*Raven Reyes*
Usłyszałam głośny jęk. Zatem się obudził.
Obróciłam się delikatnie, uważając na plecy i spojrzałam na budzącego się Jaspera. Pilnowaliśmy go wszyscy na zmianę od dziesięciu godzin, przez które spał niemalże jak zabity. Położyliśmy go w jego pokoju i zamienialiśmy się co dwie godziny. Dziwne, ale nie zjawili się ani Bellamy, ani Clarke.
- Ciesz się, że nie ma tu Bellamy'ego - powiedziałam dość głośno, ale i tak nie wiedziałam, czy mnie usłyszał.
Przez chwile tylko jęczał i wzdychał, ale po chwili zamilkł. Obserwowałam, jak jego twarz staje się wyprana z emocji, kiedy na mnie spojrzał.
- Po co mnie uratowaliście? - spytał z groźną nutą w głosie.
- Nie martw się, mimo, że żyjesz, to i tak wyglądasz na trupa - nie mogłam się powstrzymać, ale taka była prawda.
Przez ten miesiąc wyraźnie schudł, policzki były zapadnięte, oczy podkrążone. Był przerażająco blady. Naprawdę wyglądał na martwego.
Zamilkł i wydawał się nieobecny, jakby od nowa zaczął planować samobójstwo. Nie mogłam na to spokojnie patrzeć.
- Jesteś totalnym kretynem, wiesz Jasper? Zdajesz sobie sprawę, z tego jak bardzo się martwiliśmy? Przez kilka minut naprawdę nie oddychałeś! Gdyby Clarke cię nie uratowała...
- Nie wymawiaj przy mnie jej imienia! - warknął. - Ona jest dla mnie niczym.
- To masz problem, bo zawdzięczasz jej swoje życie, idioto! - prawie krzyknęłam. Jego zachowanie naprawdę mnie wkurzało. Jak można być tak głupim? - To co powiedziałeś do niej zaraz potem, też było okrutne! Taki chcesz być? Bezduszny i bezwzględny? Wiecznie pijany, wściekły i samotny? Nie poradzisz sobie z bólem, gdy będziesz wszystkich odpychać, wiesz o tym? Maya by tego nie chciała.
- Nie wiesz czego by chciała, bo nie żyje! - jego głos zadrżał. Zamrugał, przeganiając łzy. - I to wina Clarke. Bellamy'ego, Monty'ego i Clarke, bo to był jej pomysł.
- Każdy robi głupie rzeczy. Ona też, a to był jedyny sposób żebyśmy wyszli z Mount Weather żywi. Więc tak właściwie dwukrotnie uratowała ci życie.
- Jak możesz tak mówić? Nasze życie za życie Ludzi z Góry? To jest okrucieństwo! Nie jest sprawiedliwe pod żadnym względem.
- Oczywiście, że nie jest. Ale nie zauważyłeś, że na Ziemi nic takie nie jest? Jasper, tylu ludzi już tu zginęło. Nie jesteś jedynym, który kogoś stracił - teraz to ja musiałam przełknąć gulę w gardle.
- To Clarke zabiła Finna. Nie pamiętasz?- rzucił w moją stronę, jak wyzwanie.
- Jak mogłabym zapomnieć? - oburzyłam się, ale zaraz potem opanowałam. - Na początku byłam na nią wściekła. Ale gdy zobaczyłam i doświadczyłam na własnej skórze bólu, który Finn musiałby przeżyć... Clarke wiedziała na czym to polega. Ona... naprawdę go kochała. Ja nie byłabym w stanie zabić Finna, by oszczędzić mu cierpień. Po części ze względu na niego, ale także na mnie - jak mogłabym żyć ze świadomością, że zabiłam ukochaną osobę? Nawet gdyby mnie oto poprosił. Nie potrafiłabym. Zdajesz sobie sprawę, jaka Clarke była wtedy odważna? Jak bardzo musiało ją to boleć? Jak bardzo boli teraz? Owszem byłam wściekła i teraz też w głębi czuję złość. Ale z drugiej strony zrozumiałam i jestem jej wdzięczna, że go uratowała od poniżenia... że to nie musiałam być ja...- czułam, że się plączę, więc przerwałam i tylko pokręciłam głową.
Milczał przez chwilę, patrząc w podłogę.
- Clarke nie powinna nikim dowodzić - mruknął pod nosem.
CZYTASZ
May we meet again
FanfictionHistoria na podstawie serialu "The 100", obejmująca okres trzech miesięcy miedzy drugim a trzecim sezonem. Clarke Griffin po zabiciu ludzi z Mount Weather postanawia zostać w obozie, zmierzyć się z wyrzutami sumienia i naprawić relacje z przyjaciółm...