Rozdział 17 - Uciec

193 15 5
                                    

Obudził się przed nią.

Chociaż spało mu się cudownie, to zrobił to tylko po to, by móc bezczelnie się jej przyglądać. Dopiero świtało, a słońce nie było wyraźne i ostre, tylko przytłumione. Tworzyło półmrok, co chyba jeszcze bardziej mu się podobało.

Jednak najbardziej podobało mu się, że łóżko obok nie było puste. Rozkoszował się tym i nikt nie mógł mu tego zabronić. Zwłaszcza, że za kilka dni wszystko miało się rozegrać. Przyszłość, którą mieli przed sobą była niepewna, więc zamierzał czerpać garściami momenty, które mogli ze sobą dzielić.

Hermiona skrzywiła się przez sen, a chwilę później wstała jeszcze rozespana i nie zwracając na niego uwagi, pobiegła do łazienki.

Kiedy myślał o tym, że może nie doczekać przyjścia na świat ich dziecka coś boleśnie ściskało mu się w piersi. Wiedział, że ten rodzaj tragedii znaczył człowieka na całe życie i nie chciał tego, ani dla Hermiony, ani dla dziecka. Ale czasami trzeba wybrać mniejsze zło, a świat bez niego byłby o wiele lepszy niż świat bez Hermiony.

Chciał umrzeć jako pierwszy. Nieważne czy jutro, czy za pięćdziesiąt lat, nie chciał żyć w świecie pozbawionym Hermiony. Nawet minuty. I choć zawsze śmiał się z takich deklaracji, uważał za czcze gadanie, to teraz już rozumiał. Pojął, że wszyscy Ci zakochani głupcy, nie byli wcale gołosłowni. Naprawdę to wszystko czuli, chociaż jemu wydawało się to wtedy niemożliwe. Błahe i ulotne.

- Dlaczego nie śpisz? - Hermiona usiadła na skraju łóżka i spojrzała na niego, uśmiechała się przy tym. - Jest jeszcze wcześnie.

- Chciałem się tobą nacieszyć. - nie zamierzał kłamać, nie miał po co. - Tym najpiękniejszym widokiem.

Roześmiała się i o to mu właśnie chodziło.

- Kłamczuch. - użyła tego samego słowa, którym określił ją wczoraj. - Wiem jak wyglądam.

Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, tak że nie miała wyboru i musiała oprzeć głowę na jego piersi.

- Cudownie.

Pochylił się i szepnął jej do ucha. Nie zamierzał zasypywać jej przymiotnikami, które wyglądałyby na wymuszone. Wolał użyć jednego w taki sposób, by mogła za każdym razem przywoływać ton i brzmienie jego głosu, gdy go mówił. Za każdym razem, gdy będzie sama i będzie za nim tęsknić.

Zaśmiała się cicho, a on miał ochotę powtórzyć to jedno słowo. Kochał jej śmiech, a świat dostawał go zdecydowanie za mało. On miał go zdecydowanie za mało. Nikt nie powinien go więc winić za to, że ubóstwiał każdą chwilę, gdy go nim obdarowywała.

- Przeraża mnie to. - powiedziała po kilku minutach. - Nie ma miejsca na pomyłkę, nie teraz.

Odgarnął włosy z jej czoła i pocałował je. Chciał jej tym dodać otuchy. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze bo słowa nie przeszłyby mu przez gardło i wiedział, że Hermiona i tak by w nie nie uwierzyła. Chciał jej powiedzieć, że nad wszystkim panuje i że nie ma się o co martwić. Że on sam się nie martwi.

Jednak mama uczyła go, że pierwszą oznaką braku szacunku jest kłamstwo. "Nie kłam Draco. Nie tym, których kochasz, bo to jak policzek. Rób to tylko wtedy, gdy trzeba ich chronić, wtedy kłam jak najęty." Tak mu raz powiedziała i te słowa szczególnie wyryły się w jego pamięci, bo łatwo mógł znaleźć ich potwierdzenie.

Faktycznie nie pamiętał, by kiedykolwiek go okłamała. Zawsze odpowiadała szczerze na jego najpierw dziecinne i błahe, a potem poważne i istotne pytania. Nie zbywała go, ani nie lekceważyła, a gdy się czegoś bała, nie udawała, że nic się nie dzieje.

Dramione - Uczucia rodem z cyrku.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz