Rozdział 26

177 15 0
                                    

Na polu do ćwiczeń poszliśmy w swoje strony, a mnie natychmiast dopadła Jane.

- O czym rozmawialiście? - zapytała prosto z mostu i miała iskierki w oczach, a ja przewróciłam oczami.

- Zerwaliśmy. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy być przyjaciółmi. - odpowiedziałam i zauważyłam, że obok nas przechodził Zack. Właściwie to wyszedł zza mnie, kierując się do jednego ze swoich kumpli. Skrzywiłam się - Słyszał to? - spytałam, na co ruda pokręciła głową.

- Raczej nie, miał głowę wysoko w chmurach. - uspokoiłam się - Poćwiczymy razem? - uśmiechnęłam się w odpowiedzi.

- Co powiesz na wieczorny wypad na miasto? Potrzebuję trochę luzu. - pokiwała energicznie głową.

- Na zakupy? - pisnęła, a ja się roześmiałam.

- Uwierz mi, że robię to niechętnie: tak. - pisnęła i zaczęła skakać jak mała dziewczynka, na co wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem.

*

Po kolacji nadszedł czas na obiecane zakupy. Postanowiłyśmy jechać Toyotą Celicą Jane.

- Gdzie? - zapytałam, gdy wylądowałyśmy w normalnym wymiarze.

- Do centrum handlowego, a gdzie indziej? - pokiwałam głową i pogłośniłam radio.

Pięć minut później, zaparkowałam na prawie pełnym parkingu i wyszłyśmy z auta.

- Czyli rozumiem, że teraz nie wyjdę stąd przez najbliższe godziny, mam rację? - Jane tylko wyszczerzyła zęby w odpowiedzi i pociągnęła mnie do najbliższego butiku - Ej, nastawiłam się tylko na ciuchy! - zaprotestowałam, ale ta tylko zgromiła mnie wzrokiem i już nie zwracała uwagi na moje lamenty.

- Spoko, później będziemy musiały wstąpić do pewnego sklepu w naszym wymiarze. - powiedziała rudowłosa oglądając różne szpilki. Popatrzyłam na nią niezrozumiale, więc zaczęła wyjaśniać - Musimy zaopatrzyć się w jakąś zbroję nie? Chociaż małe ochraniacze na ręce, to już będzie coś. Będę czuła się bezpiecznie, ty pewnie też.

- Tak, masz rację. - zgodziłam się.

- O, ale piękne! - krzyknęła i chwyciła czarne szpilki na delikatnym podwyższeniu obkutym złotem.

- A cena? - zapytałam studząc jej entuzjazm, na co machnęła ręką - Czarodzieje mają tu zniżki. Jak widzisz, pracują tu elfy. - wskazała ekspedientkę za kontuarem.

Rzeczywiście była to elfka. Miała włosy "pofarbowane" na żywy fiolet, który w rzeczywistości był jej naturalną barwą. Była niskiego wzrostu, szczupła i miała lekko skośne oczy, które były cechą charakterystyczną, natomiast ich tęczówki, na jej szczęście, były niebieskie. Uszy zakrywała włosami, ale dobrze wiedziałam, że kończyły się szpicami.

- Hm, no nieźle. Jak bardzo?

- Pięćdziesiąt procent. - puściła mi oczko, a ja uśmiechnęłam się.

- Wszystkie sklepy w tym centrum?

- Wszystkie! - pisnęła, a ja zachichotałam.

- Dobra, może sama coś sobie kupię? - powiedziałam do siebie i zaczęłam chodzić między półkami.

Trzy godziny później zakończyłyśmy zakupowy szał. Jane skończyła z siedmioma wielki torbami, plus jedną z butiku, a ja jedną z butami i dwie z ubraniami. Jednym słowem: misję pod kryptonimem zakupy, uważam za zakończoną powodzeniem.

- Czyli co, teraz zbroje? - pokiwała głową na moje pytanie.

Wrzuciłyśmy rzeczy na tylne siedzenia Toyoty i zaczęłyśmy rozmawiać na błahe tematy, kiedy ja prowadziłam do naszego wymiary. Kiedy znalazłyśmy się w naszym świecie, Jane zaczęła mnie prowadzić do sklepu ze zbrojami, bo ja nie miałam zielonego pojęcia, gdzie on się znajduje.

- Okey, zatrzymaj się tutaj. To już tu. - wskazała stary budynek z poobdzieranym tynkiem w niektórych miejscach. Nad dębowymi drzwiczkami widniał napis Sklep ze zbrojami i broniami. bardzo pomysłowe, pomyślałam kąśliwie i ruszyłam za rudą.

- Dzień dobry, czym mogę służyć? - usłyszałyśmy skrzekliwy głos. Jak się okazało, biznes prowadził skrzat. Mógł mieć niecały metr wzrostu. Miał duże szpiczaste uszy, siwe włosy, długi orli nos i był raczej otyły. Na sobie miał kamizelkę w zielone i brązowe romby, czarne spodnie i tego samego koloru obuwie. Na nosie widniały okrągłe okulary, zza których wychodziły małe czarne oczka.

- Szukamy zbroi dla czarodziei. - powiedziała Jane - Dla mnie dla pół czarodziejki i pół elfa a dla niej...

- Dla łowcy, rozumiem. - Jane posłała mi pytające spojrzenie, a ja poczułam jak przyśpiesza mi puls. Wzruszyłam ramionami, próbując się ogarnąć - Po prawej powinny być dla ciebie, a na tyłach powinienem mieć jeszcze coś dla łowców. - skinęłyśmy głowami i poszłyśmy we wskazanych kierunkach.

Na samym końcu zauważyłam jeden jedyny manekin, na którym wisiała zbroja łowcy. Składała się ona z naramienników, karwaszy, rękawic, nagolenników (bez nagolennic) i trzewików. Wszystko było wykonane ze szlachetnie zdobionego metalu. Do zestawu była granatowa, prawie czarna, bluzka z dekoltem w kształcie serca, zakończonego czerwoną wstążką, skórzane spodnie, tego samego koloru co bluzka, przylegające do ciała oraz czarne buty za kolano, na które powinno się założyć trzewiki i nagolenniki.

Do tego dobrałam jeszcze bronie, a mianowicie: pas zapinany na udzie z zestawem sześciu noży ze szpikulcami w kształcie serca i cienkimi uchwytami; pas wraz z pochwą oraz mieczem półtora ręcznym z czarną skórzaną rękojeścią, zakończoną metalową ozdobą i szpikulcem.

Ze wszystkimi rzeczami przeszłam do początku sklepu i położyłam swój rynsztunek na kontuarze.

- Zaszalałaś. - powiedziała Jane z uśmiechem, chociaż ona nie miała mniej rzeczy ode mnie.

Wysłanniczka AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz