Kanapa w namiocie Blaisa była przestronna. Na tyle duża, że mogłaby pomieścić dwie osoby bez żadnego problemu i to właśnie na niej siedziała, gdy Blaise i Ginny dyskutowali o czymś, przyciszonymi głosami w sypialni. Zapewne o niej, o Draco i o całym tym bagnie, w którym się teraz znaleźli. Może jednak bardziej trafnym byłoby powiedzieć, że pogrzebali, bo przecież już wcześniej w nim byli.
Czuła, jakby jej głowę wypełniała wata, ale skupiła się na moment, próbując wyłapać pojedyncze słowa. Jednak, wcale nie chodziło o nią, tylko o to kto ma spać na kanapie. Z tego, co zrozumiała, Blaise nalegał, by spały na łóżku, a Ginny upierała się, że może wrócić do śpiwora.
- Wybij jej to z głowy!
Krzyknęła, przechylając się lekko poza oparcie kanapy, a świat zawirował przyjemnie. Dokładnie tak, jak wtedy, gdy jako dziecko za długo siedziała na karuzeli i po postawieniu stóp na ziemi, pierwsze kroki były rozlane i nierzeczywiste. Ostatnia godzina wydawała jej się identyczna. Rozlana i nierzeczywista. Niemożliwa, ale jednak się wydarzyła, bo Hermiona niezaprzeczalnie wciąż siedziała w luksusowym namiocie Blaisa, a ciężka atmosfera dusiła, jakby przed chwilą ktoś umarł.
- Nie odzywaj się.
Ginny syknęła w jej stronę, ale Hermiona tylko uśmiechnęła się do siebie. Było jej w tym momencie wszystko jedno. Chyba potrzebowała chwili, by kompletnie się odciąć od tego wszystkiego. Gdy oczy odmówiły jej łez i czerwona twarz paliła od rumieńców i bezsilności, jej umysł uznał, że to najlepszy moment, by przestać się tym wszystkim przejmować.
Na godzinę lub dwie, nawet piętnaście minut. Wyparcie było cudowne, ponieważ wiedziała, że tak czy inaczej, wszystko spadnie na nią lawiną. Chciała ją tylko na moment zatrzymać. Powrócić do mniejszych problemów, które jeszcze wczoraj nie miały rangi niezniszczalnych.
- Hermiona proszę cię, powiedz jej coś.
Blaise wszedł do salonu z założonymi rękami, wyraźnie naburmuszony. Zaraz za nim, wyglądając niemal tak samo, pojawiła się Ginny.
- To jemu coś powiedz. - prychnęła i usiadła obok Hermiony na kanapie. - Bo ewidentnie stracił resztki rozumu.
- Wiewióra chce spać na zimnie albo tutaj na ziemi.
Zwrócił się bezpośrednio do Hermiony, a jej kąciki ust uniosły się w nieznacznym uśmiechu, jakby słuchała dziecięcych przekomarzanek. Jeden z tych uśmiechów, które dorośli sprzedawali swoim pociechom, gdy wiedzieli, że na tym świecie jest o wiele więcej ważniejszych spraw, niż ta, o którą toczył się spór.
- Czemu nie będziesz spać ze mną na kanapie?
- Na kanapie?
- No chyba nie.
Blaise zadał pytanie, a Ginny niemal od razu zaprzeczyła i fakt, że zrobili to jednocześnie, mieszając słowa, sprawił że uśmiech Hermiony drgnął i się poszerzył. Tego potrzebowała. Mogli się nawet pozabijać w tej kłótni, byleby w jej głowie nie było tematu ciąży, ucieczki, walki i śmierci. No, może pozabijanie się odpadało z wiadomych przyczyn, ale cała reszta była jak najbardziej mile widziana. Tak długo, jak odwracała jej uwagę od bieżących spraw.
- Przecież nie będę zajmować twojego łóżka.
Zwróciła się do Blaisa i potarła o siebie nerwowo dłońmi. Wciąż byli w cyrku, a one nie powinny w ogóle siedzieć w jego namiocie. Hermiona nie powinna słabnąć i w ogóle wiele rzeczy nie powinno się wydarzyć. A jednak się wydarzyły i musieli sobie jakoś z nimi poradzić.
CZYTASZ
Dramione - Uczucia rodem z cyrku.
FanfictionHermiona! Jesteśmy w cyrku, nie sądzisz, że takie ponure myśli, są tutaj od razu magicznie usuwane? Nie ma takiego zaklęcia. - odpowiedziała, smętnie wystukując palcami melodię „You are my Sunshine".