5. Słowo Huncwota część II

776 55 16
                                    

Ciemny korytarz wydawał się Severusowi wiecznością. Na wpół szedł, na wpół się czołgał, ale nie zamierzał się wycofać. Był zbyt blisko odkrycia prawdy; udowodnienia wszystkim, że się nie mylił, a czwórka wielkich chojraków to zwyczajni chuligani. Nie zamierzał zmarnować tej szansy. Musiało mu się udać. Czuł, że ręka zraniona o Bijącą Wierzbę, krwawi coraz mocniej. Owinął ją kawałkiem szalika. Na razie musiało to wystarczyć. Nie zawrócę z tego powodu, pomyślał, posuwając się do przodu.

Gdy tego popołudnia natknął się na Blacka i Pettigrew na trzecim piętrze, zamierzał zawrócić. Ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę było oglądanie ich przebrzydłych mord. Takie spotkania zwykle kończyły się spontanicznymi pojedynkami oraz wymianą obelg. Inne dnia pewnie więc dałby się sprowokować, przystąpiłby do tego z uniesioną w dłoni różdżką.

Dzisiaj jednak czekała na niego Lily. Obiecał, że pomoże jej z transmutacją. Za ostatni esej dostała Powyżej Oczekiwań i martwiła się, czy przypadkiem nie zaczyna mieć z tego przedmiotu zaległości. Początkowo próbował ją przekonać, że to tylko jedno wypracowanie, ale widząc jej zbolałą miną zaproponował wspólną naukę. Ten pomysł wyraźnie ją ucieszył, a Severus zaczął przeklinać samego siebie w myślach, dlaczego od razu na to nie wpadł.

Przy spotkaniu z Lily nawet możliwość rozłożenia na łopatki przygłupich Huncwotów wydawała się mało interesująca. Zamierzał odejść, odwrócić się, gdy usłyszał głos Blacka:

- Nikt się nie domyśli, że tam to trzymamy. W końcu kto mógłby się spodziewać czegoś takiego! Nasz największy sekret ukryty tak blisko szkoły....

Severus przywarł mocniej do ściany. Czas zwolnił, a jego serce zaczęło bić szybciej, gdy zaczął się wsłuchiwać w głos Blacka. Sekret ukryty pod Bijącą Wierzbą. Huncwoci planowali coś wielkiego, a on wreszcie mógł im w tym przeszkodzić. Ten idiota Black wszystko wytłumaczył Pettigrew, który powtarzał jego słowa niczym papuga.

To podsłuchana rozmowa sprawiła, że pierwszy raz nie potrafił się skoncentrować na Lily. Dzisiaj nie widział jej migdałowych oczu, nie słyszał zatroskanego głosu, mając w wyobraźni wielki upadek Huncwotów. Cały dzień wydał mu się niemożliwie długi. Gdy wieczorem wymykał się z zamku, księżyc w pełni świecił na niebie. Wybiła godzina prawdy.

To był właśnie powód, dla którego parł do przodu, nie zważając na nic. Zrobił kolejny krok do przodu, gdy nagle poczuł, że coś z tyłu go coś zatrzymuje. Serce zabiło mu szybciej. Uniósł różdżkę, szepcząc Lumos. Odetchnął z ulgą, gdy dostrzegł krzywo wbity gwóźdź, o który zaczepiła się jego szata. Pociągnął mocniej materiał.

Doszedł niemal do końca korytarza, gdzie strop był nieco wyższej. Wreszcie mógł wstać i stanąć. Wtedy to usłyszał. Głośne wycie. Ktoś przeraźliwie krzyczał. Dźwięk był tak przerażający, że mimowolnie zrobił krok do tyłu. Severus. Wyglądało na to, że ktoś był tu trzymany; może działalność bandy idiotów rozszerzyła się o porwania uczniów? Za coś takiego na pewno wylecieliby ze szkoły.

Ruszył do przodu, wyciągając różdżkę. Zapadła cisza, jęki ustały. Nagle zrobiło się dziwnie zimno w korytarzu. Panująca cisza dzwoniła mu w uszach, gdy przystanął. Stał teraz naprzeciw otwartych na oścież drzwi. Nie widział nikogo, ale ktoś musiał tam być. Wszakże ktoś krzyczał, Huncwoci kogoś tam trzymali...

Nie zdążył sformułować do końca tej myśli w swojej głowie, gdy ktoś brutalnie pchnął go na ścianę. Uderzył łokciem o cement; różdżka wypadła mu z dłoni. Silna ręka przyciskała jego nadgarstki do ściany, gdy próbował się wyrwać.

- Zwariowałeś, Snape? Aż tak jesteś znudzony swoim nędznym życiem, że postanowiłeś je zakończyć? - warknął James Potter, puszczając go. Podniósł różdżkę Snape'a i szybko mu ją podał. Rzucił przy tym nerwowe spojrzenie na otwarte drzwi, co nie umknęło Severusowi. Coś zdecydowanie było na rzeczy.

Wszystko dla Lily. Historia Lily Evans i Jamesa PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz