Rozdział 26

1K 65 8
                                    

Lexa wymieniła zszokowane spojrzenia z kapłanem.

- Chyba nie rozumiesz co ten tytuł oznacza - powiedziała tonem, jakby tłumaczyła coś dziecku. - Wanheda daje ci szacunek w oczach wszystkich ludzi, znamy tylko kilkoro ludzi na przełomie wieku o tym tytule. Twoja władza jest równie wielka jak moja!

- Ten tytuł dał mi jedynie powody do strachu - odparłam twardo. - Zagroził bezpieczeństwu moich ludzi. Nie chce go zatrzymać, nieważne co znaczy dla waszego ludu.

Lexa wyglądała na nieprzekonaną, ale tym razem odezwał się jej kapłan.

- W takim razie może jest jakieś wyjście z tej sytuacji.

- Jakie? - zapytał Kane, posyłając mi pełne nadziei spojrzenie, którego wolałam nie odwzajemniać.

- Możemy ogłosić Konklawe - odpowiedział, patrząc na Lexę, pytająco.

- Czy nie w ten sposób wyłania się nowy Komandor? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co chodzi.

Lexa pokiwała twierdząco głową, ale znowu przemówił jej kapłan, zanim zdążyła odpowiedzieć. Miałam wrażenie, że strasznie ją to drażni mimo, że starała się tego nie okazywać.

- By wyłonić nowego Komandora, dochodzi do walk między Czarnokrwistymi. Ale możemy zmodyfikować zasady, tak żeby każdy klan wybrał najlepszego wojownika, którzy zmierzyliby się, a zwycięzca otrzymałby tytuł Wanhedy.

- Skaikru nie ma szans w starciu z innymi klanami w walce na naszych zasadach - wtrąciła szorstko Lexa.

- Tak, ale oni już mają jednego wojownika - kapłan spojrzał na mnie, miał zimne i bezwzględne spojrzenie. - Wanhedę.

Kane podniósł się gwałtownie z krzesła.

- Czyli jedynym sposobem, żeby Clarke pozbyła się swojego tytułu jest jej śmierć? Myślałem, że jesteśmy tu, żeby znaleźć inne rozwiązanie!

- Są dwa sposoby - odparł chłodno kapłan. - Albo pozwolimy, żeby Azgeda zamordowała Wanhedę, a przy tym cały wasz klan, albo Skaikru ocaleje i Wanheda będzie miała szanse na godną śmierć poprzez walkę na Konklawe. To wasz wybór.

Kane opadł na krzesło i spojrzał na mnie, kręcąc przecząco głową.

- To żaden wybór - westchnął kanclerz.

- Clarke nie musi walczyć - odezwała się nagle Lexa. Wszyscy na nią spojrzeliśmy ze zdziwieniem.

- Skaikru ma już jedną Wanhedę - powiedział ostro kapłan. - To byłoby niesprawiedliwe względem naszych ludzi, gdyby przedstawili kolejnego wojownika.

- Nie będą mieli dwóch wojowników. - Lexa zaczęła nam tłumaczyć swój plan. Nie wiedziałam jak zareagują na niego Ziemianie, ale Kane wydawał się zadowolony, a kapłan wyraził swoją aprobatę skinieniem głowy.

- Ogłoszę to za kilka godzin. Zbierz ludzi i upewnij się, że przybędzie kilkunastu wojowników z Azgedy, nie tylko przyboczni królowej Nii.

- A my? - zapytał Kane.

- Wolałabym, żebyście nie wracali jeszcze do Arkadii. Bezpieczniej będzie, jeżeli zostaniecie tutaj. Możecie wysłać jednego ze swoich ludzi, by przygotował kilkunastoosobową straż, która uda się z nami do Polis.

To był koniec spotkania. Poszliśmy z Aromem do naszego namiotu, jednak nim do niego weszliśmy, Kane zatrzymał się, by wydać rozkazy Rasheedowi, który razem z Arthurem i kilkoma Ziemianami pilnowali naszego namiotu.

- Ile ludzi zabrać? - spytał strażnik. - Dwudziestu?

- Góra piętnastu - odparł Kane. - Najlepszych strzelców.

May we meet againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz