Zeszła z areny i wszystkie emocje związane z występem opuściły jej ciało. Zwyczajnie się rozluźniła i jak zawsze po przedstawieniu kucnęła, by objąć Bubę i obdarzyć go porcją zasłużonego głaskania. Nagle ktoś potrącił ją tak, że prawie straciła równowagę.
- Z drogi Granger, spieszę się. - dyrektor cyrku zmierzał w stronę głównego wyjścia, ale odwrócił się jeszcze i rzucił przez ramię. - Skończ te, pożal się boże czułości i odprowadź to zwierzę tam, gdzie jego miejsce.
Iskierka gniewu przeszła przez całe jej ciało, niczym prąd. Tak bardzo chciałaby w tym momencie zrobić temu człowiekowi krzywdę.
Zacisnęła pięści i powoli wstała, a następnie udała się razem z Bubą do jednego ze strażników, który trzymał obrożę oraz smycz. Odebrała je w ogóle nie patrząc na rosłego mężczyznę i spokojnie założyła tygrysowi. Takie były zasady, nie mogła zabierać go na zewnątrz bez smyczy.
I o ile mogła zagwarantować, że Buba nie zrobi nikomu krzywdy, to w tym jednym przypadku rozumiała decyzję cyrku. Chociaż mogła cicho przypuszczać, że bardziej obawiali się o swoją reputację niż o potencjalne ofiary. W każdym razie, jej na pewno zależało na tym, by nie doszło do żadnej tragedii. Mimo wszystko tygrys kierował się instynktem, a zwierzęcy instynkt w połączeniu z tłumem ludzi i hałasem nie przynosił niczego dobrego.
Szła z dala od tłumu kierując się do małego namiotu Buby, jednak gdy mijała główne wyjście z areny automatycznie rzuciła okiem w tamtą stronę.
Prychnęła widząc, jak dyrektor ze wszystkich sił stara się podlizać Malfoy'owi i pojęła dlaczego prawie ją stratował zaraz po występie. Spieszył się powitać tego tlenionego chama.
Na powrót zalała ją wściekłość, ale tutaj nie było miejsca na dawną Hermionę Granger, która przywaliłaby i dyrektorowi i Malfoy'owi. Odwróciła więc tylko głowę i zacisnęła zęby, tępo idąc przed siebie.
Gdy tylko weszła do przestronnego namiotu z klatką Buby sapnęła z wściekłością i zaczęła mamrotać pod nosem przeróżne obelgi.
Automatycznie wykonała swoją codzienną rutynę napełniając tygrysowi miski na jedzenie i wodę. Czule pożegnała się z Bubą i wróciła do swojego namiotu.
To był ciężki dzień i nie marzyła o niczym innym, jak usiąść z Ginny i poplotkować o głupotach, by choć trochę odciążyć swój umysł.
Gdy tylko znalazła się w kuchni rozpoczęła poszukiwania swojej przyjaciółki. Nie było to trudne zadanie, biorąc pod uwagę, że do sprawdzenia miała trzy małe pomieszczenia.
Ginny siedziała na łóżku trzymając w dłoniach parujący kubek. Hermiona uśmiechnęła się i usiadła obok niej, zabierając z ziemi kolejny kubek przygotowany dla niej. Podniosła go do twarzy, a jej nozdrza uderzył zapach ciepłego mleka. Automatycznie wyobraziła sobie, że to kakao, które robiła jej babcia. Zanim umarła. To wspomnienie sprawiło, że uśmiechnęła się lekko i podjęła rozmowę.
- Merlinie, co to był za dzień.
- Nawet mi nie mów.
Spojrzała na przyjaciółkę i wyciągnęła rękę w jej stronę. Hermiona dostrzegła sine ślady na bladej skórze Ginny i po raz kolejny tego dnia się w niej zagotowało.
- Jak?
- Strażnik mnie, delikatnie mówiąc, zatrzymał. - prychnęła. - W trakcie Twojego występu próbowałam wyjść do toalety.
Hermiona skrzywiła się. Strażnicy zazwyczaj nie byli agresywni, przynajmniej nie w takich sytuacjach, jak wyjście do toalety.
Przysunęła się bliżej Ginny i objęła ją, starając się przelać tym gestem tyle ciepła, ile była w stanie.
CZYTASZ
Dramione - Uczucia rodem z cyrku.
Fiksi PenggemarHermiona! Jesteśmy w cyrku, nie sądzisz, że takie ponure myśli, są tutaj od razu magicznie usuwane? Nie ma takiego zaklęcia. - odpowiedziała, smętnie wystukując palcami melodię „You are my Sunshine".