[18] Biały wybawca

1.9K 162 59
                                    

Nathalie P.O.V

Gdy nareszcie się ocknęłam, znajdowałam się w ruinach budynku w którym jeszcze nie dawno siedziałam razem z Levim. Właśnie, Levi. Ciekawe gdzie teraz jest... Raczej go nie przygniotło, gdyż w oddali widziałam już pozostałości z zabitych tytanów. Wygląda na to, że z nimi walczył. Dnia nie zaczęłam w najlepszy sposób. Zaraz po przebudzeniu kolejne kreatury zaczęły się do mnie zbliżać. Osunęłam większość gruzów z mojego ciała, aby ułatwić mi ucieczkę. Po chwili udało mi się wydostać. Wiedziałam, że w tej chwili jednym ratunkiem dla mnie będzie walka. Nie byłam w najlepszym stanie. Miałam na ciele wiele siniaków, nogę w naprawdę fatalnym stanie. A jednak jakimś cudem, potrafię jeszcze właściwie funkcjonować, ale wiedziałam, że co bym nie zrobiła, mój koniec i tak wkrótce nadejdzie. Czując strach, przez przypadek strąciłam najbliższe resztki ruin, które zablokowały moją drugą nogę. Wiedziałam, że jeśli się nie pospieszę to będę musiała pożegnać się z życiem. Do mojej głowy wpadł pewien pomysł, jednak był on na tyle ryzykowny, że jeszcze przed jego realizacją, musiałam coś po sobie zostawić. Chwyciłam kartkę z piórem znalezioną w ruinach, po czym szybko zaczęłam pisać. Zapisaną kartkę zostawiłam razem z peleryną zwiadowcy, której nie zdołałam wyciągnąć z gruzów. Cała obolała skierowałam się manewrem w stronę lasu. Tamto miejsce wydawało się najbardziej bezpieczne. Nie wiem czy uda mi się przeżyć. Są całkiem spore szansę na to, że już nie ujrzę światła dziennego. Ale kto powiedział, że praca zwiadowcy polega na samych przyjemnościach? Tak jak kiedyś mówiłam, raz będzie łatwo, kiedy indziej może być trudniej, kiedy indziej śmiertelnie niebezpiecznie. Na każdej wyprawie giną żołnierze, to całkowicie normalne. W moim stanie powinnam mieć bezwzględny zakaz walki, ale co poradzę kiedy muszę. Innego wyboru nie mam. Jeśli chce żyć dalej, to muszę walczyć, aby przeżyć. 

Zatrzymałam się z trudem na jednej z gałęzi. Spoglądałam na dół, gdzie widziałam wielu tytanów czekających na szansę ataku. Bądź szansę, aby nie zeżreć. Pomimo tego, że było to miejsce na tą chwilę najbezpieczniejsze w okolicy, wymyśliłam plan awaryjny, gdyby przyszło mi walczyć w tym stanie. Niestety manewr bez udziału jednej nogi nie jest taki prosty. Z minuty na minute, tytanów pod drzewem było coraz więcej. Ci najpotężniejsi z grona, szli w moim kierunku gęsiego, w jednym rządku. Była to pewnego rodzaju szansa, na wyeliminowanie największego zagrożenia. Zaczęłam rozmyślać. Moje umiejętności oraz aktualny stan zdrowia, pozwalają mi na zabicie ich w szybki sposób. Niestety, plan był bardzo ryzykowany. No ale cóż, raz się żyje. Zaczęłam lecieć w głąb lasu, co niestety przyszło mi z wielkim trudem. Gdy osiągnęłam dobrą odległość, zaczęłam się rozpędzać w stronę, z której przyleciałam. Nabierałam coraz to większej prędkości. W tym momencie liczę się z tym, że po tym co zrobię nie będę mieć już gazu. Musi mi się udać, to moja jedyna szansa. Przekręciłam się lekko w bok i ustawiłam moje ostrza pod dobrym kątem. Mam nadzieję, że się nie stępią w połowie akcji. Zaczęło się. Z ogromną prędkością przecięłam karki wszystkim pięciu tytanów na raz. Z uwagi na to, że nie mogłam wyhamować, uniosłam się w górę. Szybując przez chwilę w powietrzu byłam w stanie poczuć się jak ptak. Jakby... Wolna. Potem zaczęłam spadać. Aby uniknąć styczności z glebą, zahaczyłam linkami o dwa wysokie drzewa, które były obok siebie. Nadal byłam uradowana z faktu, iż w tym stanie udało mi się coś zrobić. Tylko co teraz? Chodzenie i poruszanie się manewrem wykluczone. Myśląc o tym, nawet nie zauważyłam, że na tyłach czai się kolejny tytan. Był większy od tych których zabiłam. Jestem naprawdę nieostrożna, chyba byłam z siebie dość dumna, lub po prostu cieszyłam się, że nic poważnego mi się nie stało. Potem rana na brzuchu dała się we znaki, jakby te stare bandaże nie wystarczyły. Momentalnie upadłam na ziemię siedząc na nogach, tamując wypływającą krew. Przesadziłam, naprawdę nie powinnam się ruszać. Gdy lekko odwróciłam głowę w bok, ujrzałam tą pieprzoną uśmiechniętą mordę. Tytan. W tej chwili? Serio...? Byłoby po mnie gdyby nie on. Doskonałe wyczucie czasu... Panie Ackerman.

Attack on Titan | HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz