*Clarke Griffin*
Strażnik Rasheed zauważył niezręczną ciszą dopiero po chwili.
- Co znowu? - spytał ze zniecierpliwieniem.
Murphy parsknął śmiechem.
- To chyba nie najlepszy pomysł - odparł.
- Nie przyjmuję sprzeciwów, panie Murphy- uprzedził drażliwie strażnik. - Blake zna się na rzeczy, a Griffin jest nowa. Dadzą sobie radę.
- Ja tylko grzecznie uprzedzam - powiedział Murphy, unosząc obronnie dłonie.
Musiałam się pchać na patrole. Musiałam. Musiałam chcieć udowodnić mamie, że jestem godna zaufania. Musiałam, a teraz co? Płace za to. Musze spędzić cały, diabelnie długi dzień w JEGO towarzystwie. Udało mi się zerknąć w jego stronę. Zaciskał pięści i szczękę. Wiedziałam, że intensywnie myśli jak wybrnąć z tej sytuacji. Tak, szybko wpadnij na pomysł! Tylko nie każcie mi z nim iść!
Ale nim zdołał coś wymyślić, Rasheed już kazał się rozchodzić. Bellamy stał w miejscu, a po chwili wyciągnął w moją stronę rękę. Trzymał w niej czarny pistolet, niewielki w porównaniu z karabinami, które znałam. Nie patrzył na mnie, więc szybko odebrałam pistolet i schowałam go za pasek spodni. Nie dowierzając własnemu nieszczęściu, zabrałam swój plecak i ruszyłam za Bellamym, który szedł już w zabójczym tempie w stronę lasu. Może to był jego plan: zgubić mnie po drodze. Świetny. Jeżeli jeszcze kiedyś się do niego odezwę, to pogratuluję mu pomysłowości.
Kolejne nieszczęście: plan nie wypalił. Drzewa rosły tu tak gęsto, że Bellamy musiał zwolnić. Przez kolejne kilka godzin przedzieraliśmy się przez krzaki, przeskakiwaliśmy zwalone pnie i strumyki. Plusem było to, że było niesamowicie pięknie. Powietrze było świeże i czyste. Zwierzęta nie zwracały uwagi na naszą obecność. Ptaki śpiewały niezwykle głośno, a słońce tylko w niektórych miejscach przedostawało się przez korony drzew i tworzyło jasne plany na korach i poszyciu. Gdybym tylko miała w ręce coś do malowania. Gdybym tylko była tu sama...
Gdyby nie przytłaczająca obecność Bellamy'ego. Sama świadomość, tego, że znajduje się obok mnie dekoncentrowała, denerwowała i wprawiała w nieśmiałość.
Starałam się myśleć o czymś innym. O drzewach, liściach, świetle, kolorach, a gdy to przestało działać to o pracy... Przecież istnieje tyle tematów, dlaczego nie mogę przestać wracać myślami do Bellamy'ego, bijącego od niego chłodu... Tak bardzo starałam się nie zerkać w jego stronę, ale mimo to i tak zauważyłam, że jego skora przybrała ciemniejszy odcień, musiał długo przebywać na słońcu, że miał dłuższe włosy i ciemne loki wpadały mu do oczu...
Tak bardzo starałam się odwrócić swoją uwagę od niedostępnej pozy Bellamy'ego, że potknęłam się o wystający korzeń i poleciałam na twarz. Odruchowa zamknęłam oczy, ale nie poczułam uderzenia. Czułam za to ręce podtrzymujące mnie, a zaraz potem stawiające z powrotem na ziemi. Uniosłam powieki i przypomniałam sobie, że Bellamy, który mnie złapał i nie pozwolił upaść, jest aktualnie moim wrogiem. On musiał zrozumieć to w tej samej chwili co ja, bo jednocześnie od siebie odskoczyliśmy. Założyłam ręce na piersi, przybierając niechętna pozę, a on najpierw wsunął dłonie do kieszeni kurtki, potem przeczesał nimi włosy, odgarniając je z czoła, a następnie znów schował do kieszeni, jakby nie do końca wiedział co z nimi zrobić. Przez chwile wyglądał na naprawdę speszonego.
- Nie dotykaj mnie więcej - powiedziałam cicho, starając się z całych sił, by mój głos brzmiał groźnie, a nie błagalnie.
- Jak sobie życzysz - odparł obojętnie, ale na mnie nie patrzył. - Ale mogłabyś uważać pod nogi.
To było więcej niż powiedział do mnie przez OSTATNIE DWA TYGODNIE! Już zamierzałam odpowiedzieć mu ciętą ripostą, ale przestał na mnie zwracać uwagę. Podszedł do miejsca, w którym się potknęłam. Powinien tam być korzeń, albo jakaś gałąź, ale zamiast tego była gruba lina pomalowana na ciemną zieleń świeżą farbą albo błotem, przez co zlewała się z poszyciem.
Bellamy spojrzał na mnie po raz pierwszy od dawna bez obojętności lub nienawiści. Spojrzał na mnie z niepokojem, który sama czułam, kiedy uświadomiłam sobie, co to oznacza.
- To pułap...- zaczął, ale w tym samym momencie za jego plecami pojawiła się wielka, okryta futrem postać, która zamachnęła się czymś dużym i zamierzyła się w jego stronę.
Bellamy odtoczył się na bok unikając uderzenia i klęcząc, szybkim ruchem sięgnął po karabin zawieszony na placach, ale w tej chwili pojawił się drugi napastnik i wytrącił mu go z ręki. Bellamy odskoczył do tyłu i kopnął Ziemianina. Ruszyłam w jego kierunku, ale poczułam silne dłonie opasające mnie od tyłu i unieruchamiające ręce. Krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać, ale mężczyzna był za silny.
Moje krzyki zdekoncentrowały Bellamy'ego, który zamiast wstać i skupić się na przeciwniku, spojrzał na mnie ze strachem.
- Clarke! - krzyknął w moją stronę i nie zauważył następnego ciosu. Padł na ziemię, ale nie stracił przytomności choć z jego nosa buchnęła krew. Tym razem wstał i zadał serie szybkich ciosów Ziemianinowi. Tamten zaczął się cofać.
Zaczęłam się szarpać i kopać z większą niż wcześniej zawziętością. Mężczyzna nie mogąc mnie utrzymać rzucił mnie, jak szmaciana lalkę, o drzewo. Uderzyłam głową, aż zadzwoniły mi zęby. Poczułam okropny ból z tyłu czaszki, a oczy zaszły mi mgłą.W tej samej chwili Bellamy wydał okropny okrzyk bólu. Podniosłam powoli wzrok, by zobaczyć, jak Ziemianin cofa rękę trzymającą gruby konar. Z czoła Bellamy'ego lała się krew, a on sam leżał bez ruchu na ziemi.
Chciałam krzyczeć. Wrzeszczeć na cały głos, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Patrzyłam przerażona jak mężczyzna zadaje ostateczny cios - zagłębia nóż w jego brzuchu.
- NIE!!! - udało mi się wreszcie krzyknąć. Chciałam wstać i podbiec do niego, ale w tej samej chwili drugi z napastników rzucił się na mnie i znowu uderzył mnie w twarz. Unieruchomił moje ręce, wiążąc je, a drugi zawiązał mi usta, uniemożliwiając dalsze krzyki. Mogłam tylko patrzeć na nieruchome ciało Bellamy'ego. Czułam łzy spływające mi po policzkach i nie potrafiłam się już bronić.
Myślałam tylko o tym, że ostatnimi wypowiedzianymi do Bellamy'ego słowami było zdanie: "Nie dotykaj mnie więcej".
***
:D
Trochę krótszy niż zwykle.
CZYTASZ
May we meet again
FanfictionHistoria na podstawie serialu "The 100", obejmująca okres trzech miesięcy miedzy drugim a trzecim sezonem. Clarke Griffin po zabiciu ludzi z Mount Weather postanawia zostać w obozie, zmierzyć się z wyrzutami sumienia i naprawić relacje z przyjaciółm...