Rozdział 29

160 16 0
                                    

- Ina, schyl się! - krzyknął Zack i pokonał jednego z demonów, który chciał zaatakować mnie będąc w moim martwym punkcie. Wystrzeliłam bat w jednego z wampirów, który stał za brunetem i odrzuciłam go niczym palącą się na niebiesko kulę ognia.

Wyprostowałam się i szybko zwróciłam ciernie do ich poprzedniego stanu, po czym chwyciłam miecz. Złapałam go oburącz i obrzuciłam spojrzeniem atakujące naszą dwójkę potwory. Nie było ich aż tak dużo, ale nie było ich też tak mało, żeby powiedzieć, że zwycięstwo mamy w kieszeni. Usłyszałam skowyt wilkołaka, który rzucił się w moją stronę. Wbiłam w niego srebrny miecz i szybkim ruchem, wyciągnęłam go z jego brzucha, zwinnym ruchem odcinają mu łeb.

- Nieźle sobie radzisz. - sapnął Zack, posyłając do piekła jakiegoś demona.

- Dzięki, ty też niczego sobie. - odparłam i otarłam pot spływający po mojej twarzy.

Zauważyłam, ze Fisher walczy z dwoma potworami, a od strony lasu biegnie ku niemu jeszcze jedno monstrum. Ryknęłam, kiedy moje ostrze przecięło go w pół, zdecydowanie zbyt blisko Zack'a i ochlapało nas jego krwią.

- Ten wampir chyba właśnie się kimś pożywił. - zauważyłam ironicznie i chciałam pomoc Zackowi, ale ten się już z nimi uporał.

- Ty nigdy nie tracisz żartu, co? - zapytał z lekkim uśmiechem, a ja wzruszyłam ramionami.

- Jak widać nie. - odparłam, a jego twarz skamieniała.

- Trzymaj się blisko mnie. Sama możesz sobie nie poradzić. - z jednej strony urocze było to, że się martwi, ale z drugiej... Nie mam pięciu lat, okey? Przeszłam potrzebne szkolenie.

Pobiegliśmy do miejsca na środku pola, gdzie toczyła się zaciekła walka między czarodziejami, a demonami.

Z tego co zauważyłam, czarodzieje nie walczyli tak jak my, Łowcy, tylko otwierali bramy piekieł i wysyłali je tam z powrotem.

- Łowcy są skuteczniejsi. - mruknął. Zauważyłam, że ani elfy, ani Łowcy nam nie pomagają. Nie licząc Jane, Zack'a i mnie, oczywiście.

- Tak, masz rację. - odpowiedziałam niewyraźnie.

- Erynia na trzeciej. - powiedział i sam zajął się jedną, która go zaatakowała.

Natarłam na nią z mieczem, ale ta bez problemu mi uciekała, osłaniając się skrzydłami. Gdy Erynia chciała mnie zaatakować odcięłam jej rękę, obróciłam się i w trakcie rotacji, przepołowiłam ją. Oddychałam ciężko, powoli tracąc siły.

Chciałam podejść do Zack'a i pomoc mu ze strzygą, ale nagle coś uderzyło mną o ziemię i krzyknęłam czując palący ból w plecach. Prawdziwy demon.

- Ina?! - krzyknął Zack.

Odwróciłam się na plecy i spojrzałam w twarz demona bez oczu. Zamachnął się, więc przeturlałam się w bok, unikając ciosu. Cunter wydał z siebie okrzyk i opluł mnie magmą. Gdy znowu chciał mnie zaatakować, uderzyła w niego wielka kula niebieskiego ognia. Odwróciłam się i zobaczyłam Zack'a z wyciągniętą przed siebie ręką. Podniosłam się z ziemi i chwyciłam za miecz.

- To było epickie. - uśmiechnął się półgębkiem.

- Może masz rację, ale to chyba nie najlepszy moment na rozmowę. - jakby na potwierdzenie swoich słów, chwycił jeden z moich noży i rzucił w coś za moimi plecami. Po ryku stwierdziłam, że to, już martwy, wilkołak.

- Masz rację. Jak sobie radzą czarodzieje? - przestałam mówić o nich jako o nas. Teraz jestem Łowcą, co udowodniła ta wojna.

- Nie jest najgorzej. Są całkiem silni. - odpowiedział. - Została mniej niż połowa. Mamy szansę na wygraną. - odetchnęłam ulgą.

- Mam nadzieję, że żadne problemy się nie przydarzą. - Zack patrzył na moje plecy - Jest bardzo źle po spotkaniu z Cunterem?

- Masz podartą, osmaloną i okapującą krwią bluzkę. - przyłożył dłoń do moich pleców się, z której trysnęła fala ciepła i poczułam, jak rana zaczyna się goić.

- Dziękuję. - powiedziałam i spojrzałam na potwory.

- Przydałaby się im pomoc, nie?

- Czytasz mi w myślach. - odpowiedziałam na jego pytanie i ruszyłam za nim.

Nagle przed nami wyrosło jakieś nieznane mi stworzenie.

- Co to jest?! - krzyknęłam.

- Nie mam pojęcia, jakaś hybryda!

Monstrum miało około 4 metrów wysokości i było bardzo rosłe. Miało tułów człowieka, ogon krokodyla, dwie głowy: kozła i lwa, a nogi jak wilkołaka. Łapy miał zakończone długimi szponami.

- Nie damy mu rady! Uciekaj! - krzyknął do mnie, ale nie zdążyłam zareagować.

W jednej chwili monstrum machnęło ogonem i wyrzuciło nas oboje w powietrze. Krzyknęłam, gdy znalazłam się w górze i zaczęłam spadać. W tamtym momencie modliłam się o przeżycie.

Poczułam jak głucho uderzyłam o podłoże, a następnie ból rozchodzący się po moim ciele. Przejechałam kilka metrów na plecach i poczułam ciepłą ciesz spływającą po tyle mojej głowy. Krew. Próbowałam się podnieść, ale świat zaczął wirować i poczułam, że opadam z sił. Nagle poczułam, że ktoś przykrywa moją doń swoją. Nie mogłam zobaczyć kto to, ale sądząc po nienaturalnym cieple, które ją spowiło, mogłam stwierdzić, że to Fisher.

- Będzie dobrze. - usłyszałam łagodny, głos Zack'a, ale i tak słyszałam, że ciężko mu mówić po tym upadku. Jego głos był ochrypły, a słowa z trudem upuszczały jego usta. Straciłam przytomność.

Wysłanniczka AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz