08; we don't talk anymore

189 21 12
                                    

Tamtego dnia było ciepło. Red postanowiła wrócić na piechotę do domu, aby zażyć trochę świeżego powietrza i potrzebnej witaminy D z promieni słonecznych. Pożegnała się z szefem, jak i wszystkimi w przechodni, po czym poprawiła swoją torebkę na ramieniu i wyszła. Na ulicy panował zgiełk, ale nie dziwiła się. Godzina szczytu przejęła kontrolę nad miastem, co chwila gdzieś ktoś trąbił, a na przejście dla pieszych najlepiej było w ogóle nie wchodzić, jeśli nie chciało się zostać potrąconym. Red szła spokojnie przed siebie, obserwując, jak mija ją wiele nieznanych jej twarzy. Brunetka stawiała małe i dosyć powolne kroki przed siebie. Nigdzie jej się nie śpieszyło. A już na pewno nie do domu. Tamtego ranka znowu pokłócili się z Luke'iem, a ona nie miała zamiaru psuć sobie poprawionego humoru kolejny raz. Blondyn zrobił się naprawdę nie do zniesienia. Nie wiedziała, czy to ona może wszystko wyolbrzymiała, czy coraz ciężej było jej wytrzymać u boku Hemmingsa, ale przez tamten czas była przekonana, że chyba oboje boją się wypowiedzieć głośno, że to wszystko już po prostu nie ma sensu. Poza tym brunetce zawsze przychodziło ciężko mówić o swoich uczuciach, nawet jeśli były one już doszczętnie skończone. Bała się, że zrani tym, co powie blondyna, choć tak naprawdę on ranił ją wciąż i wciąż, nie przejmując się tym, że czasem już nie wytrzymywała i płakała w poduszkę po nocach, bo było tego dla niej stanowczo za dużo. Brunetka westchnęła cicho, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza, który rano zabrała ze sobą. Będąc już w parku wybrała jeszcze dłuższą drogę, ale zielone otoczenie, szczekanie psów i niekiedy rozmowy chyba dobrze na nią działały, bo niewielki uśmiech wkradł się na jej usta. Podziwiała piękno natury, a także wspaniałych pupili innych mieszkańców miasta i poczuła się lepiej. Niezbyt, ale zawsze było to coś i postanowiła nie narzekać. W dodatku wróciły do niej momenty z ostatniej kawy z Michaelem, dzięki czemu naprawdę przestawała myśleć o tym, że w domu czekał na nią toksyczny związek i dodatkowa kłótnia. Wtedy tym się nie przejmowała. 

Red uśmiechnęła się do małej dziewczynki, która przebiegła obok niej, trzymając w dłoni różową smycz. Tuż za nią podążał duży dog niemiecki i był to niecodzienny widok. Zapadł jednak w pamięć brunetce i zaczęła się zastanawiać, czy kiedyś jej dziecko też tak będzie ganiać po parku razem z psem i pod jej okiem. Szczerze mówiąc oczami wyobraźni widziała już córeczkę, która nieco niezdarnie robi pełno zamieszania wokół, ale nadrabia to wszystko swoim urokiem, dzięki czemu nikt nie jest na nią zły. Davenport zerknęła na swoje stopy, a potem pokręciła głową. Na razie nie było mowy o dzieciach. Nie kiedy sytuacja z Hemmingsem wyglądała tak, a nie inaczej. 

- Przepraszam, nie zauważyłam - wymamrotała jakaś blondynka, która potrąciła brunetkę. Red przewróciła dyskretnie oczami, a potem od razu się zarumieniła. Dziewczyną, która stała obok była Chloe. Doskonale ją zapamiętała z kolacji, a raczej jej pewność siebie. 

- Nic się nie stało - odparła powoli i nieśmiało. Zauważyła, że Chloe chyba też ją rozpoznała, bo mimowolnie postawa jej ciała zmieniła się, tak samo, jak wyraz jej twarzy. Pojawił się na niej uśmiech, ale Red nie była przekonana, czy aby na pewno jest szczery. - Cześć - przywitała się, prosząc swój głos, o to aby się nie załamał podczas rozmowy, jak i w ogóle.

