To było przytłaczające i było tego za dużo.
Pomimo tego, brnęła dalej. Przedzierała się przez bolesne szczegóły i tak mocno odczłowieczone zwroty, które bolały dwa razy mocniej, kiedy odnosiły się do niej. Była numerem jeden.
W aktach była numerem jeden i to określenie pojawiało się naprzemiennie z jej nazwiskiem. Wiedziała, że była jedną z pierwszych, ale nigdy nie przypuszczała, że faktycznie była pierwsza. Prawdopodobnie był to czysty przypadek, ponieważ ją i Ginny schwytano jednocześnie.
Hermiona starała się mocno, żeby odsunąć od siebie emocje, ale i tak wstrzymywała oddech automatycznie za każdym razem, gdy natykała się na kolejne fakty.
Niestabilny implant.
Eksperyment.
Toksyna.
Oczyszczanie krwi.
Słowa wibrowały w jej umyśle, a ona gdzieś poza nim. Zadrżała, gdy Narcyza pogładziła ją po plecach. Przez ostatnie kilka minut były tak cicho, że Hermiona niemal zapomniała o jej obecności. Nie zdawała sobie też sprawy, że płacze, dopóki nie zobaczyła plam na zszarzałym papierze. Jednym ruchem, przetarła oczy rękawem i spojrzała na Narcyzę.
- Tutaj jest wszystko, czego potrzebujemy. Każdy szczegół.
Wyszeptała cicho, a kobieta pokiwała głową.
- Wszystko, czego się dopuścił i wszystko to, pomoże nam go powstrzymać. - powiedziała pokrzepiająco i choć Hermiona pokiwała głową, nie wyglądała na przekonaną. Sprawiała wrażenie pokonanej. Narcyza westchnęła, a potem spojrzała na Hermionę z determinacją. - Ból, niedowierzanie, strach i odraza, wszystko co teraz czujesz jest słuszne, ale nie jesteś projektem chorego człowieka. Nie jesteś eksperymentem, ani kimś gorszym. - pokręciła głową, a Hermiona nie mogła nic poradzić na to, że jej oczy na powrót zwilgotniały. - Jesteś cudowną, mądrą kobietą, która przeszła przez niejedno piekło i którą mój syn pokochał, wyobrażasz to sobie? Bo ja się ani trochę nie dziwię i to od pierwszej chwili, którą razem spędziłyśmy. - zaśmiała się serdecznie. - Przez lata myślałam, że dzieciństwo i wojna pokiereszowały go zbyt mocno. Że zamknął się na innych i nigdy nie znajdzie szczęścia. Tymczasem mój chłopiec czekał na ciebie.
- Dziękuję. - kolejne łzy popłynęły jej po policzkach. - Tak bardzo ci dziękuję.
Nie była w stanie powiedzieć nic więcej, ale akceptacja Narcyzy momentalnie wymazała z jej głowy wszystkie wcześniejsze wątpliwości. Cały strach, że nigdy nie będzie wystarczająca dla Draco. Dlatego była jej wdzięczna za okazane serce i współczucie, których tak bardzo szukała. I za wyrozumiałość.
Jej potrzebowała najbardziej, gdy raz po raz się rozklejała i miała wrażenie, że już nigdy nie odnajdzie dawnej siebie wśród kawałków porozrzucanych przez lata.
Narcyza uśmiechnęła się ciepło, przysunęła do niej i objęła opiekuńczo. Hermiona westchnęła i oparła głowę na jej ramieniu, a wszystko w tym geście wydało jej się naturalne. Od dawna brakowało jej kogoś starszego, kto mógłby zdjąć choć odrobinę ciężaru z jej barków. Nawet tylko dobrym słowem i obecnością.
Brakowało jej rodziców, więc to nic dziwnego, że wystarczyło jej kilka godzin z Narcyzą, by znów poczuła się jak czyjaś córka. Choćby i tylko na moment i nie do końca naprawdę.
- Ja też. - Narcyza wyszeptała jej do ucha i odgarnęła włosy z czoła w czułym geście. - Ja też ci dziękuję.
Hermiona pociągnęła nosem i chociaż nie była do końca pewna, za co dokładnie Narcyza jest jej wdzięczna, to nie było to istotne. Przynajmniej nie teraz i ona nie potrzebowała dalszych wyjaśnień. Chciała jedynie móc się rozkleić i być przez kogoś pocieszoną. To nie było wiele.
CZYTASZ
Dramione - Uczucia rodem z cyrku.
FanfictionHermiona! Jesteśmy w cyrku, nie sądzisz, że takie ponure myśli, są tutaj od razu magicznie usuwane? Nie ma takiego zaklęcia. - odpowiedziała, smętnie wystukując palcami melodię „You are my Sunshine".