Lexa wymieniła zszokowane spojrzenia z kapłanem.
- Chyba nie rozumiesz co ten tytuł oznacza - powiedziała tonem, jakby tłumaczyła coś dziecku. - Wanheda daje ci szacunek w oczach wszystkich ludzi, znamy tylko kilkoro ludzi na przełomie wieku o tym tytule. Twoja władza jest równie wielka jak moja!
- Ten tytuł dał mi jedynie powody do strachu - odparłam twardo. - Zagroził bezpieczeństwu moich ludzi. Nie chce go zatrzymać, nieważne co znaczy dla waszego ludu.
Lexa wyglądała na nieprzekonaną, ale tym razem odezwał się jej kapłan.
- W takim razie może jest jakieś wyjście z tej sytuacji.
- Jakie? - zapytał Kane, posyłając mi pełne nadziei spojrzenie, którego wolałam nie odwzajemniać.
- Możemy ogłosić Konklawe - odpowiedział, patrząc na Lexę, pytająco.
- Czy nie w ten sposób wyłania się nowy Komandor? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co chodzi.
Lexa pokiwała twierdząco głową, ale znowu przemówił jej kapłan, zanim zdążyła odpowiedzieć. Miałam wrażenie, że strasznie ją to drażni mimo, że starała się tego nie okazywać.
- By wyłonić nowego Komandora, dochodzi do walk między Czarnokrwistymi. Ale możemy zmodyfikować zasady, tak żeby każdy klan wybrał najlepszego wojownika, którzy zmierzyliby się, a zwycięzca otrzymałby tytuł Wanhedy.
- Skaikru nie ma szans w starciu z innymi klanami w walce na naszych zasadach - wtrąciła szorstko Lexa.
- Tak, ale oni już mają jednego wojownika - kapłan spojrzał na mnie, miał zimne i bezwzględne spojrzenie. - Wanhedę.
Kane podniósł się gwałtownie z krzesła.
- Czyli jedynym sposobem, żeby Clarke pozbyła się swojego tytułu jest jej śmierć? Myślałem, że jesteśmy tu, żeby znaleźć inne rozwiązanie!
- Są dwa sposoby - odparł chłodno kapłan. - Albo pozwolimy, żeby Azgeda zamordowała Wanhedę, a przy tym cały wasz klan, albo Skaikru ocaleje i Wanheda będzie miała szanse na godną śmierć poprzez walkę na Konklawe. To wasz wybór.
Kane opadł na krzesło i spojrzał na mnie, kręcąc przecząco głową.
- To żaden wybór - westchnął kanclerz.
- Clarke nie musi walczyć - odezwała się nagle Lexa. Wszyscy na nią spojrzeliśmy ze zdziwieniem.
- Skaikru ma już jedną Wanhedę - powiedział ostro kapłan. - To byłoby niesprawiedliwe względem naszych ludzi, gdyby przedstawili kolejnego wojownika.
- Nie będą mieli dwóch wojowników. - Lexa zaczęła nam tłumaczyć swój plan. Nie wiedziałam jak zareagują na niego Ziemianie, ale Kane wydawał się zadowolony, a kapłan wyraził swoją aprobatę skinieniem głowy.
- Ogłoszę to za kilka godzin. Zbierz ludzi i upewnij się, że przybędzie kilkunastu wojowników z Azgedy, nie tylko przyboczni królowej Nii.
- A my? - zapytał Kane.
- Wolałabym, żebyście nie wracali jeszcze do Arkadii. Bezpieczniej będzie, jeżeli zostaniecie tutaj. Możecie wysłać jednego ze swoich ludzi, by przygotował kilkunastoosobową straż, która uda się z nami do Polis.
To był koniec spotkania. Poszliśmy z Aromem do naszego namiotu, jednak nim do niego weszliśmy, Kane zatrzymał się, by wydać rozkazy Rasheedowi, który razem z Arthurem i kilkoma Ziemianami pilnowali naszego namiotu.
- Ile ludzi zabrać? - spytał strażnik. - Dwudziestu?
- Góra piętnastu - odparł Kane. - Najlepszych strzelców.
CZYTASZ
May we meet again
FanfictionHistoria na podstawie serialu "The 100", obejmująca okres trzech miesięcy miedzy drugim a trzecim sezonem. Clarke Griffin po zabiciu ludzi z Mount Weather postanawia zostać w obozie, zmierzyć się z wyrzutami sumienia i naprawić relacje z przyjaciółm...