Rozdział 23

152 15 2
                                    

Gdy się ocknęłam,  poczułam przeszywający ból głowy i jęknęłam. Poczułam specyficzny zapach salki w oddziale szpitalnym w naszej szkole.

Następną rzeczą był fakt, ze kurczowo trzymałam kogoś dłoń. Czułam, jak od niej przepływa przyjemne ciepło, które zdawało się mnie leczyć. Czyżbym coś przeoczyła na któryś zajęciach? Możemy uzdrawiać innych?

Otworzyłam oczy i zobaczyłam moją rękę ściskającą dłoń kogoś innego, które pokrywała delikatna złota poświata. Zapewne to ona działała uzdrawiająco, pomyślałam.

Podniosłam wzrok i zauważyłam, że na krześle obok ktoś śpi. Zack. Zaczęłam sobie przypominać wydarzenia, które miały miejsce przed moją utratą przytomności.

Fisher miał owinięte bandażem ramię. Głowę oparł o oparcie mojego łóżka i spał spokojnie. Jak widać nie chciałam go puścić, pomyślałam patrząc na nasze ręce.

- Jak się czujesz? - usłyszałam szept i aż podskoczyłam, wystraszona.

- Nie najgorzej. Skąd się wziąłeś w lesie? Jak się czujesz? Nic ci się nie stało? Jak dałeś radę Cunterowi? Jak zdołałeś mnie tu zanieść z raną na ramieniu? - zasypałam go gradem pytań i spojrzałam na moją prawą rękę - Gdzie są ciernie?! - zaniepokoiłam się i spojrzałam na Zack'a.

- Może wszystko po kolei. Akurat wracałem do szkoły od rodziców, kiedy usłyszałem twój krzyk. Nie, nic mi się nie stało poza kilkoma rysami. Nie wiem czy pamiętasz, jestem synem Łowcy, a oni polują na Cuntery. Rana na ramieniu była tylko powierzchowna, a ciernie są tutaj. - wskazał głową szafkę.

Kiedy poczułam kolejną falę ciepła, zarumieniłam się i puściłam jego rękę. Jest rano, a to oznacza, że musiałam go trzymać przez całą noc.

- Przepraszam za to. - szepnęłam ze spuszczonym wzrokiem. Uśmiechnął się delikatnie.

- Nic się nie stało.

- Em, Zack? Mam pytanie. Ta poświata... Ty mnie uzdrawiałeś? - zapytałam ciekawa - Nie wiedziałam, że czarodzieje tak potrafią.

- Bo nie potrafią. - odparł - To zdolność Łowców, nie wiedziałaś? - zmarszczyłam brwi.

- Nie jestem nim, więc skąd miałam wiedzieć? - popatrzył na mnie zdziwiony.

- Jesteś w połowie łowcą, tak jak ja. Tylko łowcy potrafią wywołać Niebieski Ogień w tych cierniach i potrafią odbierać uzdrowicielskie fale.

- Zaraz, zaraz. Jaki Niebieski Ogień?

- Jak walczyłaś z demonem, twój bat zaczął świecić na niebiesko, prawda? - skinęłam głową - No właśnie. Jest to Niebiańska broń. Łowcy są wysłannikami Aniołów, dlatego posługują się ich Ogniem przeciwko wysłannikom piekła. - odpowiedział.

- Mam być wysłanniczką aniołów? - uśmiechnął się i pokiwał głową - Opowiedz mi więcej o łowcach.

- Sam niewiele wiem. Jeśli mój ojciec się o tobie dowie, będzie chciał nas stąd zabrać. Nie może się dowiedzieć, rozumiesz? - pokiwałam głową.

- Zabrać? Gdzie?

- Do szkoły dla Łowców. Tam przyjmują pół łowców, nie tak jak w szkole czarodziei. - wyjaśnił.

- Czy pielęgniarki na nas nie doniosą? - zaniepokoiłam się, a on pokręcił głową.

- Rzucono na nie czar milczenia. Nic nie mogą mówić, nikt się nie dowie.

Westchnęłam z ulgą.

- Cóż... Skoro jesteś Łowcą, to masz prawo do dostępu do skrytki z broniami.- to powiedziawszy podał mi mały kluczyk - Możesz do niego zaglądać kiedy chcesz i po co chcesz. Są to bronie, których używali najznakomitsi Łowcy. Mam nadzieję, że będą ci dobrze służyć.

- Ale ja nie potrafię ich używać. - zrobiło mi się głupio.

- Łowcy robią to instynktownie. - powiedział na pocieszenie.

- Powiedziałeś, że walczą... Walczymy tylko z demonami, więc czemu jest tak dużo skrzyń z potworami?

- Każdy potwór w naszym wymiarze ma coś z demona. Wilkołaki, wampiry, driady, centaury, wszystko. - wyjaśnił, a ja tylko pokiwałam głową - Ja już będę się zbierał. Ktoś do ciebie przyszedł. - to drugie zdanie powiedział szeptem.

- Zack. - popatrzył na mnie - Jeszcze raz dziękuję za ratunek. - uśmiechnął się i opuścił pokój.

W drzwiach stał Mike. Uśmiechnęłam się na jego widok.

- Już myślałam, że zapomniałeś o swojej dziewczynie. - powiedziałam z uśmiechem, a on usiadł obok mnie.

- Gdzieżbym śmiał. - odpowiedział i pocałował mnie w policzek, po czym splótł moje palce ze swoimi - Jak się czujesz? - zapytał z troską.

- Nie jest najgorzej. W głowie już mi tak nie łupie, więc chyba jestem na dobrej drodze do wyjścia stąd. - odpowiedziałam z uśmiechem, co odwzajemnił - Co jest? Jesteś jakiś zamyślony. - potrząsnął głową.

- To nic takiego. Muszę lecieć na lekcje, zobaczymy się później? - pokiwałam głową i pocałowałam go delikatnie.

- Do zobaczenia. - szepnęłam.

- Cześć. - puścił mi oczko i wyszedł z sali.

Westchnęłam głośno i opadłam na poduszki.

Wysłanniczka AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz