Sorry?

2.5K 108 8
                                    

Obudziłem się czując ból w całym ciele. Oprócz tego odczuwałem to miłe mrowienie, kiedy ktoś czule głaszcze Cię po skórze. Otworzyłem oczy od razu i podniosłem się gwałtownie. Natychmiast skrzywiłem się z bólu i cicho stęknąłem.
-No już, uspokój się. Cicho, już dobrze maluchu.-Pogładził mnie znów, tym razem po głowie.-Przepraszam, trochę mnie poniosło. Jakoś Ci to wynagrodzę.-Mruczał mi do ucha mechanicznie gładząc mnie wciąż po włosach. Cofnął rękę kiedy usłyszał mój śmiech.
-Ty jesteś głupi? Myślisz, że zwykłe "przepraszam maluchu, poniosło mnie" wystarczy? Nie rozumiesz, że tego nie da się cofnąć?! To nie jest jakiś błąd w piśmie, który możesz skreślić i zacząć na nowo. Poza tym ja nie chcę z Tobą nic zaczynać, to już koniec w tym momencie!-Fuknąłem i wstałem z łóżka. Ruszyłem do drzwi, szarpnąłem za klamkę. Były otwarte. Już miałem wychodzić kiedy mój gwałciciel zamknął je zdecydowanym ruchem i oparł się o nie. Mnie zaś złapał za kark zaciskając na nim swoje place.
-Słuchaj, chciałem po dobroci, grzecznie i spokojnie, ale skoro nie chcesz, to zrobimy to w mój ulubiony sposób-jego palce ucisnęły moje gardło, drugą ręką podwinął mi koszulkę i zaczął miażdżyć w palcach moje rodzynki. Automatycznie zacząłem jęczeć, z bólu, nie przyjemności. Spróbowałem mu się wyrwać, wołać pomocy, kopnąć go. Moje starania znów nic nie dały, znów byłem tylko lalką, którą każdy poruszał jak chciał. Kiedy wsunął mi palce w usta ugryzłem go i odepchnąłem go. Bezmyślnie rzuciłem się do ucieczki. Obijałem się o ludzi i ściany biegnąc do,  mam nadzieję, wyjścia. Słyszałem za sobą jego ryk, niezadowolone osoby, które popchnąłem i jak upadały kolejne ozdobniki ze stoliczków, które zdarzało mi się wywrócić. Prawo, prosto, znowu w prawo, w dół, lewo i drzwi... Drzwi do wolności. Był bardzo blisko mnie, słyszałem jak właściwie depcze mi po piętach. Uderzyłem o wyjście licząc, że się otworzy, ale musiałem pociągnąć drzwi do siebie, już miałem wybiec kiedy usłyszałem konie, zobaczyłem kopyta i poczułem silne ramiona otaczające moją klatkę piersiową. Ktoś pociągnął mnie do tyłu ratując mi tyłek. Spojrzałem na wybawcę, miał mord w oczach. Chwycił mnie znów za gardło i wściekły podniósł do góry. Spojrzał mi w oczy zaciskając zęby i dysząc. Potem odepchnął mnie  jak szmacianą zabawkę. Nie zdążyłem się podnieść oszołomiony jak ktoś mnie pojmał i związał.


Wierciłem się czekając na niego w przedsionku biura właścicieli lokalu. Nie wiem co robili, ale chyba się targowali. O mnie... Znów jestem zwykłym towarem, nie ma znaczenia moje ja, to co czuję. Zwiesiłem głowę i utkwiłem wzrok w swoich stopach. Ponownie ubrany w haremki, biała kamizelkę i aksamitny, szkarłatny szal. Usłyszałem jak otwierają się drzwi, ale nie miałem zamiaru podnosić głowy i patrzeć na nich. Złapał mnie za brodę i podniósł moją głowę tak, abym patrzył mu w oczy. Uśmiechał się triumfalnie. A ja... Ja splunąłem mu w twarz patrząc na niego wyzywająco. 

-Ty kundlu, brudny!-Ryknął i złapał mnie za włosy, a następnie mocno uderzył moją głową kilka razy w ścianę. Miałem mroczki przed oczami, piszczało mi w uszach, bolało.-Naucz się szacunku sam, albo wezmę się za Ciebie.-Splunął na mnie i popchnął mnie, aby szedł do przodu. Upadłem na kolana i oberwałem od właściciela. Poczułem ciepłą krew w ustach. Spojrzałem wściekły na nich, zaraz za to dostałem po głowie. Bolało mnie wszytko, miałem już dość, ale nie zamierzałem teraz tu płakać. Spróbowałem się podnieść bez pomocy związanych rąk. Opierając się o ścianę podniosłem się do pionu i ruszyłem krok do przodu. Kolejny krok i kolejny. Szedłem teraz powoli czując na plecach dłoń mężczyzny. Moje życie naprawdę będzie teraz wyglądać? Poczułem jak wyciera mi krew z twarzy. Miałem ochotę cofnąć głowę, ale starczyło mi dziś bólu. Zabrał mnie do swojego auta. Posadził na miejscu pasażera, z przodu, sam usiadł za kierownicą. Oparłem głowę o ramę auta i zamknąłem oczy zupełnie obojętny. Miałem dziś dość.


Poczułem jego dłoń na swoich włosach. Otworzyłem oczy.

-Jesteśmy na miejscu maluch. Jeszcze raz Cię przepraszam.-Zamruczał i obrócił moją głowę w jego stronę łapiąc mnie za brodę. Patrzył na mnie jakoś tak dziwnie, przesunął palcem po moich rozchylonych ustach. Zaraz je zamknąłem i odwróciłem wzrok.-No nie gniewaj się kociaku, wysiadaj.-Rozkazał spokojnym głosem. Z ociąganiem wyszedłem z auta. Zachwiałem się, zakręciło mi się w głowie. Zaraz do mnie doleciał i wziął mnie na ręce jak matka dziecko. Zdziwiony krzyknąłem i odepchnąłem go.-Cicho i nie wyrywaj się.-Zganił mnie i zaniósł do swojej posiadłości.


Nie liczyłem na pokój, ale żeby od razu lochy? Zostałem przypięty na skórzanej obroży do długiego ciężkiego łańcucha. Na głowie miałem opaskę ze zwierzęcymi uszkami, zamiast łóżka kupa ubrań w dużym koszu dla psa olbrzyma. Zostawił mnie samego znikając za żelaznymi do drzwiami żegnając czułym "Dobranoc kociaku, jeszcze raz przepraszam."

No zajebiście...

BurdelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz