Nerwowo stukał palcami w blat czekając, aż woda się zagotuje. Kiedy czajnik w końcu wydał z siebie pisk, szybko i zbyt gwałtownie zalał kawę rozlewając przy tym wrzątek, który boleśnie poparzył dłoń i palce wystukujące nerwowy rytm. Zaklął pod nosem i przeniósł poparzoną dłoń pod bieżącą, zimną wodę, pomimo tego na skórze i tak zaczęły pojawiać się czerwone plamy. Wściekły machnął na to ręką i zakręcił wodę. Automatycznie złapał kubek z wrzącą kawą poszkodowaną dłonią, co boleśnie odczuł, ale postanowił to zignorować i zwyczajnie udał się do salonu.
Z brzękiem postawił kubek na stoliku i usiadł na kanapie zamykając na chwilę oczy, pod którymi malowały się głębokie cienie. Kiedy w końcu udało mu się tej nocy zasnąć, obudził się po zaledwie dwóch godzinach z krzykiem. Znów ten sam sen o uciekającej kobiecie, która przegrała walkę. Wzdrygnął się jednocześnie mając nadzieję, że koszmar już nie powróci, bo był tak realistyczny, że wykańczał go doszczętnie.
Z zaciekawieniem obserwował, jak na jego dłoni powoli zaczęły pojawiać się bąble. Wiedział, że prawdopodobnie zostanie mu po tym blizna, ale z jakiegoś powodu wcale go to nie obchodziło. Był pewien, że na to zasługiwał. Zasługiwał na cierpienie, nawet to drobne, dlatego że pewne rzeczy trzeba odpokutować. A on miał takich rzeczy sporo i to właśnie przez to, zawsze przyjmował ból ze swego rodzaju akceptacją. Jedynym bólem, jakiego nie mógł nigdy znieść, był ból bliskich mu osób. To właśnie wtedy, gdy musiał zmierzyć się z cierpieniem najbliższych, chociaż na zewnątrz starał się być silny, to w środku był nieporadny niczym dziecko błądzące we mgle. Przytłoczony przez poczucie bezsilności i wreszcie wściekły, dlatego, że jedyne co mógł zrobić, to bezczynnie się temu przyglądać.
Przymknął oczy i spróbował zebrać myśli. Był ranek i miał czas do południa, by powiedzieć Hermionie, że nie będzie mogła być na pogrzebie swojego przyjaciela. Odchylił się na oparcie kanapy próbując ułożyć w głowie jakiekolwiek słowa, których mógłby użyć, ale dosłownie wszystkie brzmiały głupio i nieodpowiednio. W końcu wymruczał pod nosem serię przekleństw i podniósł się z kanapy, nawet nie ruszając przygotowanej wcześniej kawy. Nie było sensu tego odwlekać w czasie, zwłaszcza że na pewno czekała na jakiekolwiek informacje.
Kiedy stał pod drzwiami namiotu trzech kobiet usłyszał przytłumione krzyki, więc jego ręka zawisła w powietrzu zamiast zapukać do drzwi. Wahał się przez kilka sekund, czy to oby na pewno dobry moment, jednak ostatecznie stwierdził, że nie będzie lepszego i zapukał głośno, by dźwięk był słyszalny pomimo krzyków. Najwyraźniej cel został osiągnięty, bo w jednym momencie wszystko ucichło, a po kilkunastu sekundach drzwi uchyliły się i w szparze stanęła Hermiona. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, a on bardzo szybko zmierzył ją wzrokiem. Włosy miała spięte w nieładzie na czubku głowy, była blada, a pod jej oczami malowały się cienie bliźniaczo podobne do tych, które zdobiły jego własne oczy.
- Co ty tutaj robisz? - nie był pewien, ale wyczuł w jej głosie zdenerwowanie.
- Muszę z tobą porozmawiać.
Przyjrzała mu się uważnie, ale nagle do ich uszu doszedł krzyk.
- Powiedz temu diabelskiemu nasieniu, żeby stąd spieprzał! - głos Ginny przepełniała wściekłość. - Niech idzie do diabła! Albo lepiej, do swojego ojczulka!
- To ważne.
Powiedział łagodnie nie odnosząc się do krzyków jej przyjaciółki, ale nie mógł powstrzymać grymasu wstydu, który wypłynął na jego twarz, po usłyszeniu jej słów. Ginny była mądra, na pewno połączyła fakty i domyśliła się, kto stał za śmiercią jej brata. Nie dziwił jej się, że nie chciała oglądać jego syna. Pewnie miała ochotę go teraz zabić. Na jej miejscu chciałby się zemścić, a oczywistym wyborem w celu zemsty na Lucjuszu, był on. Szkoda tylko, że nawet wtedy zapewne nie zaznałaby spokoju, widząc że staremu Malfoy'owi nie zależy na swojej rodzinie. Jedynym sposobem, żeby się na nim zemścić, tak naprawdę. Tak by poczuł to głęboko w sobie, było odebranie mu władzy. Zniszczenie cyrku, zniszczenie pozycji w ministerstwie. Sprowadzenie go na samo dno.
CZYTASZ
Dramione - Uczucia rodem z cyrku.
FanfictionHermiona! Jesteśmy w cyrku, nie sądzisz, że takie ponure myśli, są tutaj od razu magicznie usuwane? Nie ma takiego zaklęcia. - odpowiedziała, smętnie wystukując palcami melodię „You are my Sunshine".