2. Wilkołak

731 65 3
                                    

1972

James ziewnął szeroko.

Nawet nie próbował przy tym zatykać ust. Był zbyt zmęczony, aby silić się na kulturę. Jego głowa zachwiała się, niebezpiecznie blisko zbliżając się do blatu ławki. Z trudem opanował chęć położenia się i zamknięcia oczu.

Wystarczyłoby mu pięć, naprawdę jedynie pięć minut... Dobrze, może nie pięć, ale już dwadzieścia czy trzydzieści? Nie mogło się to równać z całą nocą snu, lecz i tak byłoby lepsze niż to, co czuł teraz. To by całkiem wystarczyło. Od razu poczułby się lepiej. Kości przestałyby go boleć przy każdym ruchu. Mięśnie przestałyby błagać o odrobinę odpoczynku A powieki... Powieki może przestałyby wciąż opadać, jakby wiedziały, że on jest zbyt zmęczony, aby próbować z tym walczyć.

Kolejny raz ziewnął, próbując skupić się na słowach McGonagall. Lekcja transmutacji niewątpliwie byłaby wyśmienitą zabawą, gdyby tak bardzo nie marzył o pójściu do łóżka. Może nawet spróbowałby coś zanotować? Nie, nawet śpiący nie mógł się tak oszukiwać. Robienie notatek zdecydowanie nie było jego mocną stroną.

Przymknął oczy, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję na krześle, które stanowiło całkowite zaprzeczenie wygodny. Drewniane, z grubego drzewa było wszystkim, co kojarzyło mu się teraz z narzędziami tortur. Tymi, które oglądał w książce do Historii magii w zeszłym roku z Syriuszem. Pewnie był to jedyny raz, kiedy otworzył tę książkę, więc zapamiętanie tego stanowiło nie lada sukces...

- To nie pora na spanie, panie Potter! - Rozwścieczony głos McGonagall dotarł do niego jak przez mgłę. Przez chwilę zastanawiał się, czy to może wyobraźnia nie płata mu figla, aby się obudził. Może to sen? Nie miał czasu na rozważenie wszystkich możliwości, gdy poczuł bolesnego kuksańca z lewej strony. Tak, to musiała być jednak przykra rzeczywistość. Syriusz jak zwykle nie bawił się w uprzejmości. Czasami naprawdę zdumiewało go, jak oni dwaj mogli stać się najlepszymi przyjaciółmi.

Wymacał na nosie okulary, błyskawicznie otwierając powieki. Nie musiał się rozglądać wokół, aby dostrzec, że jego mała drzemka trwała o jedną chwilę za długo. McGonagall stała z wściekłą miną obok ławki jego i Syriusza, który patrzył przez siebie, próbując pohamować rozbawienie. Reszta klasy udawała, że zajmuje się transmutacją, nie zwracając uwagi na zamieszanie z jego udziałem. Groźne błyski w oczach nauczycielki nie mogły znaczyć nic dobrego. James czuł, że sprawa jest już przegrana. Choć wolałby tego uniknąć, to zapewne dostanie zaraz kolejny szlaban, nie żeby jeden więcej robił mu jakąś znaczącą różnicę.

- Słucham, pani profesor? - zapytał.

Brew profesor McGonagall podjechała do góry.

- Pan mnie słucha, panie Potter? Wydaje mi się, że teraz moja kolej na wysłuchanie pana wyjaśnień, dlaczego zamiast uważać na mojej lekcji urządza pan sobie drzemki.

Syriusz parsknął cichym śmiechem, który ucichł równie cicho jak się zaczął pod czujnym wzrokiem nauczycielki.

- Ja... Właściwie to... Ja wcale nie spałem. To krzesło jest zdecydowanie za twarde na drzemkę. Powiedziałbym raczej, że próbowałem się maksymalnie skoncentrować na transmutacji. Zwykle jak próbuję się skupić wyglądam, jakbym spał - dodał z niemal żalem w głosie, jakby nie mógł nic na to poradzić.

- Panie Potter, wydaje mi się, że nie zaszkodzi panu w takim razie nieco więcej koncentracji w moim gabinecie dzisiaj po lekcjach - odpowiedziała McGongall. - To wszystko na dziś. Możecie zebrać swoje rzeczy.

- Tylko jedno popołudnie? I tak ci się upiekło - mruknął Syriusz, gdy zaczęli zbierać swoje rzeczy.

- To i tak o jedno za dużo - odpowiedział z zawadiackim uśmiechem James, który jednak zbladł, gdy pomyślał o czymś innym, dlaczego właściwie się nie wyspał i usnął dzisiaj na lekcji. - Pospieszmy się. Może jest już w dormitorium - dodał, a twarz Syriusza przybrała równie poważny wyraz. Wesołość natychmiast się ulotniła. Powietrze zrobiło się cięższe.

Wszystko dla Lily. Historia Lily Evans i Jamesa PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz