Alice
Czuję szarpnięcie i orientuję się, że próba gwałtu była koszmarem, powstałym w mojej głowie.
Otwieram oczy i odskakuję od Brada. Sama nie wiem dlaczego to robię. Widocznie skoro przyśnił mi się w złym wcieleniu, musi je posiadać. Nigdy nie wierzyłam, że koszmary senne, ukazują realny świat, lekko podbarwiany na czarno. Ale teraz już sama nie wiem co jest rzeczywistością, a co fikcją.
- Nie chcę być ci wrogiem, a przyjacielem, pamiętaj - docierają do mnie słowa mężczyzny.
Gdy Brad wychodzi z mojego tymczasowego pokoju, przywołuję przed swoje oczy wydarzenia minionego dnia. Widzę Brada z tajemniczym błyskiem w oku i już wiem, że on chciał bym cierpiała. Znowu. Jesteśmy jak dwa identyczne bieguny. Odpychamy się od siebie i próbujemy wznosić jak najwięcej metalowych konstrukcji, które oddzielą nas na wieki, tak byśmy już nigdy nie przyciągnęli się, tak jak dzisiaj, bo nie wyjdzie z tego nic dobrego. Nasze wczorajsze zbliżenie, było wybrykiem natury, czymś co nigdy nie powinno się wydarzyć.
Pośpiesznie pakuję swoje rzeczy do plecaka i niepewnie sięgam po kurtkę, wisząca na wieszaku w moim pokoju. Czuję się jakbym ją kradła, chociaż jest przeznaczona dla mnie.
Delikatnie zatrzaskuję drzwi wejściowe. Wiem, że kiedyś Brad musi zorientować się, iż uciekłam. Ale im później do tego dojdzie, tym większe szanse na nie oglądanie jego parszywej mordy, która mimo wszystko będzie prześladować mnie do końca życia.
Powoli kroczę ulicami miast, rozglądając się po twarzach mijanych ludzi. Mam wrażenie, że wszędzie czyha na mnie on. Tam gdzie najmniej się go spodziewam.
Nagle przed oczami miga mi kilka znajomych sylwetek.
To Jake.
Kiedyś opowiadał mi, że często jeździ na zakupy do San Jose.
To on.
Tysiące myśli przemyka przez mój mózg.
Uciec.
Pokazać mu, że jestem.
Sprawić by żałował.
Nie wiem.
Nim zdążę zareagować, sytuacja rozwiązuje się bez mojego udziału. Jake podbiega do mnie spięty i łączy nasze dłonie
Jego uścisk jest delikatny, subtelny, pełen uczucia.
- Wreszcie cię znalazłem, myślałem, że nigdy Cię nie zobaczę - szepcze i chwyta moje ręce jeszcze mocniej, jakby obawiał się, że go opuszczę. Po raz kolejny. Teraz czuję się podle. Nie powinnam była działać pod wpływem emocji. Ale trudno, stało się. Nie mogę cofnąć czasu, ale mogę naprawić swoje błędy.
- Ali - moje imię brzmi w jego ustach jak świętość, ale dociera do mnie, że nazywa mnie tak jak Brad.
Na początku chcę się wyrwać, ale w porę się rehabilituję. Istnieje wiele sposobów wypowiadania słów.
Brad wypowiadał je z pogardą.
Jake wymawia je jakby były warte czci.
To ich różni.
Chłopak zaprasza mnie na przechadzkę po galerii, chwilę się waham, ale ostatecznie ochoczo kiwam głową i idę razem z nim.
Podążam przy jego boku tylko ze względu na to co nas łączyło. Przynajmniej to próbuję sobie wmówić.
Nie mogę się nadziwić ogromu tego betonowego budynku. I imponujących rozmiarów każdego pojedynczego sklepu, a każdy z nich ma w sobie wiele wartych kupienia przedmiotów i ubrań, szkoda, że nikt tego nie docenia.
- Myślałam, że jesteś tu z rodziną - odzywam się ostrożnie
- Nie wróciłem do domu, poszedłem gdy tylko zauważyłem, że nie ma cię u mojego boku - mówi jakby to było zupełnie normalne, a nie jest.
- Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać? - pytam, bojąc się odpowiedzi.
- Bo San Jose, zawsze ci się podobało, od czasów wycieczki przedszkolnej - okazuję się, że Jake zna mnie lepiej niż ja siebie.
Chciałabym mu coś powiedzieć, okazać ile dla mnie znaczą te słowa, ale nie potrafię. Jestem zbyt słaba.
Idę do toalety i przyglądam się swojemu odbiciu. Znów są na nim zdradzieckie łzy.
- Bądź silna, dasz radę - mówię spoglądając prosto w swe szmaragdowe oczy.
Kieruję się w stronę, gdzie ma czekać na mnie Jake. Stoi tam z reklamówkami w ręku, podaje mi je i przybliża usta do mojego ucha
- Nie zapomnij - szepcze i znika mi z pola widzenia.
Siadam na płytkach, których zimno przenika do mojego kręgosłupa i zaczynam płakać, ukrywając twarz w dłoniach.
Dlaczego po tym wszystkim co dla mnie zrobił i po tym jak udało mu się do mnie zbliżyć, on odpuszcza i oddala sie na bezpieczną odległość?!
Wiele dla mnie znaczy, choć nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Dopiero teraz dotarło do mnie, że chcę byśmy zostali przyjaciółmi, on też tego chciał. Dlaczego więc, opuszcza mnie wtedy, kiedy już prawie osiągnął swój cel?!
Słyszę westchnienie i odwracam głowę w stronę, z której dotarło do moich uszu. Widzę mężczyznę z tajemniczym błyskiem w oku.
Brad.
Dlaczego pojawił się wtedy kiedy znów znalazłam się pod tysiącem chmur, podczas gdy byłam już gdzieś ponad nimi, w bezkresnej przestrzeni kosmicznej i wyciągałam ręce ku gwiazdom, przez które tyle wycierpiałam, dlaczego?Pjt(j
😻😻😻😻😻😻😻😻😻😻😻😻😻😻😻
Dziękuję bardzo za 300 wyświetleń i 30 gwiazdek.
Dziękuję również pewnemu kwiatuszkowi, za wspaniałe konwersacje pod rozdziałami :)
Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali choć jeden rozdział tej historii, tym którzy dali mi gwiazdkę i tym, którzy pofatygowali się, by napisać komentarz.
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM!!😘😘😚😚
CZYTASZ
Pod Tysiącem Chmur
AventuraAlice już jako mała dziewczynka przekonała się, że jedna chwila, potrafi przewrócić świat do góry nogami. Morderstwo pociągnęło za sobą nieuniknione konsekwencje, a ich ofiarom stała się Alice. Czy Alice jest w stanie wyrwać się z sideł matki? I cz...