O godzinie czwartej trzydzieści zadzwonił mój budzik, wyrywając mnie z krótkiego snu. Otarłam ręką twarz ze śliny i wyłączyłam dźwięk, który wprawiał mnie w stan przedwkurwiony po czym podeszłam do szafy biorąc z niej przygotowane na dzisiejszy dzień rzeczy. Po prysznicu, malowaniu i prostowaniu włosów, wyszłam z łazienki i poszłam obudzić chłopaków, którzy pewnie jeszcze spali. Na samym początku skierowałam się do Luke'a, którego zawsze mam problem dobudzić. Wchodząc głośno do jego pokoju nie zdziwił mnie bałagan albo brat śpiący w samych bokserkach. Przewróciłam oczami i zerwałam z niego kołdrę.
-Daj mi spokój!- jęknął i odwrócił się do mnie plecami.
-Za godzinę musimy być na lotnisku, więc rusz dupę z łaski swojej i idź się szykować. Taksówka będzie pod domem za pół godziny!- chłopak leniwie zwlókł się z łóżka i półprzytomny wszedł do łazienki. W czasie, kiedy Luke się mył, ja poszłam do Kastiela, który, tak samo jak mój brat, spał w najlepsze -Wstawaj!- krzyknęłam i rzuciłam się na niego, przez co chłopak wydał z siebie stłumiony jęk.
-Jeszcze pięć...
-Nie ma! Wstajesz i to już!- zaczęłam go łaskotać, choć dobrze wiem, że chłopak na to nie reaguje. Zdenerwowany usiadł na łóżku przytrzymując moje ręce -Za pół godziny musimy już wyjść.
-Daj mi dziesięć minut- uśmiechnęłam się do niego i kiwnęłam głową, a ten pocałował mnie czule i puścił moje ręce. Wygramoliłam się z łóżka i szybko zmierzyłam do kuchni robiąc jakieś kanapki na szybko, żebyśmy mogli jeszcze coś zjeść przed podróżą. Chłopaki po chwili zjawili się w pomieszczeniu, a ja zalałam kawy i cała nasza trójka usiadła do jedzenia. Szybko wszystko spałaszowaliśmy po czym umyliśmy naczynia głośno śpiewając i śmiejąc się. Moglibyśmy tak jeszcze długo, ale taksówka zaczęła trąbić na całą ulicę, więc szybko zabraliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy do auta.
W drodze na lotnisko Kastiel, który siedział koło mnie, cały czas albo mnie dźgał w żebra albo łaskotał, a ja darłam się wniebogłosy, zagłuszając kulturalną rozmowę kierowcy z Luke'iem. Kiedy dotarliśmy na miejsce wypadłam z pojazdu, dosłownie, uwalniając się z tortur czerwonowłosego. Podniosłam się z ziemi i otrzepałam spodenki z pisaku i innych brudów, które znajdowały się na asfalcie. Brat zapłacił za taksówkę i ruszyliśmy do środka ogromnego budynku, w którym spotkaliśmy Lysandra, Leo, Rozę i Kentina.
-Gdzie reszta?- spytałam omijając formalności.
-Też chcę to wiedzieć- warknęła złotooka zarzucając białe włosy na plecy -Miałaś przyjść w spiętych włosach.
-Nic nie wiem na ten temat- zaśmiałyśmy się, ale zagłuszył nas głos dochodzący z głośników.
*Szanowni państwo, lot Paryż - Kreta opóźni się o pół godziny*
-Fantastycznie- jęknęłam opierając się o białowłosego, na co Kastiel zmierzył nas wzrokiem.
-Jesteśmy!- krzyknęła Iris biegnąca w naszą stronę, zostawiając za sobą Nataniela i Priyę -Oo.. A gdzie bliźniaki?
-Tutaj!- pisnęłam gwałtownie obracając się w kierunku Armina, który zadarł się do mojego ucha.
-Zwariowałeś?! Mało co zawału nie dostałam!- złapałam się za serce, a cała reszta zarechotała.
-No to może usiądziemy skoro mamy jeszcze jakieś dobre czterdzieści minut?- zaproponował Lynasder, a każdy mu przytaknął i ruszyliśmy na kanapy. Kastiel wziął moją walizkę, a Luke torbę, więc miałam pełen luz i jako pierwsza dotarłam do siedzeń, gdzie rozłożyłam się wygodnie.
-Ejj, księżniczko! Może zrobisz nam miejsce?- podszedł do mnie Kas z udawanym oburzeniem.
-Hm, niech pomyślę... Nie- uśmiechnęłam się zwycięsko, ale zaraz zostałam podniesiona do góry po czym znów odstawiona tym razem na kolana czerwonowłosego, do którego się wtuliłam.
Minęło jakieś piętnaście minut wygłup i znowu usłyszeliśmy dźwięk z głośników.
*Szanowni państwo, samolot Paryż - Kreta wystartuje za dziesięć minut z pasu numer osiem*
Słysząc komunikat ekspresowo podnieśliśmy się z miejsc i chwytając swoje bagaże ruszyliśmy do bramek z odpowiednim numerkiem. Kontrola poszła sprawnie i już po paru minutach oddawaliśmy walizki i torby, a chwilę później znaleźliśmy się parę metrów od samolotu, którym mieliśmy lecieć. Byłam cała podekscytowana, w przeciwieństwie do Kena, który trząsł się ze strachu. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu.
-To tylko samolot.
-Tak, wiem, ale i tak coś w mojej głowie układa najczarniejsze scenariusze- westchnął zamykając oczy i głośno wzdychając.
-Jak chcesz możesz siedzieć obok mnie- chłopak otworzył oczy i uśmiechnął się lekko.
-Z chęcią.
-To chodź!- pociągnęłam go za rękę i razem weszliśmy na pokład samolotu odszukując nasze miejsca po czym siadając na nich. Wybrałam siedzenie przy oknie, a koło mnie usiadł Ken, Rozalia i Leo. Przed nami zasiedli Lysander, Kastiel, Nat i Priya, a za nami usiedli bliźniaki, Iris i Luke, który cały czas zagadywał naszą rudowłosą przyjaciółkę.
-Może coś z tego będzie- szepnął mi na ucho Ken, kiedy przyłapał mnie na obserwowaniu tej dwójki.
-Nie mam pojęcia, ale cieszyłabym się z takiego przebiegu wydarzeń- uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
Po paru minutach na pokładzie pojawiła się długonoga stewardessa i powiedziała przez wielki, sztuczny uśmiech.
-Dzień dobry, za dwie minuty będziemy startować, więc proszę o zapięcie pasów bezpieczeństwa- blondyna usiadła na swoim miejscu i wykonała swoje polecenie, a my jej zawtórowaliśmy. Kątem oka spojrzałam na Kena, który nerwowo przełknął ślinę. Żeby dodać mu otuchy złapałam go lekko za rękę, a jego wzrok od razu na niej spoczął po czym podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się promiennie.
-Będzie okey- posłałam mu pokrzepiający uśmiech, a ten tylko splótł nasze palce razem -Będzie dobrze- szepnęłam już bardziej do siebie, starając uspokoić łomoczące serce. I to nie tylko ze względu na lot samolotem.
CZYTASZ
Black Rose || Słodki Flirt || ZAKOŃCZONE
FanficCześć, jestem Camile i mam 16 lat. Niedawno przeprowadziłam się do mojego brata Luke'a do Paryża, ponieważ moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. To było jakiś miesiąc temu. Razem z rodzicami i młodszą siostrą Emilią wracaliśmy wieczorem z kina...