Rozdział 2

2.2K 136 15
                                    

Zatrzymałam się przed ogrodzeniem z tylu obozu. Niebezpiecznie syczało, przypominając o wysokim napięciu, które przez nie przepływało. Ruszyłam w lewo i starałam się oczyścić umysł. Tęskniłam za tatą. Tęskniłam za Wellsem. Tęskniłam za Finnem i żałowałam że już żadnego z nich nie zobaczę. Że z żadnym z nich nie porozmawiam.

Gdy o tym myślałam, zobaczyłam dość dużą dziurę w ogrodzeniu. Na tyle dużą, że dorosły mężczyzna bez problemu mógłby się przecisnąć pod metalowymi prętami unikając porażenia prądem. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się, by powiadomić Sinclaira o moim odkryciu, by mógł się tym zająć, ale jednocześnie przypomniałam sobie o miejscu, gdzie mogłam znaleźć ostatni ślad Wellsa. Zatrzymałam się i przez chwilę biłam się z myślami, aż w końcu podjęłam decyzje. Prześlizgnęłam się pod ogrodzeniem bez najmniejszego problemu i pobiegłam w stronę lasu odległego o kilkanaście metrów. Bałam się, że ktoś może mnie zobaczyć, ale nie słyszałam żadnych krzyków. Uspokoiłam się trochę, gdy zagłębiłam się w lesie i zwolniłam, choć narzuciłam sobie dość szybkie tempo.

Skierowałam się w stronę kapsuły i cmentarza, na którym spoczywał Wells. Marsz w równym tempie mnie uspokoił i pozwolił oczyścić umysł z myśli. Droga zajęła mi prawie godzinę. Dochodziła szósta, słońce wisiało nisko na niebie. Gdy zobaczyłam znajomy kształt kapsuły, przyspieszyłam kroku. Zatrzymałam się przed nią na chwilę i rozglądnęłam się. Ktoś tu był i zabrał spalone ciała. Kapsuła i jej otoczenie, nasz obóz, wyglądały tak spokojnie i znajomo, że aż poprawiło mi to humor. To prawda, wydarzyły się tu straszne rzeczy i to wielokrotnie, ale mimo to z perspektywy czasu wszystko było prostsze przed pojawieniem się dorosłych z Arki i Ludzi z Góry.

Skierowałam się w stronę cmentarza i po minucie już siedziałam przed grobem Wellsa. Pozwoliłam myślom płynąć i o dziwo zaczęłam myśleć o ludziach z Arki. Czasem miałam wrażenie, że dorośli nadal myślą, że są na Arce, że na Ziemi wszystko funkcjonuje tak samo jak w kosmosie, a tak naprawdę wszystko jest zupełnie inne, odmienne. Nie wiem, jak mogli tego nie dostrzegać. Ale najgorsze jest to, że postanowili nas wysłać na Ziemię na bardzo prawdopodobną i bardzo bolesną śmierć. Rozumiałam to (musieli ratować Arkę i zesłanie Setki na Ziemię było jedynym ratunkiem), ale dlaczego, gdy reszta mieszkańców stacji wylądowała na Ziemi, nagle znowu staliśmy się dziećmi? Dziećmi, bo nie skończyliśmy osiemnastu lat. Co z tego, że przeżyliśmy na Ziemi bez dorosłych i dawaliśmy sobie radę. To się nie liczy, bo oprócz tego, że nadal jesteśmy dziećmi, to do tego kryminalistami, wiec nie wolno nam ufać. Tyle razy udowadniali, że nam nie ufają. A przede wszystkim Bellamy'emu, bo postrzelił kanclerza Jahę. Nie wiedzą ile dla nas zrobił, jak walczył o nasze przeżycie. Lekceważą nas wszystkich.

Westchnęłam głośno. Siedziałam tu już dobre pół godziny, najwyższy czas wracać. Wstałam i skierowałam się w stronę kapsuły, by jeszcze wejść do środka. Odsunęłam zasłony zrobione ze spadochronów i przekroczyłam próg. Tutaj też ktoś był. W rogu pomieszczenia ktoś zrobił sobie posłanie z materiałów i poduszek, a tuż obok zrobił zapasy jedzenia. Tylko kto? Ktoś z Setki? Ziemianin?Poczułam niespokojny dreszcz, przez co stałam się czujniejsza. Wdrapałam się po drabinie na wyższe piętro, ale tam nic się nie zmieniło. W ścianie nadal ziała dziura, którą zrobił Murphy, używając prochu jako bomby. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do obozu.

Zeskoczyłam z ostatnich dwóch stopni drabiny i odwróciłam się.

- Cześć, Clarke.

Odruchowo cofnęłam się i wpadłam plecami na drabinę. Z boku usłyszałam cichy śmiech. Spojrzałam w tamta stronę i zobaczyłam Bellamy'ego, siedzącego na posłaniu. Opierał się plecami o ścianę i oparł łokcie na zgiętych kolanach w swobodnej pozie. Wyglądał na wypoczętego, a rany na jego twarzy zdążyły się zasklepić. Dawno nie był w tak dobrym stanie.

- Co ty tutaj robisz? - spytałam, odsuwając się od drabiny.

- Aktualnie siedzę i odpoczywam. - po jego głosie poznałam, że ma dzisiaj świetny humor. Trochę mnie to zirytowało, zważywszy, że ja nie mogłam spać.

- Więc to tutaj się ukrywasz?

- A ty co tu robisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Przyszłam odwiedzić Wellsa - nie wiem dlaczego, ale postanowiłam zepsuć mu dobre samopoczucie.

Przyjrzał mi się uważnie. Odpowiedziałam twardym spojrzeniem.

- Chcesz coś zjeść? - spytał wskazując na stos jedzenia.

Wzruszyłam ramionami i podeszłam bliżej, a on podał mi jabłko. Usiadłam na ziemi i zerknęłam na jedzenie.

- Dużo tego. Skąd to masz?

- Zebrałem w lesie. Lincoln pokazał mi co można jeść.

Przygryzłam wargę.

- Powinnyśmy podzielić się z innymi - mruknęłam.

- Jak sobie życzysz, Księżniczko - odparł ironicznie, a ja zdałam sobie sprawę, że dawno mnie tak nie nazywał. W jego ustach brzmiało to zupełnie inaczej, niż w ustach Finna. Chociaż w wielu koszmarach słyszałam ostatnie słowa Finna: "Dzięki, Księżniczko".

- Clarke, w porządku? - ocknęłam się z zamyślenia i spojrzałam na Bellamy'ego.

Pokiwałam głową. Ale wiedziałam, że już za późno. Zauważył, że wcale nie jest w porządku.

- Powinnaś się przespać - stwierdził z powagą.

Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz.

- Nie chce. Nie dam rady - odpowiedziałam, odwracając wzrok. - Bellamy, zrozum ja się staram. Ale nie potrafię zapomnieć, co zrobiłam. Nawet śpiąc. Ludzie też nie zapomną. A Jasper... widziałam go dzisiaj i ledwo go poznałam. To kolejna osoba, którą skrzywdziłam... Ja... - zamilkłam.

Zapadła cisza. Gdy już stwierdziłam, że najwyższa pora się zbierać, Bellamy się odezwał.

- Kiedy byliśmy na Arce, zanim odkryto jej istnienie, Octavia bardzo często miała koszmary. Nasza mama mówiła jej wtedy, że musi myśleć o czymś przyjemnym, o czymś co sprawia jej radość i oczyścić umysł ze wszystkich innych myśli, tak, żeby została tylko ta jedna. To jej pomagało. Ty też powinnaś spróbować skoncentrować się na jednej dobrej chwili i zasnąć myśląc tylko o niej.

Patrzyłam na niego. Wiedziałam, że mówił szczerze i naprawdę uważał, że to pomoże. Ale o czym miałam myśleć?

- Nie wierzę, Księżniczko, że nie przeżyłaś ani jednej szczęśliwej chwili - powiedział Bellamy, jakby czytając mi w myślach.

Pomyślałam o tacie, gdy byłam małą dziewczynką, o Wellsie, który przynosił mi ołówki i atrament, żebym mogła rysować. O mojej mamie, gdy zobaczyłam ją na Ziemi. O Finnie, gdy podarował mi figurkę dwugłowego jelenia. O Bellamym, gdy zobaczyłam go żywego, po tym jak znalazłam się w obozie Jaha. O Jasperze, gdy udało nam się go uratować przed Ziemianami. O Montym, Raven, Octavii i Lincolnie. O Setce i o tym jak razem z Bellamym walczyliśmy o jej przetrwanie. Dalej wątpiłam, że metoda Bellamy'ego pomoże, ale mimo to przestałam czuć się tak beznadziejnie jak jeszcze chwilę temu.

Bellamy musiał to wyczuć, bo przesunął się, robiąc mi miejsce.

- Możesz się położyć i spróbować zasnąć. Jeśli cię to uspokoi, będę cię pilnował.

- Chyba powinnam wracać do obozu - zawahałam się.

- Naprawdę myślisz, że tam łatwiej zaśniesz? - zapytał, unosząc brwi. -Nie wiem jak ty, ale ja nie czuje się tam zbyt dobrze.

Oczywiście, miał rację. Obóz Jaha nadal wydawał mi się obcy, a poza tym kojarzył się z Arką.

Położyłam się na posłaniu i przykryłam jednym z koców. Skupiłam się na tym wszystkim o czym wcześniej myślałam, na tych wszystkich osobach, na których mi zależało i powoli uspokajałam oddech. Powieki zaczęły mi ciążyć i już po chwili poczułam, że odpływam.

- Śpij spokojnie, Clarke. Ja będę czuwał.

May we meet againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz