Otworzył usta z niedowierzaniem i zdumieniem. Chwilę zajęło mu opanowanie się. Czyli nie tego się spodziewał.
- Pozwól, że wszystko podsumuję - zaczął spokojnym tonem, którym próbował ukryć wściekłość i rozczarowanie. Zaczął wyliczać na palcach. - Oboje kochamy się jak nikogo innego. Jesteśmy w stanie poświęcić dla siebie wszystko, co nam w życiu drogie. Jesteśmy razem szczęśliwi. Dlatego powinniśmy się rozstać - pokiwał ze złością głową. - Tak, to ma sens. Świetny plan, księżniczko! Gratuluję!
- Nie kpij z tego! - rzuciłam, czułam napływające do oczu łzy. Wzięłam głęboki oddech, dla uspokojenia się - nie pomogło. - Staram się postąpić słusznie!
- Clarke, po co tyle walczyliśmy o przetrwanie, jeżeli nie możemy być szczęśliwi?! Ja mogę być szczęśliwy tylko z tobą! - teraz przybrał błagalny ton.
- Tego nie wiesz na pewno. Warto chociaż spróbować.
- Czy ty próbujesz sprawić, żebym cię znienawidził? - zapytał podejrzliwie. - Cokolwiek zrobisz, nie uda ci się to. Kocham cię, Clarke.
- A ja kocham ciebie. Dlatego nie mogę i nie chcę patrzeć jak niszczysz swoje życie dla mnie - odparłam z całą pewnością jaką udało mi się zebrać. - Wolę żyć z dala od ciebie, wiedząc, że jesteś bezpieczny, niż palić twoje zwłoki.
Przez chwilę tylko na mnie patrzył z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Wiem, że czujesz to samo co ja - dodałam.
- Wszystko jeszcze może być dobrze. Po pozbyciu się tytułu, znowu będziesz bezpieczna. Będziesz mogła normalnie żyć! - próbował mnie przekonać, ale ja zaczęłam kręcić głową.
- Tego nie wiesz na pewno. Nie wiemy, czy do wszystkich Ziemian dotrze, że nie jestem już Wanhedą.
- Ale po jakimś czasie będziemy pewni - odparł cicho jakby się nad czymś zastanawiając.
- Co proponujesz? -zapytałam rzeczowo, marszcząc brwi.
- Za jakiś rok powinniśmy wiedzieć, czy jesteś bezpieczna. Chcę uszanować twoją decyzję, ale wiem, że nie mogę żyć bez ciebie. Dlatego proponuję, żebyśmy zrobili sobie roczną przerwę. Potem zdecydujemy na stałe.
- Dwa lata - targowałam się. - Dla pewności...
Spojrzał na mnie z niedowarzeniem i trochę ze złością.
- Dwa lata, nie mniej. - uprzedziłam jego protest. - I przez ten czas mamy żyć normalnie. Próbować wszystkiego bez ograniczeń. Mamy zapomnieć o tej miłości. Jeżeli znajdziesz kogoś innego, kogo obdarzysz uczuciem... - mówiąc to poczułam mdłości, ale kontynuowałam. - ...nie zastanawiaj się. Chcę żebyś był szczęśliwy, nawet jeżeli oznacza to że będziesz szczęśliwy z kimś innym - mimowolnie w moich ostatnich słowach zabrzmiał smutek, który odczuwałam, a który starałam się ukryć pod maską pewności.
Bellamy przełknął głośno ślinę, patrząc na mnie z bólem.
- 730 dni. Od dzisiaj. I ani dnia dłużej. - oznajmił.
- Masz na mnie nie czekać, Bellamy - odparłam.
- I myślisz, że kiedy ktoś pokocha cię tak mocno jak ja, to nie będzie chciał oddać za ciebie życia?- zapytał, i choć nie oczekiwał odpowiedzi, udzieliłam mu jej.
- Mam nadzieję, że nie.
- Boże, to zabrzmi okropnie, ale mam nadzieję, że nikogo takiego nie spotkasz... - odwrócił wzrok i parsknął gorzkim śmiechem.
- Tak, to było okrutne - potwierdziłam.
Spojrzał na mnie jeszcze raz po dłuższej chwili.
- Przepraszam. Masz rację, jeżeli mam cię unieszczęśliwiać swoim zachowaniem, to lepiej żebyś o mnie zapomniała. A jeżeli kogoś pokochasz przez ten czas, to mogę mu tylko pogratulować.
CZYTASZ
May we meet again
FanfictionHistoria na podstawie serialu "The 100", obejmująca okres trzech miesięcy miedzy drugim a trzecim sezonem. Clarke Griffin po zabiciu ludzi z Mount Weather postanawia zostać w obozie, zmierzyć się z wyrzutami sumienia i naprawić relacje z przyjaciółm...