Przez chwilę stała nieporadnie na środku salonu, nie wiedząc co ze sobą zrobić, gdy Narcyza poszła do łazienki. Już dawno nie czuła tego charakterystycznego rwania w brzuchu, które pojawiało się za każdym razem, gdy była czymś mocno zestresowana.
To nie był strach, czy zwykłe zdenerwowanie, którego przecież jej na co dzień nie brakowało.
To była wszechogarniająca trema przed tym, że musiała spędzić z Narcyzą cały dzień, a nie miała pojęcia jak się zachowywać, żeby dobrze wypaść. Co mówić i robić, jak siedzieć i przede wszystkim o czym rozmawiać.
Potarła o siebie nerwowo dłonie i rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co by ją zainspirowało. Czegoś, co mogłoby być tematem do rozmowy, ale jak na złość wszystko wydawało jej się płytkie i niezręczne.
Westchnęła więc tylko i powlekła się do kuchni. Ciepła kawa lub herbata zawsze były dobrą opcją, a przynajmniej zajmowały odrobinę czasu. Hermiona miała też wrażenie, że te napoje pomagały nieco uspokoić nerwy i nawiązać jakąś przyzwoitą rozmowę.
Wiedziała, że nie powinna była się tak stresować, bo Narcyza już w pierwszych chwilach, gdy pojawiła się w namiocie, sprawiła że nieco stresu opadło, ale nie mogła w pełni się rozluźnić. W końcu nie codziennie odwiedza cię matka... No właśnie.
Westchnęła z frustracji, bo nawet nie wiedziała jak ją nazwać, ale jakiegokolwiek określenia by nie użyła, to i tak było to dość istotne wydarzenie. Ważne, bo cokolwiek by się nie działo, kiedy dziecko się urodzi, to właśnie Narcyza będzie jego babcią.
Postawiła czajnik na gazie i nacisnęła kurek, ale nie chciał odpalić. Wypuściła z sykiem powietrze i zaczęła otwierać po kolei szafki. Nigdzie nie było zapałek i zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, by w całym namiocie ich nie było. W końcu Draco miał różdżkę i mógł się nią posługiwać, więc pewnie byłoby to logiczne, ale intuicja podpowiadała jej, że jej ukochany miłośnik mugolskich wynalazków miał je gdzieś upchnięte.
Może w szufladzie biurka lub w szafce nocnej.
Postawiła na blacie dwa kubki i wyjęła kawę, żeby nasypać ją przynajmniej do swojego kubka. Ponownie spróbowała zaświecić palnik pod czajnikiem ale z marnym skutkiem. Wypróbowała więc pozostałe trzy i żaden z nich nie chciał współpracować. Chcąc nie chcąc musiała udać się do sypialni.
Mogła też zaczekać, aż Narcyza wyjdzie z łazienki i poprosić ją o uporanie się z kuchenką. Hermiona jednak, wolała najpierw wykorzystać wszystkie swoje opcje i dopiero w ostateczności poprosić o pomoc. Pewnie, że było to głupie i wynikało jedynie z dumy, ale w tamtym momencie nie czuła się w nastroju, by pokonywać swoje przyzwyczajenia i być ponad takie głupoty. W tamtym momencie najbardziej zależało jej na tym, by nie zrazić do siebie Narcyzy.
Pukanie do drzwi sprawiło, że zamiast skręcić do sypialni, automatycznie przeszła na wprost i złapała za klamkę. Za drzwiami stał strażnik. Jeden z najmniej przyjemnych z jakimi Hermiona miała do czynienia w cyrku, chociaż wcale nie pracował długo.
Pojawił się w miejsce tego, którego Draco zwolnił i jego osobistą misją było jak najlepiej zapełnić po nim miejsce. Mimo wszystko od tamtego incydentu w lesie, Draco bardzo skrupulatnie pilnował, żeby żaden ze strażników nie czuł się już bezkarny, więc nawet pomimo swojego paskudnego charakteru, mężczyzna który właśnie się w nią wpatrywał, nie mógł się na nich wyżywać. Przynajmniej nie tak bardzo, jak by chciał.
- Słucham?
Przerwała ciszę i miała wrażenie, że jedynie mu podpadła, bo zmarszczył wściekle brwi.
CZYTASZ
Dramione - Uczucia rodem z cyrku.
FanfictionHermiona! Jesteśmy w cyrku, nie sądzisz, że takie ponure myśli, są tutaj od razu magicznie usuwane? Nie ma takiego zaklęcia. - odpowiedziała, smętnie wystukując palcami melodię „You are my Sunshine".