Rozdział 15 - Tylko zwyczajnie załamana

204 17 5
                                    


Gdy tylko otworzył oczy, dotarło do niego, że tego dnia nie będzie mógł na nią spojrzeć z drugiego końca placu. Nie wymienią też głupiutkich wiadomości. Z jakiegoś powodu ta myśl dusiła go od środka, chociaż wiedział że było to czysto samolubne, bo z Blaisem była bezpieczna i jedyne co mu doskwierało, to jej brak.

Utopił się więc w pracy, której nie brakowało, by nie musieć nieustannie zaprzątać sobie głowy tym, co aktualnie działo się z Hermioną.

Wypełniając z samego rana papiery, których nie zdążył przejrzeć wczoraj w ministerstwie, skupiał się na liczbach i raportach. Wtedy jego głowa, była wypełniona urzędowym bełkotem. Wystarczyło jednak, że po kilku godzinach stwierdził, że ma ochotę na kawę i niepostrzeżenie Hermiona, wkradła się do jego myśli.

Poprosił o nią Kruszka i chciał wrócić do pergaminów, ale fortel został otwarty. Spojrzał na zegarek i chwilę wpatrywał się w tykającą monotonnie wskazówkę. Zastanawiał się, co mogła teraz robić. Jak się czuła, czy było jej ciepło i czy Buba już się obudził.

W całym tym roztargnieniu, sięgając po pióro, trącił niemal pełny kubek z kawą i zalał wszystkie papiery leżące na biurku. Zaklął i sięgnął po różdżkę, która leżała zaraz obok papierów na biurku. Zawsze trzymał ją pod ręką, ale chyba tylko nierozważni czarodzieje, nie pilnowali swojej różdżki.

Draco poznał kilka takich osób i wszystkie były tak samo roztrzepane, żyjąc jakby w innym świecie. Większość z nich pojawiła się w jego życiu przelotnie, podczas wojny i niemal wszyscy byli już dawno martwi. Trzeba było mieć w sobie coś wyjątkowego, by łączyć wieczne rozkojarzenie i umiejętność przetrwania. Zazwyczaj, to pierwsze, prędzej czy później, doprowadzało do marnego końca.

Oczywiście w normalnych czasach, ta cecha była po prostu cechą. Kolejnym budulcem ludzkiej formy. Jednak kiedy toczyła się wojna, pilnować trzeba się było na każdym kroku, nie tylko na froncie.

Wypowiedział zaklęcie o wiele ciszej niż wcześniejszy wulgaryzm, bo pierwsza fala gniewu, zdążyła już gdzieś ulecieć, a biurko znów stało się tylko meblem, zawalonym toną papierów. Suchych i czystych, z których na powrót dało się odczytać wszystkie liczby, rachunki i sprawozdania. Właśnie to, że Draco już nie miał wymówki, by oderwać się na chwilę od pracy, sprawiło, że odchylił się nerwowo na krześle, a kilka sekund później wstał i zaczął nerwowo krążyć po namiocie.

Był dorosły. Czy nie mógł zachowywać się jak na dorosłego przystało? Uspokoić myśli i zająć obowiązkami? To powinien był zrobić. Na tym polegało przecież życie. Ludzie rozstawali się ze sobą na znacznie dłużej z dużo poważniejszych powodów, ale też z bardziej błahych.

Wybierali rozłąkę, bo nie byli w stanie wymyślić lepszej opcji. A byli to ludzie różni. Kochankowie, matki z dziećmi, przyjaciele. I znosili to dzielnie, o wiele dłużej. Draco i Hermiona, nie pasowali do ani jednej z tych form. Nie starczyłoby mu dnia, żeby określić do jakiej formy w ogóle pasowali, ale najważniejszy był fakt, że nie określało ich nic powszechnego.

Znajomego.

Dziwna para... Przyjaciół? Coś więcej. Zakochanych? Za dużo.

Kochanków, znajomych, wrogów, towarzyszy, powierników, bliskich, wspólników...

Pokręcił głową, na wszystkie te określenia, o których pomyślał. Miał wrażenie, że pasowało każde, a jednocześnie żadne z nich.

Jednym słowem, jeśli istniało coś pomiędzy zakochanymi, a przyjaciółmi, to dotyczyło właśnie ich. Zupełnie, jakby byli w połowie drogi. Przecież wiele osób przed nimi, musiało być kiedyś w dokładnie takim samym położeniu i nie traciło zmysłów, gdy tej drugiej osoby na chwilę nie było obok.

Dramione - Uczucia rodem z cyrku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz