33. Nigdy nie ufaj swojemu przeciwnikowi

130 16 2
                                    

Ląduję na jednej z zimnych skał. Delikatnie kucam i chowam skrzydła.

Przychodzę do wyznaczonego miejsca walki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przychodzę do wyznaczonego miejsca walki. Las Ekrahulus jest spowity w mroku. Przez gęste korony drzew przebija się kilka promieni słonecznych. Staję w najbardziej oświetlonym miejscu w którym drzewa są dalej od siebie i mają rzadsze korony. Spoglądam na kilka pni. Drzewa zostały równo ścięte. I to całkiem niedawno. Dotykam jednego z nich. Mówi mi, że zrobił to demon. Dokładnie wczoraj wieczorem.

Nie wiem która jest godzina, ale czekam na swojego przeciwnika. Denerwuję się. Nie mam na sobie zbroi. Moją jedyną bronią jest miecz. Nie mam zamiaru nikogo dzisiaj zabić. Jestem nieśmiertelna, więc nie powinnam się bać niczego. Tym bardziej, że Śmierć to jeden z Jeźdźców Apokalipsy, a ci są moimi sojusznikami.

Nagle dostrzegam postać idącą przez las. To Gabriel. Idzie żywo. Już z tej odległości mogę zobaczyć jego bezczelny uśmiech. Jest ubrany cały na czarno, tak jak ja. Zatrzymuje się kilka metrów ode mnie.

-Gotowa, królowo? -mówi i udaje ukłon. Wyciąga swój miecz, który połyskuje złotem. - Widzisz ten miecz? Kuty w jękach czystej duszy i piekielnym ogniu. Włożony do świętej wody. Jeszcze dzisiejszego ranka przebił demona, człowieka i półanioła, bo wiesz...anioła nie mogłem znaleźć. -zachwyca się swą bronią i obraca ją w ręku, a potem spogląda w moją stronę -wiesz co to znaczy? To znaczy, że to prawdopodobnie jedyna broń, która może cię zabić -odpowiada sam sobie.

-A ciebie może zabić wszystko. Mogę machnąć ręką, a ty spłoniesz żywcem.

-Ale nie zrobisz tego. Mój warunek daje mi możliwość zabicia ciebie. Mogę mieć piekielny tron bez twojej zgody, lecz twój warunek...no cóż. Muszę pozostać żywy żeby być dawnym sobą, nieprawdaż?

-Zacznijmy te przedstawienie.

-Och, jaka niecierpliwa. Najpierw jednak chciałbym ci coś pokazać. -cofa się kilka kroków, a z jego pleców wyrastają czarne skrzydła, takie jak moje. Łapię kilka oddechów, gdyż nie mogę uwierzyć w to, co widzę.

 Łapię kilka oddechów, gdyż nie mogę uwierzyć w to, co widzę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Coś ty zrobił?!

-Myślę, że tatuś ci to wszystko wyjaśnił.

Wielkie czarne skrzydła wyrastają z moich pleców, a oczy świecą się już krwistą czerwienią.

-Jesteś głupcem.

-To ty jesteś głupia, a w dodatku naiwna. Przychodzisz tu na pewną śmierć. Wiem, że jesteś lepsza ode mnie. Normalnie nie pokonałbym córki samego Lucyfera, która jest jeszcze silniejsza od niego samego. Nawet z tą bronią nie miałbym szans, ale widzisz...ty nie chcesz mojej śmierci, a to stawia cię na straconej pozycji.

Wiem, że ma rację. Nie odzywam się. Stoimy tak jeszcze chwilę i mierzymy się wzrokiem. Gabriel mruży oczy, chcąc wyczytać coś z mojej postawy. W końcu wychodzimy na środek, wyciągamy miecze i jesteśmy gotowi do walki. Nie zamierzam zacząć pierwsza, więc czekam na jego ruch. Po chwili nasze miecze krzyżują się. Miecz blondyna mieni się w coraz głębszej ciemności, a mój płonie w ogniu. Gabriel jest bardzo silny. Jego ciosy są precyzyjne. Nic go nie rozprasza. Kilka razy tracę równowagę, ale oddaję mu ze zdwojoną siłą aż jego ciało uderza o pień drzewa. Jest zły. Z okrzykiem wznosi się w powietrze i z wielką prędkością leci w moją stronę. Tworzę wielką tarczę z płomieni, więc mój przeciwnik znowu ląduje stopami na ziemi. Drażni go jego bezsilność przez co traci nad sobą kontrolę i jest coraz słabszy. Wytrzymuje ze mną jeszcze godzinę, a potem pada na ziemię gdy podcinam mu nogi. Ma tam teraz dosyć głębokie rany, tak jak na całym ciele. Gdy leży na ziemi zamachuje się mieczem, który przecina moje ramię. Czuję pieczenie. To jest jak trucizna. Rana powoli się zasklepia, ale mój organizm słabnie. Wytrącam mu jego broń i celuje czubkiem mojego miecza w jego krtań. Gabriel śmieje się gardłowo, co tylko mnie drażni.

-No dalej. Zrób to. Zabij mnie!

-Nie. -mówię spokojnie.

-Jesteś słaba.

-Wygrałam. Wstań. Idziemy do mego ojca. -zabieram swój miecz i podaję mu dłoń. Łapie ją i podąża za mną. Podnosi swoją broń z ziemi. Robi zamach. Po sekundzie orientuję się, że to jeszcze nie koniec. Cudem unikam ciosu, ale moja broń zostaje wytrącona. Dawny przyjaciel tnie moją skórę na nogach aż padam na kolana. Nie będę z nim walczyć. Teraz nie ma po co. Wolę zginąć. Widzę jego wahanie. Niestety nie trwa ono zbyt długo. Przebija mnie Anielskim Mieczem i dociska go aż do rękojeści. Czuję palący ból przecinający mój brzuch i plecy. Dookoła mnie zlewa się kałuża złotej krwi. Patrzę mu w oczy. Na jego twarzy nie widać triumfu, tylko niedowierzanie. Puszcza miecz, a ja upadam na ziemię. Czuję jak życie ze mnie wypływa. Powoli przymykam oczy, ale jeszcze raz spoglądam na niego. Płacze. Uśmiecham się i dotykam jego dłoni. Drgnął czując mój dotyk. Spojrzał na mnie, ale ja już odeszłam, widziałam tylko to, co z boku. Mojej duszy nie było już w ciele. Gabriel zaczął głośno łkać. Chciałam go przytulić, ale ktoś złapał mnie za nadgarstek, a była to sama Śmierć. Kobieta w czarnym płaszczu. U jej boku stał płowy koń, a z jego chrap buchała para.

-Pójdź ze mną- wypowiedziała Śmierć- a zostaniesz mą siostrą, piątym Jeźdźcem Apokalipsy.

Między Piekłem a Niebem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz