Rozglądała się z szeroko otwartymi oczami, jednocześnie ciesząc się otaczającą ją naturalnością. Kiedy robiła zakupy ze strażnikiem nigdy nie mogła sobie pozwolić na taką swobodę. Obserwował każdy jej ruch i bez wahania reagował, kiedy tylko cokolwiek w jej zachowaniu wydało mu się podejrzane. Zazwyczaj ta reakcja nie należała do przyjemnych.
Teraz jednak pozwoliła sobie na odrobinę swobody. Sama nie wiedziała, czy chciała wypróbować na ile Malfoy jej pozwoli, czy po prostu przez kości czuła, że nie spotka jej żadna przykrość z jego strony. Przynajmniej nie dzisiaj.
Zakupy zajęły im o wiele dłużej niż się spodziewała, ponieważ gdy obładowani po pachy wyszli z ostatniego sklepu słońce właśnie zachodziło za horyzont. Mężczyzna machnął ręką, a wszystkie pakunki zniknęły, jednak Hermiona nie zwróciła na to uwagi.
Postąpiła krok naprzód tęsknie wpatrując się w zachodzące słońce. Nawet się nad tym nie zastanawiała, kiedy ruszyła powoli brukowaną uliczką, a promienie malowały sylwetki otaczających ją ludzi paletą ciepłych barw.
Nie dbała, o to gdzie był Blondyn, była jak w transie. Chciała przez chwilę zapomnieć o tym, że jej życie się skończyło. Chciała przez chwilę być wolna, a wmieszanie się w tłum było okrutnie kuszące.
Więc skorzystała. Nie chciała uciekać. Nie mogła, pomimo, że chciała. Nie teraz.
Ale skorzystała z tej małej szansy i po prostu zamknęła oczy wsłuchując się w odgłosy ulicy. W szmery. W śmiechy. W sprzeczki.
Coś boleśnie skurczyło się w jej piersi. Coś o czym już dawno zapomniała. To była tęsknota. Bo czy można tęsknić do czegoś, co już dawno wyblakło?
Zawsze nosiła ją w sobie, jednak po pewnym czasie, wszystkie uczucia w niej przygasły. Taką przecież właśnie wybrała drogę. Dobrowolnie, powoli wyzbywała się uczuć stając się skorupą jedynie przypominającą człowieka.
Tak było łatwiej i nikt jej nie wmówi, że to nieprawda. Nie czuć niczego, jest lepiej, niż czuć wszystko. Zwłaszcza, gdy wszystko jest tylko powolną udręką. Bo tym właśnie jest ten cyrk.
Najpierw miała nadzieję, ale potem przyszło zrozumienie. Nikt po nią nie wróci. Nikt nie pokona Lucjusza. Złoty Chłopiec zgasł. Jego towarzysz uciekł. Najmądrzejsza wpadła w pułapkę. Trio upadło.
Więc po co nadzieja, która zgasła niczym zadeptany pet? Szybko i sprawnie.
Może i jej zachowanie było tchórzostwem, ale już jej to nie obchodziło. Nic jej nie obchodziło i to było piękne. A przynajmniej nic, co jej dotyczyło. Jedyna namiastka jej duszy, jaka pozostała, to ta, która troszczyła się o bliskich. Marny ochłap, a może iskierka, której nie jest w stanie zgasić żadna tragedia.
Szczerze mówiąc nie widziała już innego końca tego cyrku. Innego od śmierci. Nie miał ich kto uratować, bała się jedynie, że nim ona nadejdzie miną długie, samotne i bezbarwne lata. Pięć było wystarczające. Wystarczające, by się rozmyła i wyblakła. Nie była pewna, co z niej zostanie za kolejne pięć, czy dziesięć lat. Być może zupełnie nic prócz jej pustego ciała.
~~~
Draco dosłownie na kilka sekund zajął się odesłaniem zakupów i wysłaniem wiadomości do Blaise'a. Dosłownie kilka sekund, a gdy rozejrzał się w poszukiwaniu Hermiony, nie było jej nigdzie. Momentalnie oblał go zimny pot. Uciekła! To słowo tłukło mu się w głowie, ale jednocześnie mijało się z logiką.
CZYTASZ
Dramione - Uczucia rodem z cyrku.
FanficHermiona! Jesteśmy w cyrku, nie sądzisz, że takie ponure myśli, są tutaj od razu magicznie usuwane? Nie ma takiego zaklęcia. - odpowiedziała, smętnie wystukując palcami melodię „You are my Sunshine".