Rozdział 11 (Jared p.o.v)

10.1K 584 52
                                    

Doczekaliście się :D z góry ostrzegam, że rozdział zawiera wulgaryzmy, bo jak wszyscy wiemy Jared jest WZW :D Wielki, Zły, Wkurwiony :P Enjoy :D gwiazdki i KOMĘTARZE miłe widziane
------------------------------------------------------
- Mam tego dość! - Alan huknął pięścią w stół. - Całe stado je z nią posiłki, nawet Sebilla tam chodzi! - mój Beta był mocno wkurwiony - Jesteś moim najlepszym kumplem, jestem twoim betą ale już nie mogę. Ciągnie mnie do niej, moim kurewskim obowiązkiem jest jej pilnować! - wiedziałem, że Alan ma rację, co nie zmieniało faktu, że mnie to drażniło. - Jutro idę zjeść z nią i moją żoną. Sebilla jest w ciąży i muszę być koło niej. - kiwnąłem tylko głową. Nic nie mogłem zrobić, bo doskonale wiedziałam jak cierpi z dala od swojej Partnerki.

Westchnąłem zirytowany. Odechciało mi się jeść, więc zostawiłem niedokończony posiłek na stole. Teraz i tak nikt tego nie posprząta, bo właśnie trwa słynne "otwarte śniadanie" dla całego stada. Targały mną sprzeczne emocje, z jednej strony byłem cholernie szczęśliwy i dumny z mojej Luny, że tak troszczy się o stado, z drugiej byłem rozdrażniony. Nikt się niczym nie przejmował, szczególnie moim zimnym śniadaniem, wszyscy biegli spotkać się z Luną i spędzić z nią czas. Sam chciałem tam iść, do kurwy. Nie. Chciałem żeby ona była ze mną, żeby ten cyrk odbywał się w naszym domu! Serce stada powinno być tam gdzie Luna I Alfa.

Brakowało mi jej. Mój wilk wył żałośnie, warczał i przede wszystkim wkurwiał się na mnie. Jemu najbardziej przeszkadzał brak Partnerki, szczególnie gdy już ją odnalazł. Ale czy na pewno? Miałem cholerne watpliwości, gdy zorientowałem się, że to Szeptucha. Moje stado jest potężne, co oznacza, że ona może po prostu chcę się do niego wkręcić? Nie wiem jak działają jej umiejętności, może zamroczyła mój umysł, żebym widział w niej Partnerkę. Kretyn. Warknął mój wilk. Debilu, mnie nawet jej magia nie byłaby w stanie oszukać! Doskonale wiesz, że to nasza przeznaczona! A przez twoje szalejące hormony, możemy ją stracić! Przecież ona się nas boi! Zawył po raz ostatni. Wiedziałem, że ma rację, w głębi duszy to czułem, ale wciąż nie mogłem się złamać, żeby w nią uwierzyć. Nawet jej zaangażowanie w sprawy stada, jej chęci do pomocy każdemu, nic nie było w stanie przekonać mnie do niej. Sebilla wielokrotnie opowiadała o dobroci i bezinteresowności Dayi. Moim obowiązkiem wobec stada było przyprowadzić Partnerkę, dać watasze ich Lunę, ich powierniczkę, matkę. Teoretycznie mogłem, a czasem nawet chciałem zabronić jej wyprawiania tych wszystkich śniadań, zabaw i wszystkiego. Nie była dla nich Luną. Nie prawdziwą.Jeszcze nie. Podpowiadał mój wilk.

Po tym co stało się kilka tygodni temu, gdy watacha dowiedziała się i zobaczyła w jakim stanie była Daya... Nawet nie chce wspominać tego co czułem, bo czułem zdradę. Ona była nikim, ledwie ją znali, większość widziała po raz pierwszy w życiu a chcieli ją za wszelką cenę bronić. Kilka dni pózniej przyszła do mnie najstarsza wilczyca, Valeria i przypomniała opowieść o Stadzie Księżyca. Teoretycznie znałem tą historię, ale nigdy nie sądziłem, że wilki faktycznie mogą zwrócić się przeciwko Alfie w obronie Luny. Nie powiem, bo nie tylko mnie to zdziwiło, ale też zdenerwowało.

W momencie gdy dowiedziałem się, że jest ranna, bliska śmierci, coś się we mnie złamało, coś pękło, a coś puściło. Siedziałem przy niej dzień i noc, patrząc jak rany się goją. Czuwałem gdy spała, codziennie, przez cały tydzień. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że przesadziłem. Nie miałem prawa jej choćby tknąć a ja biłem, wręcz katowałem. Nie czułem się wtedy sobą, wstąpił we mnie potwór, wiem że właśnie to widziała we mnie Daya. Gdy tak przyglądałem się jej, zdałem sobie sprawę jak piękna, delikatna i przede wszystkim krucha jest ta mała istotka. Powinien ją chronić, dbać o nią, a ja sprawiałem jej ból. Po całym wydarzeniu poszedłem schlać się do nieprzytomności. Odzyskałem świadomość, ludzka natura w koncu powróciła do mojego marnego ciała, a ja nie mogłem żyć z wyrzutami sumienia. Moje, już i tak średnie, stosunki ze stadem znacznie się ochłodziły. Jeżeli ktokolwiek zdecydował się do mnie z czymkolwiek przyjść to wchodził, mówił na czym polega problem i wychodził bez zbędnych uprzejmości. Szacunek wciąż miałem, ale sympatia. To ją straciłem. W oczach mojego stada byłem nic nie wartym Alfom, który zamiast zapewniać bezpieczeństwo doprowadza kobietę jego życia na skraj śmierci.

Usiadłem na schodach przed rezydencją. Mój wilk był niezadowolony odkąd tylko podniosłem po raz pierwszy głos na Dayę, pózniej było tylko gorzej. Westchnąłem zrezygnowany i przejechałem ręką po twarzy. Cała ta sytuacja męczyła mnie. Tak długo szukałem Partnerki, a ta się mnie bała, a wynikało to oczywiście tylko z mojej własnej głupoty i ograniczenia. Gdy chciałem z nią porozmawiać uciekła, za co nie mogłem jej winić. Gdy pozwoliłem jej biec, widząc że pozostaje na terytorium podjąłem chyba pierwszą dobrą decyzję. Pózniej jednak plułem sobie w brodę na własną głupotę. Gdybym za nią szedł, może uratowałbym ją przed myśliwymi, ale chciałem dać jej tą przestrzeń. Widziałem, że potrzebuje ode mnie odetchnąć, nie chciałem dodatkowo naciskać.

Nagle to poczułem, wilk znajdował się tuż pod powierzchnią skory, chciał się wydostać i biec. Postanowiłem pozwolić zwierzęcym instynktom przejąć kontrolę, więc chwilę pózniej opadłem na cztery łapy. Pognałem lasem, mijałem drzewa, przeskakiwałem nad leżącym gałęziami. Czułem jak wiatr porusza sierścią, łapy uderzają rytmicznie w wilgotne runo. Kochałem biegać, czułem się wtedy wolny, nic się nie liczyło, tylko otwarta przestrzeń wokół mnie.

Dopiero po chwili zorientowałem się, że podążam w stronę domu Wilkinsonów. Mój wilk najwyraźniej wyczuł, że z Luną coś nie tak i chciał to sprawdzić. Nagle ich zobaczyłem, ten skurwiel trzymał dłonie mojej przeznaczonej. Obnażałem zęby na jego widok i zwolniłem kroku tak, że szedłem w ich kierunku powoli. Ten cały Aaron kręcił się wokół mojej kobiety odkąd tylko przeniosła się do jego domu. Zabij. Podpowiadał mój wilk. Ona mieszka u niego! Na pewno dobiera się do niej! Zobacz jak na nią patrzy! - warczał i kurwa miał rację. Podszedłem jeszcze kilka kroków, aż słyszałem wyraźnie jego słowa.

- Pomyśl - powiedział - pasujemy do siebie, jesteś piękną kobietą i szkoda gdybyś każdą noc spędzała sama. Zapewne Ci opiekę, wezmę pod swoje łapy. - Na samą myśl o jego brudnych łapach na mojej Partnerce widok zaszedł mi czerwienią. Nie pozwolę nikomu jej dotykać!

- Aaron... - powiedziała Daya. Czy ona chciała się zgodzić?! Co to to nie, moja droga. Warknąłem ostro, żeby oznajmić w końcu swoją obecność.

Daya drgnęła przestraszona i odwróciła się w moim kierunku. Ten sukinsyn w tym czasie stanął przed nią, zasłaniając swoim ciałem przede mną. Szykowałem się do skoku, byłem gotów rozerwać mu tętnice i pozwolić wykrwawić, za to co chociażby proponował. Kobieta wyszła zza niego i zaczęła powoli iść w moim kierunku przez co uspokoiłem się nieznacznie. Mój wilk zamruczał w aprobacie.

- Miedzy Aaronem a mną nic nie ma. Uspokój się. - przemówiła i delikatnie pogłaskała mój pysk. Była taka malutka, że w mojej wilczej formie patrzyłem jej w oczy.

Widziałem w nich szczerość, więc postanowiłem zaufać. Po raz pierwszy postanowiłem dać jej szansę. Wahałem się, mogła mnie dalej oszukać, ale byłem już zmęczony ciągłą walką, zaprzeczaniu a także brakiem jej bliskości. Przystawiłem pysk do jej skroni i zacząłem ocierać moją o jej, zostawiajac na Dayi mój zapach. Dopiero gdy byłem usatysfakcjonowany, powąchałem ją i czując mój zapach, uśmiechnąłem się wewnętrznie. Była to najpiękniejsza mieszanka jaką kiedykolwiek czułem. Ostatni raz spojrzałem na moją Partnerkę, pózniej na tego idiotę. Obniżyłem kły, żeby uprzejmie mu przypomnieć do kogo ona należy. Byłem aż nad wyraz wyrozumiały, powinien był zabić go na miejscu, ale nie chciałem żeby Daya kojarzyła mnie tylko z przemocą.

Odwróciłem się na i pognałem w kierunku rezydencji. Nie dałbym rady wytrzymać w jej towarzystwie jeszcze chwili i nie oznaczyć jej siłą. A nie chciałem tego robić. Musiałem naprawić nasze relacje, bo gdy ją zobaczyłem, gdy poczułem jej małą dłoń na moim pysku dowiedziałem się czym jest prawdziwe szczęście. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś tak intensywnego, mój wilk wył z zachwytu, nakazywał wziąć partnerkę i od teraz ją rozpieszczać. Ja wiedziałem jednak, że to zdecydowanie za wcześnie. Zanim do mnie podeszła widziałem w jej oczach strach. Było mi z tym wstyd. Musiałem wymyślić sposób, żeby odzyskać moje maleństwo.

Szepcząc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz