Twarz Bellamy'ego rozjaśnił szeroki uśmiech.
Machnął dworskim gestem w stronę koców i skłonił się żartobliwie.
- W takim razie zapraszam - powiedział, a kiedy usiadłam na kocach, przysiadł niedaleko mnie.
Nie mogłam opanować uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Cały dzień przekonywałam się, że to nie będzie żadna randka, a teraz okazało się że właściwie to jest nią. Chyba.
Bellamy wyciągnął jedzenie i zaczęliśmy jeść w ciszy, która jednak nie była niezręczna. Pierwszy raz od bardzo dawna mogłam się rozluźnić, wiedząc że w obecności Bellamy'ego nic mi nie grozi. Zresztą zabraliśmy ze sobą czytniki ludzkiej obecności, więc nikt nie mógł nas zaskoczyć. Mogłam się spodziewać Ziemian o każdej porze dnia i nocy, ale w obecności Bellamy'ego nie przejmowałam się tym. Dzięki temu mogłam obserwować zachodzące słońce, którego obraz niezmiernie mnie zachwycał od kiedy wylądowaliśmy na Ziemi.
- Zdajesz sobie sprawę, że nasze dzieci, nie będą wiedziały jak to jest żyć w kosmosie? - zapytałam, gdy skończyliśmy jeść i ułożyliśmy się wygodnie, obserwując przyrodę wokół nas. - Nie będą miały porównania miedzy życiem wśród gwiazd na zimniej stalowej Arce, a oddychaniem świeżym powietrzem na Ziemi... - przerwałam, gdy usłyszałam dziwny dźwięk - połączenie śmiechu z dławieniem się.
Spojrzałam na Bellamy'ego, który próbował uspokoić oddech.
- Nasze dzieci? - zapytał patrząc na mnie z wesołymi iskierkami w oczach.
Przez chwilę nie wiedziałam o co mu chodzi, a gdy zrozumiałam, oblałam się rumieńcem.
- Nie chodziło mi o n a s z e dzieci! - wykrzyknęłam od razu, przerażona. - Ogólnie o następne pokolenie!
- Tak, tak teraz się tłumacz! - przerwał mi ze śmiechem. - Przyznaj się, że już planujesz naszą wspólna przyszłość, Księżniczko! - kpił sobie ze mnie. Nie mogłam w to uwierzyć.
- O mój Boże, ale ty jesteś głupi! - zawołałam, wyrzucając ręce do góry.
- To powiedz mi, ile będziemy mieć dzieci? - kontynuował, bawiąc się w najlepsze. - Co najmniej trójkę? Ale imiona ustalamy razem!
- Może ty mi powiedz, panie Mądraliński? - odparłam z przekąsem.
- Możemy przybrać sobie takie nazwisko, jak ci się podoba - zapewnił mnie gorliwie.
Nie wytrzymałam i przywaliłam mu pięścią w ramię, po czym wstałam i odbiegłam kawałek.
- Hej! - zawołał za mną. - Przecież imiona będziemy ustalać razem!
Zdusiłam śmiech. Co za głupek.
Nie udało mi się odbiec daleko - Bellamy dobiegł do mnie prędzej niż się spodziewałam i objął mnie od tyłu, podnosząc do góry. Pisnęłam zaskoczona, tracąc oparcie dla stóp. Zaczęłam kopać, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo przez to Bellamy się zachwiał i oboje upadliśmy na ziemię. Spróbowałam się odsunąć ze śmiechem, ale on już znalazł się obok mnie i nachylił się nade mną.
- A księżniczka dokąd się wybiera? - wymruczał.
- Z daleka od księcia - odparłam.
Jego twarz w jednej chwili spoważniała i przestraszyłam się, że zrobiłam coś nie tak i znowu wszystko zepsułam.
- Pamiętasz o naszej poważnej rozmowie? - zapytał Bellamy po dłuższej chwili.
Kiwnęłam głową, uważnie go obserwując.
CZYTASZ
May we meet again
FanfictionHistoria na podstawie serialu "The 100", obejmująca okres trzech miesięcy miedzy drugim a trzecim sezonem. Clarke Griffin po zabiciu ludzi z Mount Weather postanawia zostać w obozie, zmierzyć się z wyrzutami sumienia i naprawić relacje z przyjaciółm...