17.To nie może być prawdą

231 20 21
                                    

Od razu jak wyszliśmy z kościoła, ja oddałam mamie Adę, a sama wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer do Adama.

-Nie odbiera! - warknęłam do mamy.

-Może coś mu się stało?

-Mamo,nie strasz mnie, proszę - jęknęłam zirytowana.

Na pewno zaraz przyjedzie i wyjaśni co się stało.

-Dzwoń do niego jeszcze raz - odezwał się Stuart.

-Może od ciebie odbierze? - spojrzałam na niego.

-Okej, spróbuje.

Wypuściłam powietrze z świstem.

-Halo?Adam, gdzie ty jesteś?!-odezwał się brunet do telefonu. - Z tej strony Stuart Butron..tak..

Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi i z kim rozmawia.

-..jestem przyjacielem Adama Zimmermanna..- spojrzał na mnie i widać było wielkie przerażenie na w jego oczach - ..tak, już jadę.Dziękuję.

Rozłączył się i wypuścił gwałtownie powietrze.

-Co się stało?!

-Adam..jest w szpitalu..

-Co?!W jakim szpitalu?! - krzyknęłam.

-Jedźmy do niego - zaproponował Marcin.

-Mamo, zaopiekujesz się Adą? - zwróciłam się do rodzicielki.

-Oczywiście - kinęła głową.

Pocałowałam córeczkę w czoło i odeszłam od niej.Wsiedliśmy do auta Stuarta, a ja zaczęłam panikować.

-Dlaczego jest w szpitalu?! - spytałam.

Brunet spojrzał na mnie zdezorientowany i odpalił swoje auto.Przełknął ślinę i odjechał spod kościoła.

-Stuart?!

Zerknął na mnie, a potem ciężko westchnął.

-Miał wypadek - szepnął.

Otworzyłam szerzej swoje oczy i zasłoniłam swoją dłonią usta aby się nie popłakać.Pokręciłam głową i nie wytrzymałam.Rozpłakałam się na dobre.Ukryłam swoją twarz w dłoniach i pozwoliłam łzom wypłynąć.

-Rita..nie płacz.. - powiedział Marcin. -wszystko będzie dobrze.

-Boję się o niego - załkałam.

-Rozumiem, ale musisz być twarda.Nie panikuj, nie wiemy co mu jest.

-Marcin, ja mam złe przeczucia.

-To ich nie miej, Rita będzie dobrze -pogłaskał mnie po ramieniu.

-Jedź szybciej, Stuart - zwróciłam się do niego.

-Nie mogę.

-Kurwa, możesz! - krzyknęłam.

Lekko podskoczył na siedzeniu i dodał gazu.

Po 10 minutach jesteśmy już pod szpitalem.Nawet nie czekam na chłopaków tylko sama idę szybkim krokiem do środka.Podchodzę do recepcji i patrzę na starszą kobietę.

-Dzień dobry, przywieziono tutaj mojego chłopaka - powiedziałam szybko.

Spojrzała na mnie.

-Nazwisko? - spytała.

-Zimmermann.

Zerknęła na monitor w komputerze.

-Jest w tej chwili operowany.

-Jak to operowany?!Co mu jest?!

-Proszę iść pod salę operacyjną i tam poczekać do końca zabiegu.

Koło mnie zjawili się chłopcy.

-Pani mi nie będzie mówiła co mam robić! - krzyknęłam. - Niech mi pani powie co mu się stało!

-Proszę się uspokoić, bo będę zmuszona wezwać ochoronę!

-Rita, uspokój się - odezwał się Stuart.

Spojrzałam na niego i westchnęłam.

-Gdzie mam iść? - spytałam recepcjonistki.

-Drugie piętro, na lewo i prosto.

Odeszłam stamtąd i kierowałam się pod salę operacyjną.

-Gdzie idziesz? - spytał Marcin.

-Chyba, kurde do Adama?! - wybuchłam płaczem

Marcin przytulił mnie, a ja bez wahania wtuliłam się w niego.Nie przejmował się, że moczyłam mu koszulę..

-Nie wybaczę sobie tego jak coś mu się stanie - załkałam.

-Już..ciii..- głaskał mnie po włosach.

Oderwałam się od niego i wytrałam łzy.Westchnęłam.

-Chodźmy.

Skinęli głowami i poszliśmy pod salę operacyjną.

Po chwili siedzieliśmy na krzesłach przed salą, ale ja nie mogłam spokojnie usiedzieć i musiałam zacząć chodzić po korytarzu.

-Rita, usiądź - westchnął Stuu.

-Nie - warknęłam.

-Trochę tu poczekamy.

-Dobra, zamknijcie się.

***

Dwie godziny siedzimy przed tą cholerną salą i ani jedna osoba stamtąd nie wyszła.Moja obawa i strach rosną z każdą minutą.

Wreszcie widzę jak pielęgniarka wychodzi z sali.

-Co z nim? - zapytałam.

-A pani to?

-Dziewczyna.

-Lekarz zaraz wyjdzie, zaraz panią o wszystkim poinformuje.

I odeszła.Serio?!

-Ja pierdole - wyrzuciłam ręce w powietrze.

Usiadłam na krześle i rozpłakałam się po raz chyba setny.

-Nie płacz - westchnął Marcin i pogłaskał mnie po ramieniu.

-Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam i wstałam jak poparzona.

Po 5 minutach wyszedł lekarz.

-Co z nim? - zapytałam załamującym się głosem.

-A państwo kim są? - spojrzał na nas.

-Jesteśmy rozdziną pana Zimmermanna -odpowiedział Stuu.

-Przykro mi, ale pan Zimmermann miał pęknięte płuco..

-I?!

-Przykro mi, ale pan Zimmermann umarł na stole operacyjnym.

--------------

Okej zdaje sobie sprawę, że w tej chwili mam przejebane u was itp. ale ja naprawdę musiałam to napisać :)) Tak bardzo was kocham ;**

W końcu musi być dobrze (cz.2 "Wszystko będzie dobrze") [Naruciak]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz