie mam co liczyć na zostanie prawdziwą wilczycą. - spuściła smętnie głowę, zanim jednak to zrobiła zauważyłam w jej oczach błysk łez. - Prawdopobnie przez to nigdy nie znajdę partnera ani nie będę miała dzieci. Stracę moją pozycje w stadzie, pewnie będą chcieli mnie wygnać. Po co komu taki ktoś jak ja? - mówiła, a mi z każdym jej słowem łamało się serce. Nikt nie powinien być potraktowany w taki sposób, szczególnie gdy szuka pomocy. Nie mogłam się powstrzymać, więc przygarnęłam ją do siebie i przytuliłam.

- Salma przyjdź do mnie dzisiaj o piętnastej dobrze? - powiedziałam patrząc jej w oczy i delikatnie kciukiem ocierając samotną łzę. - Postaramy się wspólnie coś z tym zrobić. Ile masz lat? - zapytałam ciekawa jak wiele czasu jej zostało.

- Za dwa miesiące kończę osiemnaście. - Już rozumiałam jej rozpacz. Postanowiłam za wszelką cenę jej pomóc. Ścisnęłam delikatnie jej dłonie.

- Zjedz owoce, odpocznij trochę i jak mówiłam, widzimy się o piętnastej. - uśmiechnęłam się ciepło do dziewczyny. Odpowiedziała mi uśmiechem, więc postanowiłam wrócić do reszty i odwołać moje zajęcia.

- Kochani! - odezwałam się głośno, gdy byłam już mniej więcej po środku zbiorowiska. - Niestety muszę zgłosić swoją nieobecność na dzisiejszym spacerze po lesie ze szczeniakami. Myślę, że świetnie poradzicie sobie beze mnie. - powiedziałam, a chwile pózniej przybiegły do mnie dzieciaki.

- Luno! Proszę chodź z nami! Z Tobą jest tak fajnie! - przekrzykiwały jedno przez drugie. Usiadłam na trawie miedzy nimi, nakłaniając je do tego samego.

- Szkraby, wiecie, że zadaniem Luny jest troszczenie się o całe stado, prawda? - zapytałam i odpowiedziały mi energiczne kiwnięcia małymi główkami. - W tym momencie, jest ktoś kto potrzebuję mnie bardziej niż wy. Wiem, że od tygodnia jest to naszym małym rytuałem, ale chyba wytrzymacie jeden dzień, co? - uśmiechnęłam się do nich lekko. Dzieciaki zgodziły się, trójka z nich wdrapała się na moje kolana, reszta siedziała obok. Pozostałą część śniadania spędzałam, więc z maluchami, jedząc, śmiejąc się, bawiąc i przede wszystkim ciesząc tą wspaniałą chwilą.

Po jakimś czasie ludzie zaczęli się zbierać, pożegnałam się z wszystkim i podziękowałam za cudowny czas spędzony z nimi. Gdy pomogłam posprzątać, zrobiła się godzina dwunasta, więc postanowiłam przejść się po terytorium. Podeszłam do Aarona i jego brata Micheala, męża Jary. Obaj bracia byli dla mnie niezmiernie mili, pomagali mi we wszystkim, szczególnie wilk stanu wolnego.

- Aaron, chciałabym się przejść. Masz chwile, żeby pójść ze mną? - zapytałam uprzejmie.

- Oczywiście Daya, daj mi chwilę i zaraz idziemy. - mężczyzna uśmiechnął się promienie, po czym zniknął na chwile w domu, żeby wziąć okulary przeciwsłoneczne i po chwili byliśmy gotowi do drogi. Szliśmy w ciszy, aż znaleźliśmy się w trochę chłodniejszej części lasu. Była końcówka wiosny, w dzień potrafiło zrobić się naprawdę gorąco, wiec delikatny chłód przyjęłam z ulgą. Aaron chwycił nagle moją dłoń i zatrzymał nas.

- Wiesz... Ja wiem, że jesteś Partnerką Alfy, ale widzę, że miedzy wami się nie układa, jeśli mogę to tak ująć. - Jego głos był spięty, cały wyglądał na zdenerwowanego.

To prawda, od momentu w którym wyleczyłam swoje rany ponad tydzień temu, nie widziałam Jareda. Wcześniej gdy leżałam w łożku, przychodził do mnie codziennie i tylko siedział przy mnie nic nie mówiąc. Gdy poczułam się lepiej, zniknął i nie wchodził mi w drogę z czego bardzo się cieszyłam.

- Daya, chcę powiedzieć, że bardzo mi na Tobie zależy i jeżeli chcesz z przyjemnością zajmę się Tobą.  - Teoretycznie słyszałam co do mnie mówi, ale nie rozumiałam ani jednego słowa. On chce się z nami parować. Podpowiedziała moja wkurzona wilczyca. Oczywiście, że Aaron był przystojnym meżczyzną, ale tak jak powiedział byłam Luną i nie tylko, nie wypada mi zachowywać się w ten sposób, to jeszcze gdyby Jared się o tym dowiedział najpewniej rozszarpałby go. I miałby do tego pełne prawo.

- Aaron, czy mi proponujesz... romans? - zapytałam z niedowierzaniem. Odsunęłam się od niego o krok.

- Pomyśl - powiedział - pasujemy do siebie, jesteś piękną kobietą i szkoda gdybyś każdą noc spędzała sama. Zapewne Ci opiekę, wezmę pod swoje łapy. - mówił coraz pewniej, a ja nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Myślałam, że nasza znajomość jest czysto platoniczna, także z jego strony. Zapewne nie pomagał fakt iż nie byłam oznaczona i mój zapach kusił samców, ale do cholery! Tak nie można.

- Aaron... - zaczęłam, w zasadzie nie wiedziałam jak mam mu to wyjaśnić. Nagle za plecami usłyszałam ostre warknięcie. Odwróciłam się w tamtym kierunku i znieruchomiałam. Przed nami stał sam Alfa, a raczej jego wilczą forma. Patrzył niebezpiecznie w naszym kierunku. Aaron wysunął się przede mnie, aby zasłonić swoim ciałem. Jared widząc to obnażył kły. Patrzyłam na całą scenę w szoku ale też wystraszona. Wiedziałam co widział mój Partner - zdradę. Musiałam jakąś załagodzić sytuacje.

Wyszłam zza Aarona i zaczęłam powoli iść w kierunku Jareda, który widząc to jakby delikatnie się uspokoił. Z moim wątpliwym wzrostem stojąc patrzyłam prosto w oczy wilka. Dotknęłam delikatnie jego pyska i przemówiłam cichym, kojącym głosem.

- Miedzy Aaronem a mną nic nie ma. Uspokój się. - Moja wilczyca wręcz wiła się z rozkoszy, że jej partner jest tak blisko. Wilk kiwnął głową, po czym zaczął ocierać się pyskiem o moją skroń, a następnie zaciągnął się moim zapachem. Usatysfakcjonowany ostatni raz spojrzał gniewnie na Aarona, obnażył zęby, odwrócił się i puścił biegiem przez las.

Nie wiedziałam co mam myślec o całej sytuacji. Udało mi się zwalczyć strach, aby uratować Aarona przed śmiercią. Alfa oznaczył mnie, przyjemniej tymczasowo, swoim zapachem, aby każdy wiedział ze jestem jego, na co pozwoliłam. Widziałam, że nasze relacje są trudne i zapewne nigdy nie będę w spokoju myślec o tym co mi robił, lecz to jak się zachował, to jak mnie posłuchał i nie był agresywny, zasiało ziarno nadziei. Może uda się uratować wszystko to co do tej pory zepsuliśmy?
------------------------------------------------------
Co ten Aaron? :D jesteście team Aaya czy Jaraya? rozdział 11 pisany z perspektywy Jareda! Mam nadzieje, że chociaż trochę zrozumiecie jego zachowanie. Gwiazdki i KOMENTARZE miłe widziane :)

Szepcząc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz