Vivienne
Obudziłam się rano. Przez chwilę nie wiedziałam, co tak właściwie się dzieje. Podniosłam głowę. Tony stał przy oknie, w ramionach trzymał dziecko. Uśmiechnęłam się.
- Wiesz, braciszek przyjedzie Cię odwiedzić, całkiem niedługo. Zabierzemy Cię z mamusią do domu. Na początku będziesz spał u nas, ale potem będziesz miał swój własny pokój. Razem z Derekiem - szeptał.- Wiesz jak długo czekałem, żebyś się urodził? Tak cholernie długo, przez chwilę myślałem, że się nie uda... ale jesteś. Jesteś z nami i nie pozwolę, by ktokolwiek Cię skrzywdził. Nigdy.
- Hej - szepnęłam pochodząc do niego. Objęłam go w pasie.
- Cześć - uśmiechnął się.- Jak się czujesz?
- Trochę obolała - powiedziałam.- Jak tam Jack?
- Spał całą noc - powiedział.- Viv on jest na prawdę cudowny. Wiem, że pewnie każdy ojciec mówi tak o synu, ale nadal nie wierzę...
- Jest podobny do Ciebie - uśmiechnęłam się.- Ma czarne włosy.
- I granatowe oczy. Na prawdę granatowe. Jak pomieszane moje i błękit Twoich - uśmiechnął się.
- W końcu jest w nim cząstka mnie i Ciebie - powiedziałam.
- Tak bardzo Cię kocham Viv - szepnął.
- Ja Ciebie też. Niewyobrażalnie mocno - szepnęłam.
***
Leżałam ubrana na łóżku. Jack leżał w łóżeczku, ubrany w mały, szary dresik. Tony siedział w fotelu obok łóżka i opierał się brodą o brzeg szpitalnego łóżeczka. Jack spał spokojnie. Był już po drugim karmieniu. Czekaliśmy właśnie na James'a, który przyjedzie z Kevą, Derekiem i Michaelem. I przywiezie też nosidełko. Dostaliśmy wypis i będziemy mogli wrócić do domu. W pewnym momencie Jack obudził się. Zaczął cicho płakać. Tony wstał, wyciągnął go delikatnie z łóżeczka i położył na mojej piersi. Przytuliłam go do siebie i pocałowałam w czoło. Chwilę jeszcze szlochał, ale po chwili przestał. Leżał patrząc w bok, na Tony'ego. Oddychał spokojnie.
Dało się słyszeć delikatne pukanie do drzwi. Tony uchylił je a moim oczom ukazał się Rhodey z Derekiem na rękach a za nimi Keva i Michael.
- Cześć - uśmiechnęłam się do nich.- No chodźcie.
W ciszy okrążyli łóżko. Derek wczołgał się na łóżko, usiadł obok mnie i zaczął gładzić Jack'a po pleckach.
- Jest na prawdę cudowny - uśmiechnęła się Keva.- I podobny do Was.
- Chcesz potrzymać?- zapytałam.
- A mogę?- jej oczy nagle zaświeciły się.
- Jasne - uśmiechnęłam się.
Keva usiadła na łóżku i podałam jej Jack'a. Ostrożnie trzymała Jack'a na ramieniu. Derek przysunął się do niej i położył głowę na jej ramieniu. Jakby cały czas chciał obserwować Jack'a. Wszystkich nas to chyba zdziwiło. Czuł jakąś wieź z nim, mimo, że jego nie urodziłam?
- Jest na prawdę cudowny - szepnęła.- Michael, musimy takiego mieć.
- Może najpierw ślub, co? - uśmiechnął się, siadając na krześle pod drzwiami.
- No dobrze - uśmiechnęła się, gładząc Jack'a po policzku.
- Keva, chcę, żebyś była chrzestną Jack'a - wypaliłam nagle.
- Zgadzam się - pokiwała głową. Jack otworzył oczy i spojrzał na nią.- Cześć mały - szepnęła.
Spojrzałam na Tony'ego. Uśmiechał się jak nigdy. Zniknął ten Tony, ciągle zmartwiony. Wrócił ten, którego widziałam na starych zdjęciach. Ten, który nie martwił się niczym.
CZYTASZ
(POPRAWKA)I Don't Remember You. You're My Mission.✔T.S.(Tom III)
Fanfiction"Lepsza szczera ucieczka, niż fałszywe trwanie." Tony i Vivienne wiele przeszli. Wzloty i upadki, jednak ich związek przetrwał, ich miłość przetrwała. Nowa sytuacja jeszcze raz wystawi ich związek na próbę. Czy tym razem także się uda?