Jak się okazało, Cuntery to przeraźliwie istoty... Może powinnam powiedzieć: demony?
Był postury zwykłego człowieka, a jego ciałem była żarząca się magma. Nie miał włosów, ani gałek ocznych. Jego głowa przypominała zwykłą czaszkę z nosem, a w miejscach oczu były palące się żywym ogniem puste oczodoły. Z ust, które nie miały warg ani języka, wyskakiwały języki ognia i były widoczne długie kły. Postawa Cuntera była zgarbiona. Ręce były zakończone ostrymi, średniej długości szponami, na których końcach błyszczała jakaś dziwna czerwona ciecz, która z nich skapywała, tak samo jak stopy. Jego nogi były ugięte jak u wilkołaków i chodził na palcach. Co jakiś czas wydawał z siebie nienaturalny skrzek, który przyprawiał mnie o dreszcze. Jak widać, Cunter polegał na swoim słuchu i węchu.
Starałam się oddychać jak najciszej, na tyle, na ile było to możliwe. Niestety, ciernie na mojej ręce obudziły się do życia, co nie uszło uwadze Cuntera.
Złapałam koniec broni, a ona w tym czasie wydłużyła się na kilka metrów. Cunter wydał z siebie przeraźliwy okrzyk i odwrócił łeb w moją stronę, po czym zaczął tu biec.
- Chcesz zatańczyć? Zapraszam. - szepnęłam i uniknęłam kuli ognia, którą we mnie rzucił.
Ryknęłam w okrzyku wojennym i uniosłam nad siebie prawą rękę, którą zataczałam koła ciernistym batem. Zaczęłam biec przed siebie i gdy byłam kilka metrów od demona, wyrzuciłam ku niemu ciernie, które owinęły go, związując mu ręce i zaczęły lśnić na niebiesko, przypominając anielską broń. Cunter krzyknął w okrzyku boleści i wyrwał się z uścisku broni, a siła tego była tak wielka, że odrzuciła mnie do tyłu. Krzycząc obróciłam się w locie i uderzyłam głową o skałę, rozbijając sobie łuk brwiowy. Adrenalina krążąca w moich żyłach nie pozwalała mi doświadczyć tego bólu, maskując go.
Chciałam podejść do mojej broni, która leżała pięć metrów ode mnie, gdy nagle dopadł mnie demon. Wbił pazury w taki sposób, że między dwoma znajdowała się moja szyja. Złapałam jeden ze szponów i próbowałam go odepchnąć, ale nie zadziałało. Demon stanął nade mną i skrzeknął mi prosto w twarz, a na moim policzku wylądowały kawałki gorącej matmy. Syknęłam z bólu, powoli tracąc oddech. Cunter uniósł drugą łapę i zamachnął się celując mu w twarz, gdy nagle w jego rękę wbił się jakiś sztylet.
Wydał z siebie swój okropny odgłos i odwrócił w stronę, z której nadleciała broń i pobiegł tam. Ktoś kto mi pomógł, zaczął odwodzić go w głąb lasu. Złapałam się za szyję i zaczęłam gwałtownie łapać powietrze. Adrenalina opadła, a ja poczułam jak głowa mi pulsuje od bliskiego spotkania z kamieniem. Poczułam, że z szyi cieknie mi krew, tak jak z obu dłoni. Jak widać poparzyły mnie jego szpony, które przypaliły mi skórę, aż do krwi.
W lesie rozległ się krzyk Cuntera, który brzmiał jak okrzyk poległego demona.
Podpełzłam do chłodnej wody i przemyłam ją rany, co dało mi minimalne ukojenie. Poczułam jak powoli tracę wszystkie siły, a oczy uciekają w głąb czaszki. Z całej siły próbowałam utrzymać się pełnej świadomości. Jak mogłam zapomnieć, o truciźnie na szponach demonów?
Nagle zza drzew wybiegła jakaś postać. Chłopak. Miał przypalone rękawy koszuli i nogawki spodni, a włosy zmierzwione. Biegł w moją stronę z przerażeniem wypisanym na twarzy. Rozpoznałam go. Zack.
Chłopak uklęknął koło mnie i potrząsnął moimi ramionami, gdy przed oczami robiło mi się ciemno.
- Ino, nie śpij. Nie możesz, błagam cię. - rozkazał łagodnie i wziął mnie na ręce - Muszę cię zanieść do szkoły, do lekarza. Złap się mnie. - polecił, więc posłusznie, resztkami sił, objęłam go za szyję - Nawet nie próbuj spać, rozumiesz? Nawet się nie waż. - zagroził, a ja nie miałam siły żeby odpowiedzieć.
Zack zaczął biec przez las, a ja patrzyłam na wodospad, aż zniknął mi z oczu. Moje powieki robiły się takie ciężkie, ale próbowałam powstrzymać je przed opadnięciem z całych sił.
Musiałam na chwilę odlecieć, bo gdy otworzyłam oczy, wpadliśmy do budynku szkoły. Słyszałam jakieś niewyraźne zdania, dobiegające z oddali, a wszystko o widziałam, zdawało się w jedną wielką kolorową plamę. Niemożliwe było rozróżnienie czegokolwiek. Nawet własnych dłoni nie potrafiłam dostrzec.
- Ina?! Co się stało?! - usłyszałam krzyk jakiegoś chłopaka, nie potrafiłam przypisać mu konkretnej osoby. Usłyszałam jakąś odpowiedź, ale była ona dla mnie niezrozumiała.
Poczułam okropny ból i złapałam czyjąś rękę, ściskając ją, jakby była ostatnią deską ratunku.
A później nastała ciemność.
CZYTASZ
Wysłanniczka Aniołów
Romance- To zdolność łowców, nie wiedziałaś? - zmarszczyłam brwi. - Nie jestem nim, więc skąd miałam wiedzieć? - popatrzył na mnie zdziwiony. - Jesteś w połowie łowcą, tak jak ja. Tylko oni potrafią wywołać niebieski ogień w tych cierniach i odbier...