2•Przepraszam•

163 5 2
                                    

Piątek, godzina 22:53. Stan psychiczny- wkurzona, zmęczona, przerażona chwilą, która zaraz nastąpi. Wygląd zewnętrzny- pożal się Panie Boże.

Odwiesiłam płaszcz na wieszak, ściągając buty i zabierając telefon z torby, niepewnie skierowałam się do kuchni.
Wciągnęłam głośno powietrze, widząc Jake'a opierającego się o blat kuchenny. Jego wyraz twarzy wcale nie mówił nic dobrego. Mówił: masz przesrane dziewczyno.

- Chyba skończę z czekaniem na Ciebie. Kolacje masz w lodówce, odgrzej sobie. Ja idę spać. - rzekł Jake jakby jednym tchem, patrząc na mnie pustym wzrokiem.

- Jake, przepraszam. Nie wiedziałam, że znowu będę musiała dłużej zostać w pracy. - powiedziałam pod nosem.

- ZNOWU, właśnie. Pamiętasz kiedy ostatnio zjedliśmy razem albo obejrzeliśmy jakiś film, cokolwiek? Bo ja już nie pamiętam.

- Przecież wiesz, że nie siedzę tam na dupie tylko ratuje ludzkie życie!

- Niszcząc swoje.

Trzasnął drzwiami od sypialni a ja bezwładnie opadałam na kanapę w salonie. Od ponad dwóch tygodni chodzę do pracy na ósmą, a wracam około dwunastej w nocy. Nie jestem z tego powodu zadowolona, ale nie mogę nic na to poradzić. Zbyt wielu ludzi potrzebuje pomocy. Do tego mama Ryan'a jest ciężko chora i on musi się nią opiekować. Biorę jego popołudniową zmianę, żeby jak najszybciej mógł do niej pojechać. Niestety to psuje moją relacje z Jake'iem. Wiem, że ma racje, powinnam wracać o normalnych godzinach, jeść z nim obiad, chodzić do znajomych. Ale praca zwyczajnie mi na to nie pozwala.

- Wstawaj, zaraz zaśpisz do pracy. - jęknęłam, niechętnie wstając z kanapy.

Bolało mnie dosłowinie wszystko, każda część ciała. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 6:50.

- Cholera już tak późno?!

Pobiegłam do łazienki, ściągnęłam wczorajsze ubranie i wskoczyłam pod prysznic, który zajął mi chyba dwie minuty. Szybko się wysuszyłam i w samym szlafroku udałam się do sypialni po jakieś ubranie. Standardowo wybrałam dżinsowe rurki i biały T-shirt, do tego szary sweter i zbiegłam po schodach ubierając jednocześnie skarpetki.
Wparowałam do kuchni gdzie mój narzeczony robił sobie omlet na śniadanie. Ile bym dała, żeby mieć wolny weekend i móc zjeść pyszne, ciepłe śniadanie a nie jakąś paskudną kanapkę z bufetu.

- Mam nadzieję, że pamiętasz o urodzinach Olivii. - powiedział Jake stawiając przede mną papierową torebkę z kanapkami w środku. " Oczywiście, że zapomniałam."

- Tak, tak. Dzięki za kanapki.

Dopiłam swoją kawę i zaczęłam ubierać buty i płaszcz. Na moje nieszczęście Jake poszedł za mną.

- Na dwudziestą mamy być u nich. Jeśli nie będziesz w domu wcześniej, nie będę się za Ciebie tłumaczył.

Nie wiem czemu ale uwielbiam kiedy jest taki stanowczy, władczy i zdenerwowany. Chętnie zamknęłabym jego usta swoimi, ale w obcnej sytuacji zwyczajnie by mnie od siebie odepchnął.

- Będę w domu o dziewiętnastej. Pa!

Zniknęłam za drzwiami, modląc się o dobry humor Doktora Lynch'a. Musze również udobruchać jakoś Ryan'a i oświadczyć mu, że dzisiaj go nie zastąpie.
Panie Boże miej mnie w swojej opiece i nie pozwól mi dzisiaj zginąć.

- Ryan proszę.. Moje życie prywatne się wali, Jake jest na mnie wściekły. Z Olivią i Hanną nie widziałam się z dwa miesiące. Proszę Cię.- jęknęłam.

- Spoko dziewczyno, dzisiaj i tak mamą ma się zająć moja siostra, która w końcu przyleciała z Miami. Już nie będziesz musiała mnie zastępować.

- I teraz mi to mówisz?! Ja się tu przed Tobą płaszczę a Ty mnie robisz w konia. - burknęłam, zagryzając kanapkę.

- Liczyłem, że w końcu dasz mi coś słodkiego, żeby mnie przekupić. - uśmiechnął się szeroko.- A tu nic, ani kawałka czekoladki.

Przewróciłam oczami z niedowierzaniem stwierdzając, że mój kolega z pracy, z dnia na dzień, stacza się coraz bardziej.

- Nie gadaj głupot tylko chodź, przepukliny się same nie usuną.

Dziękując całej opatrzności Boskiej, makaronowemu bogowi w durszlaku, czy jakoś tak, weszłam do domu równo o osiemnastej.

- Jestem! - krzyknęłam i już po chwili Śnieżek zjawił się w przedpokoju skacząc i szczekając.

Pogłaskałam włochatą kulkę, która jest chyba jedyną istotą zadowoloną z mojego szybszego powrotu do domu. Powędrowałam do góry i będąc na piętrze pchnęłam drzwi od sypialni.
Jake leżał rozwalony na całym łóżku cicho pochrapując. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, włączyłam aparat i zrobiłam mu kilka zdjęć. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam.
Odłożyłam telefon na stolik i ściągnęłam ubranie zostając w samej bieliźnie. Otworzyłam szafę przeszukując ją od góry do dołu. Nie byłam na zakupach tak dawno, że nie mam w co się ubrać. I nie mówię tego mimo, że mam pełno ubrań w szafie. Na prawdę nie mam co na siebie założyć.
Załamując się pod szafą, poczułam ręce wędrujące po moim ciele. Leniwe pocałunki spadały na moją szyję a ja cicho pojękując odwróciłam się w stronę mojego narzeczonego.

- Przepraszam. - powiedziałam cicho.

- To ja przepraszam. Nie powinienem się na Ciebie wydzierać. Oboje wiedzieliśmy że będzie ciężko, ale kocham Cię i nie chce Cie stracić.

- Ja Ciebie też kocham. - namiętnie go pocałowałam, ciągnąc w stronę łóżka.

Czułam jego uśmiech na swoich ustach, dobrze wiedziałam, że jest zadowolony z tego co za chwilę się wydarzy. Sama byłam z tego zadowolona.

----------------------------------
Dwa rozdziały w jeden dzień, taka szalona jeszcze nie byłam 😂
Liczę na komentarze i gwiazki 😊
Alex ❤

Zawsze do siebie wracamy✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz