Rozdział 6.

107 11 0
                                    

Jasmine POV

-Ej.. ej.. ej.. -usłyszałam tak dobrze znany mi głos - co się stało? - ukucnął przede mną i złapał moją twarz w dłonie. Zauważyłam,że chcąc czy nie chcąc łzy strachu pociekły mi po policzkach.

-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że to byłeś ty - wstałam natychmiastowo i wtuliłam się w ulubione ramiona. Luke wstał i przytulił mnie jeszcze mocniej. 

-A teraz opowiedz mi, co się właściwie wydarzyło? - powiedział łapiąc mnie za rękę.

-Szedł za mną jakiś mężczyzna. Był zakapturzony, pojawił się stamtąd tak znienacka, że nie zdążyłam zlustrować jego twarzy nim wszedł między budynki, gdzie nie było światła. 

-Skarbie - mruknął - jest strasznie zimno. To nic dziwnego, że koleś ubrał kaptur. Nie możesz dostawać paranoi, gdy jakaś podejrzana osoba będzie za tobą szła. On minął nas dokładnie wtedy jak przestraszona wpadłaś na mnie - przyciągnął mnie do siebie. Wyszliśmy na uliczkę, gdzie miasto jak zwykle żyło swoim nocnym trybem. 

- Tak właściwie - odparłam po chwili - co tam robiłeś? - zapytałam.

-Postanowiłem, że wpadnę po ciebie i pójdziemy na małe zakupy. Brakuje kilku podstawowych rzeczy w domu - odparł skręcając do najbliższego marketu - a wiedziałem, że ty bardziej będziesz się orientowała, więc zabrałem cię ze sobą.

-I jednocześnie mnie przestraszyłeś - dodałam kończąc jego wypowiedź.

-Takie życie, kotku - uśmiechnął się i puścił mi oczko. 

Postanowiłam rozluźnić się po dzisiejszych stresach, więc wzięłam najbliższy wózek na kółkach, wlazłam na rurkę łączącą koła i ruszyłam za chłopakiem rozglądającym się za brakującymi produktami. Widząc go na końcu alejki rozpędziłam się i wjechałam prosto w niego. Zdezorientowany obrócił się, a ja zaczęłam się śmiać, jednocześnie usiłując zawrócić. Chłopak podbiegł od tyłu i zaczął pędzić wózkiem prosto przez pustą alejkę. On też wszedł na rurkę. Złapał mnie za talię i idealnie odegraliśmy parę z tytanika, póki na drodze nie pojawił się ochroniarz ze sklepu. Luke usiłował zatrzymać wózek, jednak nieudolnie i wjechaliśmy prosto w ściankę dzielącą sklep na dwie części. Odbiliśmy się i z siłą odrzuciło nas do tyłu.

-Chyba nie ten peron - to były ostatnie słowa nim wyrzucili nas ze sklepu. Zostaliśmy obgadani przez wszystkie starsze panie, które akurat wtedy robiły zakupy. Super. 

~~~

Jake POV

Dźwięk telefonu rozbrzmiał w całym mieszkaniu. Zostałem zmuszony do ruszenia tyłka i odebrania połączenia od natarczywego rozmówcy. Spojrzałem na wyświetlacz, ku mojemu zdziwieniu dzwoniła osoba, od której telefonu bym się nie spodziewał. 

-Cześć Mark- przywitałem się

-Hej Jake - odezwał się po drugiej stronie - dzwonie do ciebie, bo nie mogę się dodzwonić do Jasmine. Nie wiesz może o co chodzi?

- Aa.. - mruknąłem - powinna już wyjść dawno z pracy. Nie wiem co mogło ją zatrzymać.. Chociaż czekaj - rzuciłem szybko - skoro tego debila nie ma w domu, to pewnie jest z nią.

-Widzę, że wasze kontakty się nie polepszyły - usłyszałem donośny głos Victorii. Widocznie Mark miał głośnomówiący, przez co wszyscy mnie słyszeli. Mógł chociaż uprzedzić.

-Nie istotne - westchnąłem, po czym wstałem z kanapy. Dalej trzymając telefon przy uchu poszedłem do kuchni i wyjąłem z lodówki zimne piwo - po co dzwonisz? Bo chyba nie, żeby urządzić sobie ze mną pogawędkę 

-Właściwie to coś w tym stylu - odpowiedział jakby lekko zmieszany - chciałbym żebyście przyjechali do nas jutro. Victoria postanowiła zrobić małą naradę rodzinną, zaprosilibyśmy również tatę Jasmine. Widzisz.. zostało nam kilka miesięcy, póki na świat nie przyjdzie maluch, więc trzeba korzystać z wolnego czasu w pełni - mógłbym przysięgnąć, że usłyszałem jak jego kąciki ust unoszą się w górę. Cóż za paranoja.

-Przekażę Luke'owi i Jass że ich zapraszacie - na samą myśl o tej kolacji robiło mi się nie dobrze. To nie przez fakt, że Victoria kiepsko gotuje, jednak przez to że będą tam wszyscy.. z tymi swoimi wymuszonymi uśmiechami na twarzy. Bezsens. 

-Jake - Victoria zbliżyła się do telefonu i donośnym głosem zaapelowała - jeśli nie przyjedziesz do nas, będziemy zmuszeni przyjechać do ciebie po ciebie.. Więc nie marudź mi i już szykuj strój na jutrzejszy wieczór.

-okej - westchnąłem. Od samego początku wiedziałem, że nie mogę się już z tego wyplątać. No trudno. Czas założyć maskę i udawać, że wszystko jest idealnie. 

-Przyjedźcie o 17 do nas. My zajmiemy się załatwieniem transportu dla ojca Jasmine i małej. Dobrze?

-Tak - usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi, więc szybko dodałem - muszę już lecieć. Trzymajcie się. 

Do mieszkania wszedł Luke, a za nim Jass. Oboje byli roześmiani i zadowoleni z nie wiem czego. Rozebrali się z ubrań wierzchnich i przeszli do pokoju, w którym byłem. Jasmine bez słowa zaczęła zbierać porozrzucane butelki po piwach.

-Zostaw - szepnąłem łapiąc ją za ramię - ja to posprzątam - jedyne co dostałem w odpowiedzi to wyszarpnięcie się z objęć i krótkie spojrzenie w oczy. Zauważywszy, że atmosfera znowu staje sie nieznośna, postanowiłem przekazać im najnowsze wieści - Dzwonił Mark. Razem z Victorią planują jakąś rodzinną kolacje,jutro o 17. Prosił żebyśmy przyjechali.

-Skoro nas zaprosili to się zjawimy - odparła dziewczyna - a teraz z łaski swojej posprzątaj ten syf. 

Bezwarunkowa miłość - Porwana cz.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz