Podziękowania

7.2K 542 372
                                    

Cześć! Chyba tak powinnam zacząć. Pomimo, że to już moje drugie podziękowanie (albo raczej posłowie) wciąż nie jestem pewna, co powiedzieć. Jest w końcu tyle rzeczy, które chciałabym wam przekazać, ale równocześnie nie zawsze można je dobrze ubrać w słowa. Właśnie, słowa. Myślę, że dlatego nie jestem pewna, jak to wszystko przekazać, bo muszę używać tylko słów. Wiecie, chodzi mi o to, że nie widzicie, jak wyglądam, jakie emocje są na mojej twarzy i to może trochę zmieniać przekaz.

Taki problem miałam również podczas pisania tych dwóch książek, chociaż muszę przyznać, że przy drugiej było znacznie łatwiej. W głowie miałam wyobrażenie jak wygląda dana scena, jednak nie zawsze umiałam odpowiednio ją opisać. Chciałam, żebyście widzieli to, co ja i jeśli choć trochę mi się udało, to mogę być dumna.

Chcę, żeby te podziękowania wyglądały całkiem inaczej niż poprzednie. Może to nie jest dobre wytłumaczenie, ale to była moje pierwsze tak długie 'coś' i niezbyt wiedziałam, jak się pożegnać. Tym bardziej, że wtedy nie do końca mówiliśmy 'żegnaj' do bohaterów – raczej dawaliśmy im trochę przerwy, żeby wrócić do ich historii.

Wyobraźcie sobie, że siedzimy wszyscy w dużym pokoju z kominkiem. Nie wiem, jak wy, ale ja tak właśnie widzę rodzinną atmosferę. Może to przez te wszystkie amerykańskie filmy, ale w zimową noc z najbliższymi kominek jest obowiązkowy.
Siedzimy na ziemi, popijając coś ciepłego, wokół panuje rodzinna atmosfera, bo w końcu spędziliśmy ze sobą  kilka miesięcy. 

– Chciałabym wam opowiedzieć historię o tym, jak w kilka miesięcy zmieniło się moje życie – zaczęłabym. Wszyscy moglibyście zobaczyć, jak nerwowo układam się na podłodze, bo pomimo tego, że tyle razem przeżyliśmy, jestem dla was dość obcą osobą, a to sprawia, że się trochę denerwuję. Zapewne wbijałabym też paznokcie w swoje uda, ale to jednak tylko miej wyobraźnia i w nich mogę być trochę bardziej pewna siebie. 

Następnie zaczęłabym mówić o początkach tego wszystkiego. Niestety, nie mam żadnej fascynującej anegdoty, jak to jakiś mały szczegół czy objawienie nakłoniło mnie do napisania czegoś. Ja po prostu od zawsze czułam, że muszę przekazać jakąś historię. To tak jakby odkąd pamiętam było we mnie coś, co namawiało mnie to pisania. Albo inaczej: znacie to uczucie, kiedy macie jakiś obowiązek, ale właściwie nie musicie się spieszyć z jego wykonaniem? To może być projekt z deadlinem za kilka miesięcy. Niby macie dużo czasu, ale właściwie dobrze byłoby już zacząć. Przez ten cały czas coś was w środku ugniata, żebyście w  k o ń c u  to zrobili, bo niedługo już będzie za późno. Miałam tak chyba od zawsze i gdy wreszcie, jedenastego grudnia 2015 roku, usiadłam przed komputerem i zaczęłam pisać.

– Och, jeszcze coś wtrącę! – powiedziałbym szybko, podskakując lekko i wylewając swoją herbatę. – Jeśli zastanawiacie się, czemu znam tak dokładnie datę, to dlatego, że piszę od kilku lat dziennik. Zapisuję tam najważniejsze rzeczy, które zrobiłam danego dnia i swoje przemyślenia. Jeśli tego nie zrobię, mam wrażenie, że moje wspomnienia gdzieś znikną. Czasami przeraża mnie to, jak rzeczy, które wydawały się tak ważne, po pewnym czasie blakną i gdybym nie zapisała ich barwy, za jakiś czas stałyby się pozbawione kolory. Ludzki umysł to naprawdę dziwna sprawa.

Wracając do mnie z grudnia zeszłego roku, bo trochę się  zapędziłam z dygresją. Miałam wtedy piętnaście lat. Teraz ten wiek wydaję mi się odległy, jakbym niewiadomo jak dorosła przez ten rok. A może tak się naprawdę stało? Czy w tym wieku rok to niewyobrażalnie dużo i wszystko może się zmienić? Cóż, zgaduję, że nigdy się nie dowiem. Ale naprawdę, kiedy myślę o sobie sprzed roku, widzę tylko cząstkę obecnej siebie.

Żeby zrozumieć, dlaczego zaczęłam pisać i co mnie do tego nakłoniło musimy cofnąć się jeszcze dalej. Dajmy na to, wczesna jesień tego samego roku.

Look After You (Larry + Ziam) CZĘŚĆ DRUGA WITSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz