Rozdział 29 (Jared P.O.V)

4.7K 262 8
                                    

Ostatnie kilkanaście tygodni były najgorszymi w moim życiu. Najpierw kobieta mojego życia zaginęła, a gdy już ją znalazłem okazało się, że straciliśmy szczeniaka. Nie mogłem jednak pozwolić sobie na żałobę, a na dodatek musiałem całym sobą być wyrozumiałym i wspierającym Partnerem dla mojej ukochanej. Sprawa wrogiego stada, który uszczuplał moje szeregi, okazała się prosta - złapaliśmy Alfę akurat na gorącym uczynku, kiedy mordował młodą wilczycę. Nie był to miły widok, ale w sumie cieszyłem się, że zobaczyliśmy tego skurwiela w akcji, przynajmniej mogłem od razu przeprowadzić egzekucję.

Kiedy szukałem Dayi odchodziłem od zmysłów, szczególnie, że nie było żadnych śladów, nie wiadomo jak oni to zrobili, ale prawda była taka, że nie byliśmy w stanie ich znaleść. Mój wilk dostawał istnej kurwicy, głównie ze względu na swoją bezsilność. Kurwa, dziwisz mi się? No nie. Kiedy już trafiliśmy na jakikolwiek ślad od razu nim podążyliśmy i trafiliśmy w dość zadziwiającym momencie. Kiedy zobaczyłem Lunę stojącą przed domem, brudną, zagłodzoną z krwią na udach, serce mi pękło. Cholernie obawiałem się dwóch rzeczy, poronienia i gwałtu, czarne myśli przebiegały przez umysł z prędkością światła. Nawet nie zauważyłem kiedy moja ukochana zupełnie zmiotła swoich oprawców z powierzchni ziemi, a z nimi także dom. Bałem się jej, to na pewno, ale przede wszystkim bałem się o nią, bo czułem, że oddzieliła się od swojego „drugiego ja", od uczuć. Skąd to wiedziałem? Nie wiem. Ale ja wiem, bo TY nic nie wiedziałeś. JA wiedziałem, bo po prostu czułem ją i od razu wiedziałem. No tak, mój wszechwiedzący wilk jak zwykle lepszy ode mnie. Debil.

Dopiero gdy poczułem pierwszą falę mocy, którą wilczyca posłała w stronę domku ocknąłem się. Czy ona tak wcześniej umiała? Chyba nie, ale skąd możesz wiedzieć, skoro do tej pory miałeś ją w dupie? Ugh, zamknij się sierściuchu.

Ukochana zemdlała, a ja dopiero teraz miałem chwilę na zastanowienie się nad całą sytuacją, która była.. no cóż chujowa. Zabrałem ją do naszego domu, gdzie od razu czekała na nas Amelia. Gdy nas zobaczyła mocno wciągnęła powietrze, ale na szczęście szybko się otrząsnęła i od razu przeszła do profesjonalnych oględzin pacjentki. Czekałem jak na szpilkach, aby dowiedzieć się co z nią.

- Alfo... tak mi przykro. - powiedziała lekarka po całym wachlarzu badań. Usiadłem ciężko na fotelu obok łóżka. Nie wiedziałem jak się zachować, w pewnym sensie na chwilę zdrętwiałem, zupełnie nic do mnie nie docierało.

Przetrawienie utraty dziecka było cholernie trudne, wiem, że jeszcze się z tym nie pogodziłem. Widziałam jak bardzo całą sytuację przeżyła Daya, więc nie mogłem jej przytłaczać swoimi uczuciami, nie chciałem jeszcze bardziej pogarszać jej stanu. Poprosiłem stado, aby opiekowało się Luną, ale z daleka, większość zaakceptowała to bez żadnego problemu, reszta po poważnej rozmowie także zgodziła się z obecnym stanem rzeczy. Ponad trzy miesiące, w których praktycznie nie dotykałem mojej kobiety mijał mi w prawdziwych torturach, nie tylko wilk dostawał szału, nie mógł się pogodzić z tą sytuacją, chciał wspierać kobietę przede wszystkim swoją obecnością i trzymać ją w ramionach, ale także ja odchodziłem od zmysłów martwiąc się tym gdzie jest i dlaczego się ode mnie tak oddaliła. Mimo tego, że wcześniej byłem wobec niej obojętny a wręcz wrogo nastawiony moje uczucia gwałtownie się zmieniły pod wpływem minionych wydarzeń.

Okres pełni i zbliżająca się gorączka także nie były dla mnie łatwe, na szczęście z pomocą przybyła Jara i zasugerowała środki usypiające. Mimo tego, że nie chciałem zostawiać stada bez opieki to wiedziałem, że tak będzie najlepiej dla ukochanej, a to o nią musiałem teraz dbać najbardziej, w końcu to ona była sercem stada. Na szczęście dogadałem się z Alanem, który obiecał przez te kilka godzin kiedy spałem i kilka dni, kiedy byłem praktycznie na haju opiekować się godnie stadem.

Kiedy Daya wróciła do siebie mojego szczęścia nie było końca, tak bardzo cieszyłem się, że z nią lepiej. Sam pozwoliłem sobie na trochę więcej melancholii i na zdecydowanie więcej uczuć w stosunku do kobiety. Całymi dniami zastanawiałem się nad możliwością spotkania się, o ile mogłem tak powiedzieć, z Przodkami. Przodkiniami. Dobrze, że nie widzisz jak przewracam oczami. Widzę, debilu. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, w końcu te kobiety żyją od tysięcy lat i zapewne mają mnie w dupie, nie mówiąc już o moich prośbach. Kiedy więc zauważyłem coś co wyglądało jak duch w moim salonie wszystkie moje wnętrzności zatańczyły pogo. Zdesperowany upadłem na kolana i błagałem ducha aby pomógł mi i mojej rodzinie, bo nie byłem sobie w stanie wyobrazić życia bez mojej kobiety i naszych szczeniąt, sztuk minimum dwie.

- Tak jak powiedziałam, nic nie muszę. Ale los Dayi był przesądzony już dawno. Utrata dziecka była zaplanowana. - po tych słowach usłyszałem jak ukochana wciąga powietrze. A więc ona też nie wiedziała. Nie wiesz, wiedziała i udawała. Ja pierdole, twojej głupoty to nawet ustawa nie przewiduje. - Musiałaś poznać cały potencjał swoich mocy, bo jak wiesz wciąż masz zadanie do wykonania, a pozostały dar przekażesz następnej. - Kobieta odwróciła się do siedzącej na podłodze i kontynuowała nie wzruszona wkurwionym wzrokiem Luny. Swoją drogą byłem zniesmaczony tym jak wypowiadała się o naszym dziecku, w końcu to powinna być jej babcia?

- Do was należy decyzja czy chcecie normalne szczenie, ale jak sądzę jest ona podjęta? - zapytała patrząc to na mnie to na Dayę.

- Owszem.

- Mhm. - odpowiedzieliśmy w tym samym czasie, choć moja Partnerka nie była szczęśliwa, a raczej ostrożna w swoich słowach.

- Resztę przekażemy ci na osobności, dowiesz się większości i poznasz swoje ostateczne zadanie. - powiedziała do swojej córki, już zupełnie mnie ignorując.

- Chce więcej czasu z Nyhą, dajcie mi chociaż osiemnaście lat. - Daya mówiła, a ja zupełnie nie wiedziałem o co chodzi. A to mi nowość. Cichaj tam. Jakie osiemnaście lat? I kim jest Nyha?

- Wiesz dobrze, że jest maksymalnie pięć. - powiedziała już mocno zirytowanym głosem postać.

- Sieherra proszę, wiesz dobrze, że pięciolatce ciężko jest wytłumaczyć jaką role ma spełniać, nie mówiąc już o tym, że nie jesteś w stanie w żaden sposób ostrzec jej, ani przygotować na to jak ma wyglądać jej życie. - powiedziała błagalnym głosem moja kobieta, a ja zacząłem się zastanawiać czy jestem najbardziej niedomyślnym wielkiem na tej planecie, czy o co chodzi. Jak miło, że w końcu się zorientowałeś!

- Nie możemy Ci dać więcej niż dziesięć.

- To za mało! - bulwersowała się rudowłosa - Proszę, chociaż piętnaście! Wpuszczę ją w świat gotową na to co ma przyjść, od razu będzie mogła wypełniać misje, a nie tak ja wdrażać się w ten świat. Dajcie mojej córce szanse na normalne życie. - ostatecznie błagalnym głosem poprosiła Luna.

Hę? Jaka córka? Mamy piętnastoletnią córkę i ja nic nie wiem?! Ja jebie, ty debilu.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kto uwielbia wilka Jareda? :P Ja bardzo bardzo! Zostawiajcie komentarze i gwiazdeczki! :D

Szepcząc [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz