Rozdział 8

10.4K 573 4
                                    

Dobra, zaczynamy maraton! :D rozdziały będą się pojawiać po minimum dwóch gwiazdkach do poprzedniego. Przygotowanych jest 5 rozdziałów. Zaczynamy!
-------------------------------------------------------
Schodząc na dół zauważyłam Jareda. Jak to możliwe, że nie wyczułam go wcześniej? Czyżbym już zapomniała jak czujna powinnam być? Postanowiłam natychmiastową poprawę.  Alfa był zły co niestety widziałam w jego postawie, choć próbował nad sobą panować. Zatrzymałam się w połowie schodów i zwyczajnie bałam się iść dalej. Gdy mnie zauważył to napiął wszystkie mięśnie, a ja skuliłam się w sobie. Mężczyźni wraz z Jarą stanęli na dole schodów odgradzając mnie od Jareda, który widząc to zawarczał, jednak nikt się nie ruszył. Podziwiałam ich odwagę i tym samym przeklinałam siebie za moją słabość. W tym momencie było mi wstyd, że nie umiałam mu się przeciwstawić. Dlaczego mimo gróźb, nie wprowadziłam go w obłęd? Przeznaczenie. Nie tak miały się potoczyć jego losy, więc nieważne jak bardzo chciałam spełnić wszystko co mówiłam - nie mogłam. Szeptucha to błogosławieństwo ale jeszcze większe przekleństwo.

- Daya. - odezwał się do mnie Alfa, po raz pierwszy używając imienia od dawna, a w zasadzie od naszego pierwszego spotkania. Słysząc jego głos drgnęłam i skupiłam na nim wzrok. - Możesz tu podejść? - powiedział niskim, wkurzonego głosem, przez co nie ruszyłam się o milimetr. Czułam jak dreszcz strachu przebiega mi po plecach, a dłonie robią się zimne i wilgotne. Serce przyspieszyło swoją pracę, co zapewne usłyszeli wszyscy zgromadzeni.

- Daya... Proszę. - powiedział, patrząc na mnie. Tym razem jego głos był prawie spokojny. Jakaś siła popchnęła mnie w jego kierunku. Gdy znalazłam się na dole, dotknęłam delikatnie pleców Aarona, prosząc go bezgłośnie by mnie przepuścił. Mężczyzna popatrzył na mnie, złotymi już oczami znad jasnej grzywki. Byłam od niego niższa o jakieś dwadzieścia centymetrów, więc musiał przekrzywić głowę by na mnie spojrzeć, gdy stałam za jego plecami. Usłyszeliśmy ciche warczenie, zignorowałam je jednak i nacisnęłam na plecy mojego obrońcy trochę mocniej, po czym uśmiechnęłam się do niego słabo. Aaron odsunął się nieznacznie, tylko na tyle żebym się przecisnęła. Kiedy już prawie byłam wolna, chwycił moją dłoń.

- Gdyby cokolwiek Cię zaniepokoiło zawołaj mnie, albo kogokolwiek. - patrzył mi w oczy bardzo intensywnym wzrokiem. Kiwnęłam delikatnie głową, po czym ścisnęłam lekko jego dłoń w podzięce i poszłam ku mojemu byłemu oprawcy.

Jared otworzył przede mną drzwi, wyszłam przed dom i jak się okazało znajdowaliśmy się w drewnianym domku nad jeziorem. Zatrzymałam się na chwilę w progu chłonąc ten piękny widok. Wokół otaczał nas las, a przed nami rozciągała się prawie przezroczysta tafla. Przeszłam ostrożnie kilka kroków i wciąż nie mogłam wyjsć z podziwu. Zaparło mi dech w piersi, mimowolnie uśmiechałam się. Natura zawsze mnie zachwycała, ale czegoś takiego jeszcze w moim długim życiu nie widziałam. Zamknęłam na chwilę oczy i zaczęłam wdychać niesamowity zapach lasu, pomieszanego z niedawnym deszczem oraz wodą z jeziora co dawało wręcz narkotyzującą mieszankę dla mojego wilczego zmysłu węchu. Wsłuchiwałam się w spokojny wiatr poruszający igłami na drzewach, strącający pojedyncze szyszki, biegnące w oddali stado jakiś dzikich zwierząt. Do tych dźwięków dołączył jeszcze wspaniały koncert leśnych ptaków. Przez chwile poczułam się jak zaczarowana. Byłam w magicznym miejscu, gdzie nic nie miało znaczenia tylko widok, zapach i dźwięki się liczyły.

Moją sielankę przerwał jednak dotyk na ramieniu. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam najpierw zafascynowanego Jareda a następnie domowników patrzących na mnie z uśmiechem. Nie mogłam się powstrzymać i odwzajemniałam uśmiech, a może wcale nie schodził z mojej twarzy? Byłam tak pochłonięta wrażeniami, że nie wiedziałam, ale nie było to dla mnie ważne. Wróciłam wzrokiem ku Alfie. Spojrzałam na niego niepewnie, mój uśmiech powoli słabł. Widząc to Jared jakby przygasł, lecz po chwili odzyskał rezon i zaczął poprowadzić mnie leśną drogą.

- Gdzie idziemy? - zapytałam po chwili. Wolałam wiedzieć jak bardzo oddalam się od mojego obecnego miejsca zamieszkania, żeby wiedzieć czy mam szanse na ratunek czy niekoniecznie. Jared westchnął.

- Idziemy do mojej rezydencji. Dom Wilkinsonów, u których się chwilowo zatrzymujesz znajduję praktycznie na granicy naszego terytorium. W zasadzie powinnismy się zmienić, wtedy dużo szybciej przemierzymy tą odległość. - odparł mi mężczyzna. Jego wypowiedź sprawiła, że czułam niepokój. Najprawdopodniej nikt mnie nie słyszy, z drugiej strony w formie wilka czuje się czasem lepiej niż w ludzkiej, wiec pewnie dałabym radę uciec na tyle, żeby chociaż się ukryć.

Bez uprzedzenia zmieniłam formę i czułam przyjemny dreszcz podniecenia, niezmiennie towarzyszący przemianie. Po sekundzie stałam już na czterech łapach. Moje i tak wyostrzone zmysły teraz były nieznośnie mocne. Czułam, widziałam i słyszałam lepiej, nie tylko jako wilczyca ale także jako Szeptucha co dawało mi dodatkową przewagę nad Alfą. Przez chwilę pomyslałam, żeby od niego uciec. W zasadzie to był najlepszy moment, wystarczyło tylko zerwać się do biegu. Łapy aż mnie swędziły tak bardzo chciałam to zrobić. Moja wilczyca także tego pragnęła, lecz ona chciała zachęcić Alfę do pościgu aby ostatecznie dać się złapać i oznaczyć. Poczułam napływającą adrenalinę na myśl o coraz bardziej kuszącej ucieczce. Nie. Nagle usłyszałam szept w głowie. Był tak delikatny i cichy jak podmuch wiatru. Znalazłaś się w tym miejscu nie przez przypadek. Spełnił swoją misję. Po to zostałaś stworzona. Nie zapominaj.

Spojrzałam ku Alfie, który już znajdował się w swojej drugiej formie. Piękny czarny wilk wyczekiwał aż ruszę za nim. Ku mojej rozpaczy nie mogłam zapomnieć o przeznaczeniu, więc truchtałam za Jaredem. Po krótkiej rozgrzewce przyspieszyliśmy kroku i biegliśmy przez dobrą godzinę. Gdy w końcu znaleźliśmy pod rezydencją, nieprzyjemne wspomnienia wróciły. Zatrzymałam się kilka kroków przed Alfą i po prostu nie mogłam zmusić do pokonania tej odległości. Wszystkie moje obawy, cały strach i ból powrócił. Sierść zjeżyła mi się na karku, cofnęłam się. Wspomnienia przesuwały mi się pod powiekami. Strach praktycznie mnie spraliżowana, zaczęłam panikować. Jedyne co mogłam w tej sytuacji zrobić to uciec. I właśnie to zrobiłam.

Szepcząc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz