Rozdział 8

247 17 0
                                    

Ina POV

Następnego dnia obudziłam się w swoim pokoju. Zmarszczyłam brwi przypominając sobie, że zasnęłam w salonie. Domyśliłam się, że Mike mnie przyniósł. Chciałam zapaść w dalszą drzemkę, ale wtedy do mnie dotarło: dzisiaj moja ciotka ma ślub!

Poderwałam się na równe nogi i w ekspresowym tempie wykonałam poranną toaletę, po której owinęłam się szlafrokiem. Zasiadłam przed toaletką i zaczęłam robić makijaż. Zdecydowałam się na delikatne podkreślenie kości policzkowych bronzerem. Powieki pomalowałam brązowym cieniem w wewnętrznych kącikach oczu, a czarnym w zewnętrznych. Nie zapomniałam o podkreśleniu rzęs czarną maskarą i podkręceniu ich zalotką. Usta pociągnęłam brzoskwiniowym błyszczykiem i makijaż był gotowy.

Włosy zakręciłam, dzięki czemu opadały delikatnymi brązowymi lokami na plecy. Po rozczesaniu, loki przemieniły się w miękkie fale.

Podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam suknię, buty oraz biżuterię.

Założyłam na siebie delikatną beżową sukienkę do połowy uda, której spódnica przypominała płatki róży. Magiczny wisior, który zwykle ukrywałam pod bluzką, teraz wyciągnęłam na wierzch. Biżuteria, która dopełniała stroju to właśnie ten wisiorek i delikatne srebrne kolczyki, które zwisały z uszu. Na stopy wsunęłam najzwyklejsze w świecie szpilki i byłam gotowa. Złapałam małą torebeczkę na ramię, do której wrzuciłam telefon, portfel oraz kilka rzeczy, gdyby makijaż postanowił się zepsuć w czasie podróży.

Otworzyłam drzwi, kiedy rozległo się pukanie, przekonana, że to Mike. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam po drugiej stronie Zack'a.

Miał na sobie białą koszulę z beżowym krawatem, czarne spodnie od garnituru i buty w tym samym kolorze, natomiast kruczą marynarkę przerzucił sobie niedbale przez ramię. Włosy lekko przydługie opadały na prawe oko, a on sam opierał się nonszalancko o framugę drzwi. Wyglądał jak model z jakiejś gazetki.

- Co tu robisz? - zapytałam po chwili, przestając patrzeć na niego jak w obrazek, co nie uszło jego uwadze sądząc po jego zuchwałym uśmieszku.

- Jak to co? Przecież jedziemy razem na ślub. - odparł jakby to było oczywiste.

- Ale, że już? - zapytałam zdziwiona.

- Ślub zaczyna się za cztery godziny, droga powinna zająć od dwóch do trzech, a biorąc pod uwagę, że jest zima, możemy napotkać małe problemy na drodze.  - skrzywiłam się.

- No tak, masz rację. Zbieramy się? - skinął głową. Wróciłam do pokoju i załapałam prezent, po czym ruszyłam do wyjścia.

Aktualnie trwały zajęcia, więc jedynym dźwiękiem, jaki do mnie docierał, był stukot moich obcasów o posadzkę.

- Czy będziemy mieli daleko od parkingu? Nie wiem, czy brać płaszcz.

- Nie, raczej nie musisz. Żadnych przerw też nie powinniśmy mieć. - odparł po chwili, na co skinęłam głową.

- Okay, jedziemy twoim samochodem czy moim? - uśmiechnął się półgębkiem.

- Moim, ale nie dam ci prowadzić mojego skarba.

- Widzę, że kochasz Dodge'a. - zauważyłam kąśliwie.

- Jedyna słuszna miłość.  - odparł, gdy wyszliśmy na parking.

- Eh, przejadę się jak nie będziesz patrzył. - powiedziałam i puściłam mu oczko, na co on uśmiechnął się w ten swój specyficzny sposób.

Dwie minuty później siedzieliśmy w środku Dodge'a, a gdy usłyszałam ryk jego silnika, automatycznie się skrzywiłam.

- To boli, wiesz? - powiedziałam, na co brunet parsknął śmiechem.

- Przykro mi. Może kiedyś dam ci się nim przejechać.- powiedział i puścił mi oczko. Przewróciłam oczami, ale nie zdołałam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.

- Mam to potraktować jako obietnicę? - zapytałam, ale ten tylko pokręcił głową - Ceremonia zaczyna się o piętnastej... Przydałoby się być trochę wcześniej, tylko nie wiem gdzie będzie ciocia...

- Możesz zawsze zadzwonić do mamy, kiedy będziemy dojeżdżać.- poradził, a ja potarłam czoło.

- Za bardzo panikuję, ale rozumiesz. Moja matka chrzestna bierze ślub. Chcę, żeby wszystko wyszło jak należy.

- To zrozumiałe. - zapewnił.

- Może zagramy w coś? - zapytałam po dziesięciu minutach słuchania radia.

- A w co? Jakiś pomysł?

- Jedyne w co możemy to pytania. Może być?

- Okej, zaczynasz?

- Czy to już było pytanie? - zapytałam podnosząc brwi, na co ten posłał mi tylko znaczące spojrzenie. Podniosłam ręce w obronnym geście - Dobra, żartuję. Zaczynaj.

- Okay... Jakiej piosenki ostatnio słuchałaś?

- Barton Hollow. - odpowiedziałam - Czy zrobiłeś coś z marzeniem o grze na gitarze? - zobaczyłam jak lekko się uśmiechnął.

- Nie sądziłem, że to pamiętasz, ale owszem. Zapisałem się na lekcje gry. Byłaś w jakiejś szkole muzycznej, czy masz wrodzony talent do śpiewu?

- Raczej nie nazwałbym tego talentem, ale nie uczyłam się w żadnej szkole. Jedynie śpiewałam z ciotką.

- Tą, która śpiewała w operze? - roześmiałam się i pokiwałam głową.

- Ale nie uczyła mnie żadnych oper, śpiewałyśmy normalne piosenki. - odpowiedziałam.

Wysłanniczka AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz