Sen, ale czy na pewno?

69 22 183
                                    

Alice

Znów wędrujemy, tym razem jednak nasza tułaczka jest jeszcze bardziej uciążliwa. A to wszystko przez to, że Jake postanowił obrazić się na mnie jak małe dziecko. Ja rozumiem że mogło mnie trochę ponieść, ale to przecież normalne w tych okolicznościach.
No cóż, wracamy do początków naszego pojednania.
- Zjedzmy coś - zaczynam rozmowę z nadzieją, że chłopak raczy odezwać się do mnie choć jednym słowem
- Dobra - poważnie?! Właśnie to dostaję od niego, po całym dniu milczenia. Zwykłe "dobra" i to tyle!?
W porządku nie, to nie, ja się dostosuję, bylebyś później tego nie żałował - myślę i natychmiast pragnę przemianować obrazy powstałe w mojej głowie w słowa, ale w porę się powstrzymuję. Nie będę się kłócić. Znowu. Po prostu nie.
Podczas gdy ja siedziałam opierając się o pień dębu i pozostawałam w swoim świecie, Jake zdążył zrobić nam kanapki. Jedną z nich wcisnął mi w dłonie i przez chwilę miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale ostatecznie do niczego takiego nie doszło. Szkoda.
- Ja, chciałem cię przeprosić - odzywa się wreszcie chłopak, gdy ponownie wyruszamy w drogę do Los Angeles.
No wreszcie, już myślałam, że się nie doczekam.
- Zachowałem się, jak skończony idiota, nie powinienem był cie ignorować cały dzień. Wiesz, zastanawiałem się nad sensem twoich wczorajszych słów - robi pauzę i bierze głęboki wdech - miałaś rację nie miałem prawa tak na ciebie naskakiwać w końcu próbowałaś przekazać mi bardzo ważne słowa i udało ci się, teraz rozumiem twój tok rozumowania i myślę podobnie. Dziękuję - chłopak mruży oczy w oczekiwaniu na moją reakcję.
- Miło wiedzieć, że moje wczorajsze krzyki na coś się zdały i to ja przepraszam, nie miałam prawa robić ci wyrzutów ze względu na inne poglądy, ale to przez tę całą sytuację.
- Wiem Ali - wzdycha Jake i patrzy mi prosto w oczy - Powiedz, że nigdy nie przestaniesz walczyć, że nie rzucisz się śmierci w ramiona, obiecaj mi to, przysięgli, że przeżyjesz nawet gdy ja odejdę.
- Jake, naprawdę chciałabym upewnić cię w przekonaniu, że nigdy się nie poddam, ale równocześnie nie chcę cię okłamywać. Nie mogę obiecać ci, że pozostanę gdy z tej planety zostanie zmiecione moje ostatnie oparcie, jakim jesteś ty.
- A Brad? - pyta nieśmiało
- Spotkałeś go? - odpowiadam pytaniem na pytanie, a on niepewnie kiwa głową.
Wiedziałam, że Brad nie zostawi mnie samej na niepewnym gruncie. Na samo wspomnienie jego ciepłych, orzechowych oczy, robi mi się smutno i czuję nagłą potrzebą wypłakania się w jego ciepłe ramiona, ale wiem, że muszę być silna.
Widzę, że Jake chce coś powiedzieć, ale wyraźnie się waha. W końcu jednak zbiera się w sobie i z jego ust wydobywają się ciche dźwięki:
- Alice? Tęsknisz za nim?
- Nie, to był tylko chwilowy epizod w moim życiu - nie wiem czy to prawda, ale czuję, że właśnie to powinnam powiedzieć - nie mówmy o tym.
Gdy zapada zmrok dochodzimy do małego miasteczka, postanawiamy spędzić tu cały jutrzejszy dzień.
Śni mi się ojciec, próbujący wydobyć z matki informację na mój temat, jednak ta milczy jak zaklęta, wciąż powtarzając, że nie wyda mojego życia w ręce potwora. Mimo, że to nie realne, gdzieś w otchłaniach podświadomości, zagnieździła się myśl, iż te wydarzenia rzeczywiście mają miejsce w małej wiosce blisko sto pięćdziesiąt kilometrów od miejsca, w którym aktualnie przebywam. Wioska ta jest z pozoru ostoją spokoju. Jednak ja i mój towarzysz przekonaliśmy się, że pozory to piekielne narzędzia, które pozwalają ludziom prawdziwie obdarowanym przez los, wyklinać tych pozornie szczęśliwych.

T}x,w

😊😊😊
Na górze ojciec Ali z czasów młodości.
Serdecznie przepraszam hogwartsgirl7, której wstępnie zapowiedziałam dwa rozdziały dzisiaj, jednak nie sam rady napisać drugiego😳😳😳
, ( nasza słodka tajemnica)
Także jutro pojawi się rozdział, podany z perspektywy Jake'a i w reszczie rozwinie się akcja z tą gazetą. 😊

Pod Tysiącem ChmurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz