styczeń, 1973
To żadna zabawa!
Głośny krzyk Syriusza echem rozniósł się po błoniach. Wiatr zawiał mocniej, jakby na przekór, a ostatnie liście zawirowały w powietrzu. Unosiły się lekko niczym piórka, by zakończyć swój taniec nad ziemią i z wdziękiem opaść na ziemię.
James popatrzył na to wszystko, próbując powstrzymać ogarniającą go złość. Spokojnie, powiedział sobie w myślach. Poprawił okulary i rozejrzał się wokół. Tego popołudnia niewielu uczniów zdecydowało się na przechadzkę po błoniach. Jedynie gdzieniegdzie nad jeziorem czy pod rozłożystymi drzewami tkwiły grupki uczniów, którzy niecierpliwie przestępowali z nogi na nogę, jakby miało im to dać jakąkolwiek ochronę przed zimnem.
- Co według ciebie jest zabawą? - zapytał Potter, starając się ukryć zniecierpliwienie.
Wcisnął ręce w kieszenie i spojrzał na Syriusza. Peter stał obok, rozcierając zziębnięte dłonie. Remusa jak zwykle z nimi nie było, nie mogło, skoro przypadała ta szczególna pora miesiąca.
- Na pewno nie to - odparował Black.
- Do pewnych rzeczy spryt i pomysłowość nie wystarczy. Potrzebna jest cierpliwość.
- Sugerujesz, że nie potrafię być cierpliwy?
- Uspokójcie się - zaoponował Peter. Przestał pocierać dłonie i podrapał się po policzku, jak czynił za każdym razem, gdy odczuwał zdenerwowanie.
- Nie, Peter, myślę, że musimy to wyjaśnić - zaoponował James. - Syriuszu, chyba nie myślałeś, że szybko i bez najmniejszego wysiłku znajdziemy sposób, aby towarzyszyć Remusowi? To nie podstawienie nogi Smarkerusowi, nie ozdobienie drzwi Wielkiej Sali. To coś o wiele większego, dlatego nie na miejscu są takie zachowania.
- Myślałem, że... Myślałem, że szybciej to opanujemy - mruknął Syriusz zrezygnowanym tonem.
Złość Jamesa natychmiast przeszła. Naprawdę rozumiał przyjaciela. Jak mógłby się denerwować na kogoś, kto pod maską zniecierpliwienia ukrywał gorycz porażki? Znał już wystarczająco dobrze Syriusza, żeby wiedzieć, co znaczyły jego błazenady. Pod arogancją i żartami kryła się samotność, której dotąd nic nie potrafiło przepędzić.
- Opanujemy - powiedział James.
- Mam nadzieję - mruknął ponuro Syriusz
- Co ty tutaj, nicponie jedne. kombinujecie?
Wszyscy trzej drgnęli, odwracając się. Od strony niewielkiego domku stojącego na skraju Zakazanego Lasu zbliżał się do nich olbrzymi mężczyzna. Kiedyś, na początku szkoły żartowali, że musi tam mieszkać prawdziwy olbrzym.
Gdy później spotkali gajowego Hagrida na szkolnym korytarzu, okazało się, że w sumie niewiele się pomylili.
- Co tutaj robicie? - spytał Rubeus Hagrid donośnym głosem.
James szybko odwrócił się i spojrzał w ciemne oczy Syriusza, z którym wyczytał to samo, co jemu przemknęło właśnie przez głowę. Może dzisiaj trzeba było zostać w zamku, zamiast wychodzić na błonia i najwyraźniej pakować się w kolejne kłopoty.
Zazwyczaj nigdy nie mieli wystarczająco przygód. Nieustannie wręcz dążyli do poszukiwania kłopotów, z upodobaniem łamiąc kolejne punkty szkolnego regulaminu. Sprawiało im to przewrotną satysfakcję, której nie mogły im odebrać najrozmaitsze kary.
Teraz jednak coś się zmieniło. Nadal byli beztroscy - jak to Huncwoci - wciąż psocąc. Robili to co zawsze, przekraczając granice niemożliwego. Gdy jednak uderzali o krawędzie rzeczywistości, wtedy działo się coś nowego. Teraz czuli odpowiedzialność. Za swoją przyjaźń, za skrywane sekrety.
CZYTASZ
Wszystko dla Lily. Historia Lily Evans i Jamesa Pottera
FanfictionŚmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie pokonany. James. Wcześniej dostrzegł tę miłość. Pokochał ją i wiedział, że żadnej innej nigdy nie będzie. Pragnął ją czcić, wielbić i chronić. Tego ostatniego nie udało mu się dopilnować. Lily. Opierał...