- Cześć - blondynka odpowiedziała ostrożnie, mierząc wzrokiem Red. Ta druga mimowolnie ruszyła za nią, zastanawiając się, czy jej ubiór odpowiada standardom Morgan. Jak zwykle Red była w trampkach, spodniach i bluzie, a sama Chloe w butach na wysokim obcasie i z mocnym makijażem. Davenport już nie dziwiło to, że Luke skupił na niej całą swoją uwagę tamtego wieczora. Przecież każdy normalny facet by to zrobił. - Miło cię widzieć - dodała, chcąc podtrzymać.

- Ciebie też - Red poprawiła torebkę, która zsunęła jej się z ramienia. Słońce schowało się za chmurą, która pojawiła się znikąd przez co przestała mrużyć oczy i mogła normalnie spojrzeć na Chloe. - Wracasz skądś? - dodała miło, choć wcale nie wiedziała, jakiego tonu powinna użyć. Miała tylko nadzieje, że nie dowiedziała się skądś, że spotkała się z Michaelem. Nie potrzebowała kłopotów, Clifford tym bardziej. 

- Właściwie to dopiero idę, jestem wieczorem w pracy - powiedziała, poprawiając swoją krótką bluzkę, która odsłaniała jej płaski i lekko umięśniony brzuch. - A ty? Z pracy?

- Tak - kiwnęła nieśmiało głową. Z nią rozmawiało się o wiele inaczej niż z Michaelem. Nie wiedziała, co ma mówić, a czego nie. Z reguły tak było, poza tym jej nieśmiałość robiła swoje, ale wiedziała, że wymiganie się od tej krótkiej rozmowy i odejście mogłoby się wydawać podejrzane. - Miałam dzisiaj zaledwie kilku pacjentów, szef powiedział, że mogę się urwać - dodała, chcąc uzupełnić swoją wypowiedź. Chloe przytaknęła tylko głową, a potem zapanowała cisza. Blondynka zerknęła na zegarek, który spoczywał na jej nadgarstku i ściągnęła brwi, próbując odczytać godzinę.

- Muszę lecieć! - powiedziała w końcu pośpiesznie, a potem posłała brunetce uśmiech. - Na razie! 

- Na razie... - odpowiedziała zmieszana całą tą rozmową i odprowadziła Chloe wzrokiem. Nawet nie wiedziała do końca, jakby to skomentować, bo brakowało jej na to słów. 

Kiedy w końcu ruszyła przed siebie, w jej uszach dzwoniły pojedyncze słowa z tej rozmowy. Zastanawiała się, czy to, aby na pewno był zbieg okoliczności, a jeśli nie to, kiedy Chloe mogłaby ich zobaczyć. W końcu jednak zdała sobie sprawę, że to prawdopodobieństwo jest naprawdę niewielkie, a ona popadła w krótkotrwałą paranoje, która nie do końca była zdrowa. Miała tylko nadzieje, że nie zastanie jeszcze Hemmingsa w domu i będzie mogła być sama przez jeszcze jakiś czas. Potrzebowała tego bardziej niż kiedykolwiek. Była pewna, że nie będzie już chciała w przyszłości natykać się na Chloe. Czuła się wyjątkowo dziwnie, gdy patrzyła jej w oczy, mając w dodatku świadomość, że jeszcze nie tak dawno temu siedziała przy jednym stoliku z mężczyzną, w którym blondynka była w związku i nic jej o tym nie powiedziała. Red czuła się lekko rozdarta przez to wszystko, może nawet przytłoczona, a wizja Hemmingsa, który pewnie był już w domu i tylko czekał na to, aby rozpętać kolejny huragan wcale nie poprawił jej humoru.

~*~

co sądzicie o rozdziale?

exchange • cliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz