EPILOG cz.2

1.4K 80 58
                                    

Oglądałam się w lustrze, wiedząc, że tego dnia muszę wyglądać nieskazitelnie. Nie dla siebie. Dla niego.

Na ten specjalny dzień znalazłam w zbiorach z Mount Weather jasnoróżową sukienkę, która pasowała na moją sylwetkę. Niestety nie było żadnej białej. Była długa, z koronki, miała odsłonięte plecy i dekolt w serce. Nigdy nie miałam na sobie niczego tak miękkiego i lekkiego. Gina, która pomagała mi w przygotowaniach, wyszukała też jasne baletki. Były niewygodne w porównaniu do moich normalnych butów, ale nie mogłam narzekać. Taki wieczór już się nie powtórzy. Gina pomogła mi też w upięciu włosów.

Na Arce ludzie nie mieli takich możliwości jak tu na Ziemi. Takie irracjonalne strojenie się było w kosmosie idiotyzmem, jednak na Ziemi wszystko było inne. Kobiety wreszcie mogły o siebie zadbać i w czasie tego jednego wieczoru wypożyczały ubrania ze zbiorów Mount Weather. Tak samo postępowali mężczyźni, ubierając garnitury. Reszta gości zakłądała zazwyczaj swoje najlepsze zestawy ubrań.

Ceremonię postanowiliśmy zostawić taką samą jak na Arce. Zresztą nie różniła się bardzo od tej, którą przeprowadzali ludzie jeszcze przed kataklizmem.

- Ciężko ci będzie odejść od nazwiska Griffin? - spytała Gina, poprawiając moje włosy. 

Zastanowiłam się nad odpowiedzią, potem posłałam jej uśmiech w lustrze. 

- Nie jestem pewna - powiedziałam szczerze. - Myślę, że przekonam się po ślubie. 

- Racja - potwierdziła, kiwając głową z miłym uśmiechem.Potem odsunęła się. - Skończone. Tylko tyle mogłam zrobić. 

- Dziękuję ci bardzo - powiedziałam. - Za całą pomoc. Bez ciebie nie wyglądałabym tak dzisiaj.

- Naprawdę nie ma za co - odparła, po czym wycofała się z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Jeszcze raz obejrzałam się w lustrze.

Tego dnia mijały dokładnie dwa lata, od kiedy zapanował całkowity pokój między nami a Ziemianami, a w tym czasie mieszkańcy Arkadii zaczęli brać śluby coraz częściej, szczególnie młodzież. Przybywało dzieci, a całe rodziny za niedługo mogły osiedlać się w nowym mieście. Nie nadaliśmy mu jeszcze nazwy, ale duża grupa, która budowała miasto od zera i nadal tam pracowała, spisała się na medal. Przydzielaliśmy domy najpierw specjalistom, bez których miasto nie mogłoby prosperować, a potem rodzinom z dziećmi.

W planach było rozbudowanie miasta na tyle, by przenieść wszystkich mieszkańców Arkadii właśnie do niego. Zresztą znajdowało się bliżej Mount Weather niż Arkadia, co było kolejnym plusem, choć z drugiej strony góry.

Spojrzałam na zegarek. Nadszedł czas, żeby wyjść z pokoju. O tej godzinie wszyscy już pewnie na mnie czekali. Byłam zdenerwowana, ale w pozytywnym sensie. Wyszłam z pokoju i ruszyłam opustoszałymi korytarzami Arkadii. Dzień był słoneczny i bezchmurny. Ceremonia miała odbyć się na placu przed zabudowaniami. Wcześniej widziałam przygotowane podwyższenie, na którym zostanie nam udzielony ślub. Zobaczyłam też dekoracje z kwiatów i przygotowane przejście, którym miałam przejść pośród tłumu. Oczywiście wszyscy byli zaproszeni.
Mój ojciec nie żył, więc nie on miał mnie poprowadzić do pana młodego. Na Arce wyznaczaliśmy po prostu kogoś z naszej rodziny, nawet jeżeli miałby to być dalszy wujek czy kuzynka. Dlatego poprowadzi mnie jedyna żywa osoba z mojej rodziny. Cieszyłam się, że to będzie ona.

Dotarłam do wyjścia z Arkadii. Już na mnie czekała. Blond włosy spięła w warkocz z tyłu głowy. Nie ubrała żadnej sukienki, ale miała na sobie białą bluzkę z dekoltem w serek, włożoną do czarnych spodni. Wyglądała pięknie mimo prostoty i łagodnie, przez co wydawała się młodsza niż w rzeczywistości.
- Gotowa? - spytała mnie z uśmiechem. - Wszyscy czekają.

May we meet againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz