19

1K 65 14
                                    

29 stycznia 2019

Zostałem wezwany do Stark Industries. Postanowiłem zabrać Derek'a, Jack'a i James'a, żeby choć trochę pokazać im firmę. To nic, że James ma dopiero 2 miesiące. Vivienne była do tego sceptycznie nastawiona, ale w końcu się zgodziła. Miała kilka godzin dla siebie.

Szedłem właśnie korytarzem firmy, Derek i Jack szli przede mną a James spał spokojnie. Wszyscy uśmiechali się do mnie. W końcu dotarłem do gabinetu Pepper. Zapukałem cicho i otworzyłem drzwi. Chłopcy wbiegli pierwsi ale zatrzymali się w pół kroku.

- Stark - powiedziała.- Jak możesz? Zniknąłeś na cholerne 3 lata.

- Czy ty właśnie masz do mnie pretencje? -zapytałem, stawiając nosidełko na fotelu przy biurku.- Gdybyś nie zauważyła, mam już trójkę dzieci na wychowaniu.

- Tony... Mogłeś zajrzeć do firmy na dziesięć minut chciaż raz na pół roku. Zostawiłeś mnie na trzy lata - powiedziała.

- Kurde, Pepper. Czy ty jesteś zazdrosna? -zapytałem opierając się dłońmi o biurko.

- Nie, mogłeś cokolwiek powiedzieć... Zadzwonić - westchnęła.

- Pep, nie wiem czy ty wiesz, ale wychowywanie dzieci to ciężka sprawa - warknąłem.

- Ej, nie dotykaj tego! - Pepper nakrzyczała na Jack'a, który przesuwał statuetki na niskiej półce.

- Nie krzycz na niego - powiedziałem podchodząc do wystraszonego Jack'a. Wziąłem go na ręce i podszedłem do biurka.- Po co miałem przyjechać?

- Musisz podpisać te dokumenty - powiedziała, kładąc przede mną, plik papierów.

- No dobra - westchnąłem, zestawiając nosidełko na ziemię. Posadziłem sobie  Jack'a na kolanach i zacząłem podpisywać papiery, nawet ich nie czytając. Nigdy tego nie robiłem.

- Ile mają? -zapytała przerywając ciszę.

- Nagle zaczęło Cię to interesować? -zapytałem nie podnosząc wzroku znad kartki.

- Nie bądź taki, Stark - powiedziała, kucając przy kołysce.

- James urodził się w listopadzie - powiedziałem.- Derek ma 3 latka a Jack 2,5 roku.

- No to załatwiłeś sobie rodzinkę, Stark - pokiwała głową.- Mogę potrzymać?

- Lepiej nie. Jeśli James by się obudził to nie będzie najlepiej, bo nie wziąłem butelki dla niego - powiedziałem.

- No dobra - powiedziała, gładząc chłopczyka po dłoni.

Po chwili skończyłem podpisywać wszystkie papiery.

- Chłopcy, idziemy pochodzić trochę po firmie - powiedziałem, biorąc nosidełko do ręki.

Derek i Jack podskoczyli wesoło i podbiegli do drzwi. Poszedłem za nimi po czym odwróciłem się. Potts patrzyła na mnie błagalnie.

- Wiesz, że nam nigdy by się nie udało - powiedziałem.

Stała jak wryta. Wykrztusiła wreszcie z najbardziej sztucznym uśmiechem, na jaki było ją stać:

- Na prawdę ślicznie razem wyglądacie.

Po jej słowach wyszedłem. Obeszliśmy razem z chłopcami większość firmy. Około 19 wróciliśmy do domu, w samą porę z resztą, bo James obudził się głodny. Vivienne nakarmiła go i położyła z powrotem spać.

***

18 marca 2019

Zbliżał się pierwszy dzień wiosny. Chcieliśmy spędzić go razem. Ale ani moi rodzice ani Keva i Michael nie pojawili się w Nowym Jorku. Bardzo za nimi tęskniłam. Rodziców ostatni raz widziałam na swoim ślubie. A Kevę na ostatnich badanich, kiedy byłam w ciąży z James'em. Siedziałam w salonie, karmiąc małego. Derek i Jack bawili się na ziemi. Tony był  w warsztacie. Nie zanosiło się, żeby coś mogło sprawić, żeby ten dzień był szczęśliwszy. Byłam ze swoją rodziną, może oprócz Tony'ego. Ale byłam ze swoimi skarbami, ze swoimi szkrabami.

Nagle platforma zjechała na dół. Pomyślałam, że to Rhodey wpadnie nas odwiedzić. Kiedy w salonie pojawiła się Keva z Michael'em kompletnie osłupiałam.

- Ciocia! Wujek! - Derek i Jack rzucili się biegiem w ich kierunku.

- Cześć maluchy - uśmiechnął się Michael, podnosząc obu chłopców.

- Ciociu, a dlaczemu ty masz taki duży brzuch? - zapytał Derek.

- A wiesz, będziecie mieli kuzynostwo - uśmiechnęła się, podchodząc do mnie. Skończyłam karmić, James'a, położyłam go sobie na ramieniu i wstałam.

- Jak mogłaś... Jak mogłaś nie odzywać tak długo? - zapytałam.

- To nie cieszysz się z niespodzianki? -zapytała.

- Gdyby nie James, zaczęłabym skakać - uśmiechnęłam się.- I nie powiedziałaś, że będziesz miała dziecko?

- W sumie to dwójkę - uśmiechnęła się.

- Bliźniaki?

- Bliźniaczki, to dwie dziewczynki - uśmiechnęła się.

- O mój boże, tak się cieszę - uśmiechnęłam się.- Kiedy masz termin?

- Mam zaplanowaną cesarkę na 19 marca - powiedziała.

- To już jutro. Jak się czujesz?

- Zero skurczów - uśmiechnęła się i usiadła na kanapie.- To, to jest to maleństwo, które miało być dziewczynką?

- Tak. Nasz trzeci mężczyzna - powiedziałam.- Ale więcej dzieci z Tony'm nie planujemy.

- Nigdy nic nie wiesz - wyszczerzyła się.

- Nie zapeszaj - zaśmiałam się cicho.

Do późna plotkowałyśmy. Derek, Jack i James spali w sypialni obok mojej i Tony'ego. Keva pokazała mi wszystkie zdjęcia z ich podróży. Około 1:00 w nocy Keva poczuła delikatne skurcze. To oznaczało, że musieli już jechać do szpitala. Michael z torbą na ramieniu pomógł jej dojść do platformy. Kiedy zniknęli, pojechałam do Tony'ego.

- Nie zgadniesz, kto nas odwiedził - powiedziałam, wchodząc do garażu.

- Twoi rodzice? - westchnął.

- Nie, Keva - uśmiechnęłam się.

- I nie przyszłaś mi powiedzieć wcześniej? - zapytał.

- Wiesz, zagadałyśmy się. No i zostaniesz wujkiem. Właśnie pojechali na porodówkę.

- Świetnie, w końcu się doczekałem - zaśmiał się.

- To bliźniaczki - powiedziałam.

- No, Michael machnął dwójkę na raz. A ja dwa razy chłopców - wyszczerzył się.

- Tony, następne dziecko dopiero za kilka lat - powiedziałam.

- No dobrze, mnie się nie śpieszy - powiedział przyciągając mnie do siebie.

***

Jechaliśmy właśnie na porodówkę, żeby odwiedzić Kevę i bliźniaczki. Derek i Jack byli bardzo podekscytowani. Przed 9:00 stanęliśmy pod szpitalem i weszliśmy do środka. Skierowaliśmy się na salę. Zapukałam cicho i otworzyłam drzwi. W łóżeczkach leżały dwie, maleńkie dziewczynki. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich.

- Viv. Poznaj Skylar i Norę - uśmiechnęła się Keva.

- Jakie cudowne imiona - powiedziałam cicho.- A dziewczynki są bardzo do Ciebie podobne.

- Udało Ci się Michael. Dwie, takie dziewczyny za jedym razem - Tony poklepał go po ramieniu.

- No widzisz, tak jak Tobie udali się chłopcy - zaśmiał się cicho.

- Następny też musi być chłopak - powiedział, na co uderzyłam go w ramię.- No co?

- No nic - wyszczerzyłam się.

Spędziliśmy z nimi dużo czasu. W końcu jednak musieliśmy wracać do domu. Na szczęście wszystko udało się bez powikłań i Keva będzie mogła jutro wrócić do domu.

Teraz mogliśmy nazwać się szczęśliwą rodziną. Choć jak się potem okazało, na takie stwierdzenia było za wcześnie.

(POPRAWKA)I Don't Remember You. You're My Mission.✔T.S.(Tom III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz