Rozdział 1 - Dawny aromat róży

419 33 8
                                    


Obudził go potworny huk dochodzący z ulicy. Przetarł oczy i spojrzał na zegarek, który wskazywał 6.05, powoli zwlekł się z łóżka i mrucząc coś o przeklętych nawykach mugoli, ruszył w stronę łazienki.

Został wychowany w nienawiści do mugoli i wszystkiego, co nie należy do czarodziejskiego świata. Jednak musiał przyznać, że jak na ludzi, którzy nie mogli pomóc sobie magią, radzili sobie świetnie. Wszystkie te wynalazki, które na początku były dla niego totalnie obce. Teraz miał wrażenie, jakby od zawsze były częścią jego życia. 

Krople zimnej wody rozbijały się o niego, a on uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie, gdy razem z Zabinnim wybrali się do mugolskiego sklepu, aby kupić pralkę. Dokładniej rzecz biorąc "skrzynkę piorącą", tak właśnie nazwali to urządzenie, gdy ekspedientka zapytała w czym może im pomóc. To było kilka dni po tym, gdy w jego mieszkaniu pojawił się lśniący, szklany ekran.

Zabinni wpadł na chwilę i razem zobaczyli reklamę, w której uśmiechnięta pani wkłada brudne rzeczy do "szafy piorącej", by kilka sekund później wyjąć je zupełnie czyste.

Co mógł powiedzieć? Początki w tym mieszkaniu były całkiem zabawne. Z kolei początek życia, jakie teraz prowadził był cholernie ciężki. Ojciec, co rusz rzucał mu kłody pod nogi, byleby nie dopuścić, żeby jedyny dziedzic Malfoy'ów zmieszał się z mugolami.

Dla Lucjusza decyzja Dracona o usunięciu się w cień magicznego świata, była niemal równoznaczna z nożem wbitym prosto w serce.

Ale Lucjusz nie należał do ludzi, którzy ot tak, po prostu przyjmą cios prosto w serce i umrą. Wymusił na synu pewne ustępstwo w postaci pracy w ministerstwie. Draco dla świętego spokoju się zgodził i bardzo często żałował, że postanowił iść na jakikolwiek kompromis.

Czasami sam nie mógł uwierzyć w to, że prawie całkowicie zrezygnował z życia w świecie magii. Oczywiście nigdy nie oddałby swojej różdżki, ale życie z dala od tego, co się aktualnie wyrabiało, było dla niego bardzo dobre. Wygodne i samolubne, to też musiał przyznać. Jego poglądy zmieniły się już dawno temu w miarę tego, jak dorastał i zaczynał dostrzegać świat swoimi oczami, bez narzuconych mu poglądów. Czasem miał wyrzuty sumienia, że nie stara się nic zrobić z tym, że źli ludzie na czele z jego ojcem, próbują zawładnąć magicznym światem

Zaraz potem, jednak uświadamiał sobie, że sam jeden nic nie zrobi, a złych ludzi chcących władzy zawsze będzie na pęczki. Wygrasz z jednymi i nie zdążysz nawet odetchnąć, zanim nie pojawią się kolejni chcący tego samego, robiąc jeszcze gorsze rzeczy.

Ledwo zdążył opuścić łazienkę i usłyszał pukanie do drzwi.

Z kroplami wody wciąż kapiącymi z jego włosów powlekł się w ich stronę. Tuż za nimi zobaczył uśmiechniętą twarz Blaisa Zabini'ego i niemal automatycznie od razu zamknął drzwi z powrotem.

Uśmiechnięty Blaise za drzwiami przed siódmą rano, to był zły znak. Bardzo zły znak.

Po chwili, jednak zmienił zdanie i ponownie je otworzył od razu zadając pytanie:

- Co tak wcześnie?

- Nie zaprosisz mnie do środka?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

Syknął czując, że coś się święci, ale przesunął się tak, by Blaise mógł wejść.

- Ej, Smoku, coś ty dzisiaj taki, jakiś nie taki?

- Człowieku, mów po co do mnie przyszedłeś o szóstej rano?

- No więc, chodzi o twojego ojca... - zaczął niepewnie, czekając na reakcję blondyna.

Dramione - Uczucia rodem z cyrku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz