Rozdział 18 - Lacrimă de Phoenix

166 15 4
                                    


Lecieli długo, a mróz i śnieg, które już na dobre zagościły w całej Europie jedynie wydłużyły ich drogę. Draco i tak się cieszył, bo były to jedyne niedogodności. W porównaniu do burzy śnieżnej, podczas której raz musiał dostać się na miotle z jednego końca Londynu na drugi, były one drobnostkami. Omal wtedy nie spadł, co w tamtych warunkach, podczas samotnej podróży równało się ze śmiercią.

Wszystko dodatkowo przedłużały nieustanne lawiracje między przeróżnymi barierami i obszarami lokalizacji magicznej. Miał wrażenie, że dosłownie lecieli slalomem w dodatku po kole. Musieli tak zrobić, by ich mała wycieczka do Rumunii pozostawała niezauważona najdłużej, jak tylko się dało.

Tym bardziej z pewną ulgą przyjął to, że właśnie przekroczyli granicę Rumunii i w końcu mogli wylądować. Przyśpieszył i wyprzedził Blaisa, a potem zawisł w powietrzu i spojrzał na niego. Wymienili między sobą kilka niemych słów, aż nie skinął głową. Wtedy runęli w dół, ścigając się.

Z boku, wyglądało to jak pewna wariacja manewru Wrońskiego, aż do momentu, w którym ze śmiechem nie wylądowali w białym puchu. Draco z rozpędu zrobił fikołka, wyżłobił w śniegu pokaźny pas gołego lodu, zatrzymując się dopiero na pobliskiej zaspie. Oczywiście, że jeszcze w powietrzu rzucił na nich zaklęcie amortyzujące, żeby przypadkiem nie zginęli w bardzo głupich okolicznościach z bardzo głupiego powodu.

Może było to najbardziej dziecinne zachowanie na świecie i może kompletnie nie na miejscu. Jednak jego skołatane nerwy i spięte mięśnie, potrzebowały tej chwili oderwania się od rzeczywistości. Minuty całkowitego luzu, żeby nastawić się na to, co było przed nim i zebrać siły.

- Wygrałem.

Sapnął Blaise chwilę po tym, jak wygramolił się z przeciwległej zaspy i uśmiechnął triumfalnie. Draco wciąż próbował odkopać się ze śniegu, bo niefortunnie wpadł w niego tyłkiem i czuł się, jak owad przewrócony na plecy, który nie może wstać samodzielnie. W końcu skrzyżował dłonie na piersiach i spojrzał krzywo na Blaisa, który właśnie wyciągał w jego stronę pomocną dłoń.

- Chyba ci się coś pomyliło. - powiedział i skorzystał z jego pomocy, a potem otrzepał spodnie ze śniegu. - To ja wygrałem.

- Akurat. Jak zwykle próbujesz przeinaczać fakty i mieszać mi głowie.

- Wydaje mi się, czy ty robisz dokładnie to samo. - uniósł jedną brew, spoglądając na Blaisa z krzywym uśmiechem. - I liczysz na to, że się nie zorientuję.

- Dokładnie to o czym mówiłem. - Blaise zmniejszył ich miotły zaklęciem i schował do kieszeni. - Manipulacja.

Draco wyciągnął z torby magiczną mapę Rumunii, tym samym ucinając przekomarzanie się i wracając do rzeczywistości. Nie mieli więcej czasu na beztroskę. Blaise przystanął z tyłu i zerkał przez jego ramię na wijące się znaki i gdzieniegdzie błyszczące punkciki. To była jedyna mapa z gospodą Grzybowy Kapelusz, jaką udało mu się znaleźć.

Co za beznadziejna nazwa knajpy, w ogóle nie zachęcała by tam wpaść. Chociaż on, jako niegdyś stały bywalec Świńskiego Łba, chyba nie miał prawa wypowiadać się w kwestii atrakcyjności magicznych lokali. Miał tylko nadzieję, że rumuńska gospoda faktycznie istniała i wciąż tam była, ponieważ mapa, którą właśnie trzymał w dłoniach, liczyła sobie niemal wiek.

- Czyli musimy iść na północ. - minimalnie się wzdrygnął, gdy Blaise odezwał mu się prosto do ucha. - Jakieś pięć mil, a potem Merlin wie ile jeszcze. Może się teleportujemy?

- O ile wiesz, gdzie dokładnie chcemy się teleportować, to bardzo chętnie nie odmrożę sobie palców. - stwierdził ponuro i zrolował mapę. - Jeśli nie, to przestań zrzędzić i chodź.

Dramione - Uczucia rodem z cyrku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz